Ostatnio zaniedbujemy trochę bloga. Narobiło nam się zaległości, a tych okropnie nie lubię. Jesteśmy już w Krakowie. Zaraz po naszym powrocie przyjechała do nas w odwiedziny siostra H. która jest powodem naszej wirtualnej nieobecności :)
Ale dzisiaj chciałam o naszej drodze powrotnej do Krakowa, bo relacja z podróży PKP spotkała się z Waszym sporym zainteresowaniem. No i ja dzisiaj chciałabym chwalić i roztaczać przed Wami różowo-sielankowe wizje... i zachęcać do podróży PKP i przekonywać, że Intercity to już najwyższa klasa... Ale tego nie zrobię. Pochwaliłam PKP poprzednio i mnie szybko pokarało... Muszę opisać... muszę, bo się uduszę :S
Ale dzisiaj chciałam o naszej drodze powrotnej do Krakowa, bo relacja z podróży PKP spotkała się z Waszym sporym zainteresowaniem. No i ja dzisiaj chciałabym chwalić i roztaczać przed Wami różowo-sielankowe wizje... i zachęcać do podróży PKP i przekonywać, że Intercity to już najwyższa klasa... Ale tego nie zrobię. Pochwaliłam PKP poprzednio i mnie szybko pokarało... Muszę opisać... muszę, bo się uduszę :S
Powrót zaplanowałyśmy na minioną niedzielę. Za kupowanie biletów zabrałam się więc na wielkim luzie w sobotę. Wybrałam połączenie i podobnie jak przed wyruszeniem do dziadków zadzwoniłam na infolinię licząc na to, że i tym razem kompetentny konsultant podpowie mi, który wagon jest bezprzedziałowy, dostosowany do osób niepełnosprawnych (czyli taki z ok. 8 mkw wolnego miejsca na końcu wagonu, gdzie można bez problemu ustawić wózek) i który numer fotelu mam wybrać tak by system wygenerował mi drugi dla dziecka zaraz obok. Dla tych, którzy nie wiedzą już tłumaczę: w Intercity trzeba najpierw kupić bilet dla siebie, a dopiero potem w osobnej transakcji dla dziecka ze 100% zniżką i tam też trzeba wpisać numer swojego biletu. Wówczas "system" sam wybiera dla dziecka miejsce obok opiekuna, oczywiście jeżeli nie jest zajęte. No to zadzwoniłam... Pani na infolinii twierdziła jednak uparcie, że nie mają dostępu do podglądu miejsc w pociągu. Czyli może mi podać numer wagonu, ale już nie numer fotela (bez niego zakup biletu ze wskazaniem konkretnego wagonu jest niemożliwe). Mam próbować sama. A, numery mogę sobie wymyślać. I nie wiadomo w jakim przedziale numerycznym są fotele w danym wagonie. Przeleciałam od 10 do 30. Niet. System twierdził, że kombinacja wagonu/przedziału/fotela jest błędna. Łudząc się, że trafiłam na gorszego konsultanta zadzwoniłam jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Za każdym razem czekając po 10 minut na połączenie i kolejne 10 minut, aż sprawdzą w "innym systemie" dostępność miejsc po to by dowiedzieć się, że mi nie pomogą. A na koniec moje ulubione pytanie: "Czy mogę pomóc pani w czymś jeszcze?".... !!!! Rozmowa z robotem.
Wnioski?
1. Okazuje się, że kupując bilet do Poznania rozmawiałam z jakimś konsultantem-czarodziejem, który nie tylko bez odchodzenia od swojego stanowiska potrafił wskazać mi wagon bezprzedziałowy, ale jeszcze radził mi, które fotele wybrać tak by były dwa wolne obok siebie i jeszcze wokół było możliwie najmniejsze zagęszczenie miejsc już zajętych;
2. Zarobiłam dobry uczynek ucząc kilka pań z infolinii jak kupuje się w ich firmie bilety dla dzieci ze 100% zniżką, bo uparcie twierdziły, że powinnam od razu kupić dwa bilety;
2. Zarobiłam dobry uczynek ucząc kilka pań z infolinii jak kupuje się w ich firmie bilety dla dzieci ze 100% zniżką, bo uparcie twierdziły, że powinnam od razu kupić dwa bilety;
