Najlepsze życzenia noworoczne dla wszystkich., którzy tu zaglądają! Bądźcie zdrowi i niech spełniają się Wasze marzenia! :-)
My po Świętach i tygodniowym urlopie powoli wdrażamy się w szarą codzienność... trochę boli, ale co zrobić.
Jeszcze przed Świętami przy okazji ostatniego posta życzyłyście mi przyjemnego dnia wolnego bez męża i dziecka :-) Dziękuję wszystkim i melduję, że udało się :D Zaliczyłam szybciutkie zakupy i choć przy okazji, gdy po wejściu do trzeciego sklepu zaczęłam spoglądać na zegarek z poczuciem straty cennego czasu stwierdziłam, że okropnie się zestarzałam ! (jak ja to robiłam, że w czasie studiów potrafiłam obskoczyć dwie galerie handlowe????) to wszystko było na plus. Duży plus. Krótkie, bo krótkie, ale zakupy dały mi dużo przyjemności. Bez stresu, bo świąteczne prezenty miałam już z grubsza ogarnięte, zostawiłam sobie jeszcze kilka drobiazgów do dokupienia dla naszego Juniora. I wiecie co? Super fajowo jest kupować świąteczne prezenty dla dzieci! To właśnie w tych dzieciowych sklepach najłatwiej było mi poczuć magię Świąt, która odczuwalna jest chyba tylko przez najmłodszych. Po zakupach miałam jeszcze czas na kawę w domu, a potem sruuu na masaż. Oby więcej takich dni w Nowym Roku.
Święta... Byliśmy przerażeni perspektywą wyjazdu z miasta w piątek po południu, bo choć mój szef zrobił nam mega prezent w postaci wolnego dnia, to H. musiał niestety zasuwać do pracy. Już widzieliśmy siebie jadących 5h i stojących w mega korkach, a tymczasem nie było tak źle. Laura na sam koniec przysnęła, ale na widok dziadka uruchomiła natychmiast swoje zapasowe baterie, które pozwoliły jej skakać jeszcze przez prawie 3h :-)
Święta minęły szybciutko, trochę za szybko, bo ja najbardziej lubię ten czas oczekiwania na nie. W drugi dzień Świąt H. musiał wracać na 2dni do Wrocławia, a my z Laurą zostałyśmy z dziadkami. Dziecko moje tak się rozkręciło z mową, że nie nadążam notować nowych osiągnięć! Pięknie mówi "dziadzia", "ciocia", "dziękuję" /wymawia "kuję" :) za każdym razem gdy powie się jej "proszę" - normalnie dziecko 1.klasa!/, pokazuje oczy, uszy, nos, włosy po polsku i turecku, mówi bałwan, pokazuje kotka, wie, który samochód jest nasz, a który cioci, a zapytana gdzie jest Laura/Karya słodko pokazuje na siebie paluszkiem :))) No mądrala jest, mówię Wam!
Oczywiście pieski robiły furorę, a ja z nostalgią spoglądałam jak mi dziecko wyrosło. Warto też odnotować, że po raz pierwszy od ponad 2 lat dane mi było zjeść coś ciepłego w Wigilię :-) Może mało tradycyjnie, ale postanowiliśmy tuż przed kolacją otworzyć pierwszy laurowy prezent i tak otwierać kolejne, w odstępach, gdy znudzi się poprzednim. Taktyka zadziałała i mogłam się najeść :-) Wszystko było pięknie oprócz tego, że w pewnym momencie Laurencja wbiła sobie do głowy, że bez cycusia nie odpuści i przed całą familią zrobiła mi scenę uwieszania się na maminym dekolcie... miodzio :-]]]]
Jeszcze przed Sylwestrem uprosiliśmy u dziadków przepustkę dla rodziców i tak dane nam było po śniadaniu wyjechać w siną dal i wrócić wieczorem. Sina dal była tylko 30km dalej i znowu przypomniała nam, że się zestarzeliśmy. Na myśl o kinie i łażeniu po mieście czy jakiś, broń Boże, galeriach, od razu byliśmy zmęczeni. Bez wyrzutów sumienia zabukowaliśmy więc sobie dzień w hotelu i spędziliśmy go oglądając filmy z łóżka i podgryzając chipsy i niezdrowe żarcie. Taka samotność, tj. bez dziecka, to był dla nas mały szok. Przez pierwsze 2 godziny oboje czuliśmy się tak... pusto, jakby ktoś kazał nam czekać 2h w pustej poczekalni bez telewizora i telefonu ;-) Ten dzień był super, tak jakby podróż na jeden dzień do przeszłości. Już planujemy powtórkę, bo niedługo będzie okazja ;-) pod koniec stycznia odwiedzi nas turecka babcia i turecka ciocia :D
Sylwester również spędziliśmy u moich rodziców. Planowaliśmy Laurę wykąpać wcześniej, a potem pozwolić brykać aż padnie, a tymczasem już przed 21, po zaledwie kilku tańcach odtańczonych przed TV, moje dziecko pokazywało rączką sypialnię. Dla nas oznaczało to tyle, że trzeba było zachowywać się cicho, bo u moich rodziców nie ma drzwi do sypialni :((( Było więc aż za dużo czasu na rozmowy przy stole, które trochę nam się czkawką odbiły, niepotrzebnie. Tydzień przebywania non stop razem plus inne niezidentyfikowane czynniki sprawiły, że jakoś nerwowo się zrobiło, totalnie bez sensu. Próbowałam łagodzić sytuację, ale co się rozkręciło to już nie dało się odkręcić więc tuż po północy ku zdziwieniu co niektórych poszłam spać. Następnego dnia przyszedł czas refleksji i naszego wyjazdu. Trochę żałowałam, że nie wróciliśmy do Wrocławia troszkę wcześniej, może dałoby się uniknąć niepotrzebnego kwasu...
We Wrocławiu przywitał nas śnieg i zimnooo... Szkoda, że zima spóźniła się te kilka dni, bo może wreszcie Święta byłyby białe, jak z pocztówki... Storczyki mi pięknie rozkwitły i jednak dobrze jest wrócić "na swoje". Laura ze zdziwieniem przywitała się z nianią, ja zaczęłam odgruzowywać służbowy email...
Nie lubię stycznia.