wtorek, 28 sierpnia 2018

Powrót do domu

Wróciło nasze szczęście do domu. Przywiozłam ją już teraz, bo w drugim tygodniu września wyjeżdżamy z H. w podróż do Azji, tym razem jeszcze bez Laury, a więc chciałam, żeby spędziła z nami trochę czasu i znowu zatęskniła za dziadkami. I zatęskniła, zaraz gdy pociąg ruszył. Przez pierwsze 40minut musiałam wycierać łzy, tulić i pocieszać, że za dwa tygodnie znowu przyjedzie do dziadzi. 

W pociągu Laura spisała się na piątkę. Chociaż mieliśmy opóźnienie i pociąg stał gdzieś w polu prawie 40minut, Laura grzecznie siedziała na swoim miejscu. Czytałyśmy bajki, oglądałyśmy Świnkę Peppę, a na koniec pochłonęła ją bez reszty zabawa lalkami Barbie. Oprócz tego wszystkim dookoła oznajmiła, że jedzie do H. Taaak... jesteśmy na etapie mówienia do nas po imieniu. Staramy się tym nie przejmować. Zakładamy, że to taki etap jej rozwoju i przejdzie. Najczęściej zresztą zwraca się do nas per mamo, tato, ale gdy mówi o nas w trzeciej osobie to nazywa nas Kasią i H. Bywa w tym bardzo pocieszna. Jeszcze w przedszkolu witała mnie okrzykiem: "Moja Kasiaaa!!!" :)

Od wczoraj Laura odkrywa swoje zabawki na nowo. Wszystkie lalki są ciekawe, domek dla lalek to po prostu rewelacja, wszystkie puzzle na nowo stały się wyzwaniem. Poza tym Laura jest strasznie stęskniona towarzystwa innych dzieci, bo u dziadków jest wspaniale, ale brakuje dzieci. Wczoraj zaprosiłam więc naszych sąsiadów z synkiem. Chłopiec ma niecałe 2 lata, ale Laura była zachwycona. Fikali razem w najlepsze. 

Najważniejsze jednak co chciałam napisać to - ku pamięci - Laura zaczęła spać w swoim pokoju :-) Do tej pory mówiła, że będzie tam spała, gdy będzie duża. No cóż, teraz wykorzystaliśmy trochę moment, bo naprawdę nie chciało mi się dźwigać łóżeczka turystycznego, w którym spała dotychczas, od moich rodziców, sama i pociągiem. Opowiedziałam jej więc słowem wstępu, że jest już dużą dziewczynką i może spać u siebie. No i śpi. Na razie pół nocy, ale to dla nas ogromna zmiana.



piątek, 24 sierpnia 2018

Sierpień na wyjazdach

Laura wyjechała na wakacje. Nasze przedszkole zostało zamknięte na ten miesiąc i chcąc nie chcąc musieliśmy zawieźć Laurę do dziadków. Laura odliczała już dni do wyjazdu, dziadek z babcią zresztą też nie mogli doczekać się spotkanie z wnuczką. Prawdę powiedziawszy, ja również marzyłam o tym dniu, gdy zapomnimy o przedszkolu... Laura ostatnio coraz mniej chętnie tam chodziła... Niby cieszyła się z zabawy z koleżankami, ale pożegnanie rano z nami stawało się coraz trudniejsze... Dziesiątki całusów i uścisków, awantur, że nie zdążyła pożegnać się z tatą, jakbyśmy cofnęły się do września ubiegłego roku... A mnie tak ciężko było ją tam zostawiać... Kilka razy byłam o krok od cofnięcia się i zabrania jej do domu. Powstrzymywała mnie tylko myśl, że jeśli zrobię tak raz, potem będzie tylko gorzej... A w przedszkolu gorąco nieziemsko. Ja wiem, że to publiczne itd. ale przy obecnych upałach było tam naprawdę jak w piecu i wydaje mi się jednak, że powinni zadbać o klimatyzację... W dodatku rano dzieci wyprowadzano na plac zabaw jeszcze zanim zrobi się tak gorąco. Ja nie wiem czy tylko moje dziecko tak się poci, ale gdy odbierałam ją po południu całą buźkę miała umorusaną potem i kurzem. Nóżki brudne... Codziennie już w szatni obmywałam ją chociaż trochę, żeby poczuła ulgę...

W końcu dotrwałyśmy do 1 sierpnia. Do pierwszego weekendu Laura zostawała ze mną w domu. Ja home office, ona zabawa. Z moim dzieckiem naprawdę da się pracować, jest już całkiem mądrą dziewczynką. Jedynie w kwestii odbierania telefonów jeszcze nie udaje nam się dogadać. Ktokolwiek do mnie dzwoni (a w czasie pracy zdarza się to dość często), Laura wyrywa się do słuchawek. I jeszcze z dumą mówi: "Ja znam tą ciocię!", a potem nieśmiało dodaje "hejoł...." :) Na szczęście większość cioć jest na tyle w porządku, że mogę jej pozwolić na krótką rozmowę.

W międzyczasie miałam zaplanowane ogarnięcie wykończenia garażu i obłożenie kominka kamieniem. Taki sobie piękny nowoczesny kominek wymarzyłam, że w słupku i tylko pomalowany ładnie... A tu jednak doopa tak zwana. Po zimie nowy kominek wyglądał jak co najmniej pięcioletni... Obudowa nam popękała, za każdym razem, gdy na niego spoglądałam, szlag mnie trafiał. Ale wiecie jak ciężko znaleźć majstra. Przedzwoniłam do tego, który wykańczał nam mieszkanie, a ten zaskoczył mnie, że ma czas i może zaczynać niemal od razu. Także w planach w pierwszym tygodniu sierpnia miałam pracę z domu, opiekę nad dzieckiem i nadzorowanie remontu. I wiecie co? Zaczynam chyba wierzyć w przeznaczenie. W pierwszy dzień majster mi nie przyjechał, bo ponoć dostał sraczkę :D W drugi dzień przyjechał na godzinę by tylko rozpakować paletę zakupów z Castoramy i skwitować, że płytki są pomylone... No comment... Tym sposobem z remontu nic nie wyszło, spokojnie mogliśmy odwieźć Laurę do dziadków. Majster ruszył w tym tygodniu z robotą i narobił mi takiego nieziemskiego syfu w całym domu, że naprawdę nie wyobrażam sobie tutaj Laury z zabawkami...

Laura bardzo dobrze czuje się u dziadków, którzy są w stanie poświęcić jej o wiele więcej czasu niż my. Spełniają jej każde marzenie, aż boję się co to będzie, gdy nadejdzie moment ich pożegnania... Oczywiście tęsknimy za sobą okropnie. Laura za każdym razem, gdy rozmawiamy pyta czy już wracamy z pracy :) ale potem dzielnie mówi "tocham Cię" i "baj baj". Staram się wykorzystać ten czas bez niej na pożyteczne czynności takie jak odkażanie zabawek, sprzątanie szafek, selekcjonowanie ubranek.. aż sąsiadka mnie wczoraj ofukała, że na jakiś masaż lepiej bym poszła... No ja to nie ten typ, może tylko do fryzjera sobie pójdę. I zamierzamy z H. cieszyć się spokojnymi wyjściami do restauracji, bez pośpiechu, bez zabawiania Małolaty.