3. Jestem roszczeniową matką, która ma kaprys siedzieć razem ze swoim 8-miesięcznym dzieckiem.
Oświecenie przyszło wraz ze wspomnieniem, że w Intercity, którym przyjechałyśmy z Laurą do Poznania było też kilkoro pasażerów stojących. I wiecie co? Siła perswazji jest niezbadana. Pomimo, że do tej pory wydawało mi się, że jestem odporna na reklamy i do mojego umysłu wdarło się bezczelnie przekonanie, że Intercity to taki luksus, porządek, organizacja... generalnie wszystkie przymioty, których PKP nie ma i wszyscy o tym wiemy. Widząc wówczas osoby koczujące na walizkach w końcówce wagonu przeznaczonej do osób niepełnosprawnych, gdzie miałyśmy zaparkowany wózek, nie zakumałam w ogóle o co chodzi, bo wydawało mi się, że skoro cały pociąg objęty jest rezerwacją miejsc to bez niej biletu kupić nie można. O ja naiwna!!! Jeżeli jeszcze ktoś mi zasugeruje, że Intercity to niby taki haj lajf to chyba padnę ze śmiechu. Wtedy też ponownie zadzwoniłam na infolinię i po wytłumaczeniu problemu i błagalnym jęknięciu, że od ponad godziny próbuję kupić bilet i jak dotąd nieskutecznie zabłysnęłam przenikliwością umysłu, bo pani kazała mi próbować wpisywać numer fotela bez "jedynki", bo może akurat takie są w przedziale :D Zadałam beznadziejne pytanie "A może w tym pociągu nie ma już wolnych miejsc?????", na co pani równie entuzjastycznie odpowiedziała mi, że sprawdzi zaraz procent dostępności wolnych miejsc... i co? I okazało się, że ponad 91% zajętych. Czyli moja szansa by szanowny system raczył mi WYGENEROWAĆ aż dwa bilety obok siebie jest równa... zeru :)
No wiem, wiem, mea culpa, że się zgapiłam, że ta niedziela to dla większości polskich zjadaczy chleba, którzy nie "siedzą w domu z dzieckiem" była końcem długiego weekendu i połowa Polaków rzuciła się do wagonów Intercity.
Ale powracając do pani konsultantki, która przekazała mi tą mało optymistyczną wiadomość... pani próbując mnie pocieszyć, zaproponowała podróż pierwszą klasą, w której UWAGA tylko 12% miejsc było wykupionych. Miła pani przekonała mnie, że jedynie za 40zł różnicy będzie nam o wiele wygodniej. Ciężko było się z nią nie zgodzić więc ochoczo przystąpiłam do zakupu biletów dla burżujów. Kupiłam dla siebie. Chciałam kupić dla Laury, a tam... po wybraniu zniżki 100% dla dziecka szanowny system uniemożliwia mi wyboru klasy innej niż II. Burżuje z dziećmi nie podróżują. Moje ciśnienie podskoczyło bardzo niebezpiecznie, wybierając numer infolinii puściłam taką wiązankę, że mój tato i siostra znieruchomieli w przerażeniu. Tym razem trafiłam na faceta. I ja się pytam, czy faceci zawsze muszą być na tych cholernych infoliniach bardziej kompetentni???????? Chyba dzwoniąc zacznę od razu prosić o rozmowę z mężczyzną. Pan konsultant mnie co prawda nie pocieszył, ale wyjaśnił, że zostałam wprowadzona w błąd, że w I klasie dzieciom nie przysługuje żadna zniżka i że, tak, jadąc tym konkretnym pociągiem raczej nie będę mogła siedzieć z córką. Czyli powiedział mi wszystko to, do czego 5 konsultantów dochodziło przez ponad godzinę.
Co zrobiłyśmy?
Nie mając innego wyboru, kupiłyśmy bilety na poniedziałek :]]]]]] I to kompletnie w ciemno, bez wskazywania miejsca, bo pan nas zapewnił, że wszystkie wagony w II klasie są bezprzedziałowe. Raz tylko spróbowałam wybrać taki sam numer miejsca i wagonu jak w drodze do Poznania (jechałyśmy tym samym połączeniem Barbakan), ale gdy tylko zobaczyłam odpowiedź systemu o błędnej kombinacji miejsca i wagonu miałam ochotę wystrzelić się w kosmos. Koszt 60zł za nas dwie, no a żeby odzyskać tamtą stówkę za bilet I klasy musiałam jeszcze napisać reklamację, bo w ich !####@!!@@##!!!!! systemie bilet, owszem, można sobie anulować, ale z potrąceniem 15% i choć to niewiele, to w stanie do jakiego mnie doprowadzili byłam gotowe walczyć do upadłego byleby chociaż 5gr nie dać na sobie zarobić!
A jak minęła podróż?
Pożegnanie do dupy. Rodzice niesamowicie przywiązali się do Laury. Mama popłakiwała już w sobotę rozpaczając nad naszym wyjazdem, mój tato z kolei zupełnie rozkleił się na nasz widok w drzwiach pociągu. Ehhh... w porównaniu do Turcji jesteśmy tak blisko, a jednocześnie tak daleko :(
Jakie nam się trafiły miejsca?
W wagonie niemal zupełnie pełnym, w którym podróżował nawet pies :) Niestety szczekający... grrr. Wagon znacznie mniejszy od tego, w którym przyjechałyśmy do Poznania. Nie było w nim miejsca dla inwalidów, czyli fotele od jednego do drugiego końca wagonu. Przy wyjściu ustawione były jakieś półeczki więc tam ledwo ledwo upchnęłam złożony wózek (A! Hit! Pani na infolinii słysząc, że chciałabym podróżować w wagonie dostosowanym dla osób niepełnosprawnych, czyli takim, w którym na jednym końcu wagonu jest ok. 8mkw wolnego miejsca, gdzie mogłabym bez problemu zostawić wózek, oburzona moimi wymaganiami raczyła mnie pouczyć, że wózki tak jak rowery przewozi się w osobnym wagonie!!! Czy ci ludzie kiedykolwiek podróżują pociągami? Ciekawa jestem jak by pani konsultantka to wykonała, bo biorąc pod uwagę te ułamki sekund, które pociąg czeka na stacjach, przeciętny człowiek martwi się, czy zdąży wyjść z pociągu, a samotnie podróżująca matka z dzieckiem z trylionem toreb, to już w ogóle poziom hardcore. Musi pomyśleć jak się zorganizować z dzieckiem do wyjścia, jak wyciągnąć wózek, rozejrzeć się za ewentualną pomocą jakiegoś rosłego faceta, bo przecież w tym kluczowym momencie konduktorzy znikają jak fatamorgana, a potem jeszcze rozumiem, ma zostawić dziecko na peronie i szukać wózka w innym przedziale????
Laura jednak dobrze zniosła podróż. W chwilach kryzysu lub wtedy, gdy dziecko musiało się po prostu wykrzyczeć/wypiszczeć wychodziłam z nią na korytarz. Przez szybę widziałam, że zaraz obok nas jedzie wagon, do którego tak bardzo chciałam się dostać - z miejscem na wózek i w dodatku niemal zupełnie pusty. Miałam ochotę się tam przesiąść, ale na przeszkodzie stanął oczywiście wózek. Musiałabym zostawić Laurę i się po niego wrócić, a to oczywiście nie wchodziło w rachubę.
w końcu padła :) |
Czy odważymy się jeszcze raz? Pewnie tak :) Spotkanie z dziadkami wynagradza nam trudy podróży, ale teraz po bilety na pociąg pofatyguję się jednak do kasy na dworcu... Tak, w XXI wieku nawet tak nowoczesny twór jak Intercity tego od nas wymaga, jeżeli zależy nam by mieć dziecko obok siebie. W kasach sprzedawcy mają podobno podgląd miejsc w pociągach i tam też można kupić bilet z konkretną miejscówką. Generalnie pociągi są całkiem ok, jest w miarę czysto, wcale nie tak ciasno i przede wszystkim dwa miejsca, które przysługują matce z dzieckiem są sporą wygodą. Natomiast strona internetowa i kupowanie biletu online jest jedną wielką pomyłką, kiłą, mogiłą i zgrzytaniem zębów. Chyba minie kolejny wiek zanim Intercity się zorientuje jak mocno zaniedbuje rodziny z dziećmi (a reklamuje się jako przyjazne rodzinom OLABOGA!!!).
Teraz na nowo aklimatyzujemy się w Krakowie. Tata stęskniony rozczula się nad każdym gestem córki. Po powrocie do domu zastałyśmy na stole... laurową skarpetkę, sztuk jeden. Tata zapytany co to tu robi, nieśmiało przyznał się do podwąchiwania w chwilach kryzysu :D
Teraz na nowo aklimatyzujemy się w Krakowie. Tata stęskniony rozczula się nad każdym gestem córki. Po powrocie do domu zastałyśmy na stole... laurową skarpetkę, sztuk jeden. Tata zapytany co to tu robi, nieśmiało przyznał się do podwąchiwania w chwilach kryzysu :D
O rety...współczuje. Nie wiem czy kojarzysz, że i ja w grudniu użerałam się z PKP. Całkiem niedawno z resztą też. Ten ich system przydziału miejsc jest do dupy (sorry), mogliby w końcu zatrudnić kompetentnego informatyka co by im to wszystko po ludzku ustawił. Akurat wiedziałam (nie wiem skąd), że dziecku nie przysługuje darmowy bilet w pierwszej klasie.
OdpowiedzUsuńMy jedziemy z Wawy do Tczewa, pendolino. W grudniu sytem nam tak pięknie przydzielił bilety, że ja z mężem siedzieliśmy jedno obok drugiego a dwuletni syn w innej części przedziału (a specjalnie wybierałam miejsca przy większym stoliku bo tam są 4 obok siebie, ale sytem wie lepiej). Napisałam do nich przez formularz na stronie, Odpisali, że sprawę przekazują dalej. Po jakimś czasie odpisali i podali zmienione miejsce - co prawda nie było bezpośrednio przy nas, ale po drugiej stronie korytarza.
Tym razem lecę sama. Kupiłam bilet dla mnie i wybieram dla syna.Naturalnie sytem daje przydziela mi miejsce zupełnie gdzie indziej. Piszę więc w czym problem, że trzylatej nie może sam podróźować. Odpisali, że owszem miejsca nie są obok siebie. Przepraszają, ale oni nie mogą nic zrobić...jeśli jest pociąg pełen to może się tak zdarzyć....(aż parsknęłam śmiechem, bo były wciąz dostępne bilety w super promo za 49 zl - jest ich 30 na pociąg, więc znaczyłoby to, że w Polsce sami debile mieszkają i żniżkowych biletów nie kupują) i że bilet dla dziecka pobrać w kasie. Już im smarowałam ironiczne pismo, że w grudniu dało radę, a teraz nie - gratuluje cofamy się. Stwierdziłam jednak, że szkoda moich nerwów. Przypomniało mi się, iż możesz na jeden bilet normalny pobrać bodajże do 6 biletów zerowych. Stwierdziłam więc, że w nadzieii, że jakiś dwa z tych sześciu będą obok siebie zabrałąm się za ponowne rezerwacje. Teraz mam dwa bilety zerowe obok siebie i jeden 100% gdzie indziej i pocałujcie mnie...ich strata!! Sorry, że tak długo, ale ciśnienie mi skaczę na samą myśl.
Pamiętam Twoje przygody z Pędolinem jak go pieszczotliwie nazywa H. :D skoro już nawet w tym ostatnim przybytku luksusu, którym Pkp chwali się przecież na całą Polskę, jest problem by dziecko siedziało obok opiekuna to ja już nie wiem gdzie jestem :S czyli musimy liczyć na łaskę niełaskę innych pasażerów, którzy ewentualnie zamienią się miejscami... Po prostu brak słów. Najbardziej śmieszy mnie to, że Pkp o takich zdawałoby się oczywistych sprawach nie pomyśli, zupełnie ich to przerasta, ale dodatkowa opłatę za zakup biletu u konduktora w rzeczonym Pędolinie w wysokości bodajże 600zl (?!!!) nałożyć potrafią. Dzień dobry Polsko.
UsuńMasakra jak w filmie Bareji. Śmiech na sali, ale i tak masz anielską cierpliwość, bo ja chyba za trzecim razem telefonując na infolinię bym nie wytrzymała.
OdpowiedzUsuńOh taka cierpliwa to nie byłam i chociaż zawsze staram się pamiętać, że konsultant w call center jest Bogu ducha winny to już niekompetencji nie toleruję i potrafię podsumować delikwenta :S
UsuńPodziwiam za cierpliwość, mnie by chyba szlak trafił :P Grunt że szczęśliwie wróciłyście do domu :) ... Kawałek ze skarpetuszką Laury w roli głównej - rozczulający :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Oj mnie też trafił i to kilka razy. Co się działo pomiędzy rozmowami to już tylko mój tato i siostra wiedzą :P no ale bilety kupić musiałam więc dzwonić też było trzeba... Choć w przypadku pkp najbardziej sprawdza się powiedzenie "nie ruszaj g*** bo śmierdzi", czyli jeśli nie chcesz się denerwować, omijaj z daleka :)
UsuńHmmmm, no coz - szkoda slow!!
OdpowiedzUsuńCiesze sie, ze calo i zdrowo wrociliscie do domku i H. Radosc byla pewnie obustronna :)
Milych dni z Gosciem :)
Radość wielka, szkoda, że troszkę czasu zabrakło by się sobą nacieszyć ;)
UsuńRozczulający fragment ze skarpetuszka. Bo to co powyżej to krew zalewa.
OdpowiedzUsuńHehe skarpetka mnie i rozczulila i powaliła na łopatki :) aż zaczynam być zazdrosna, że moje spokojnie leżą w szufladzie ;)
UsuńO ja cie pitole!!! Po przeczytaniu, nie wiem czy smiac sie, czy plakac!!! Mamy 21 wiek, a biletow na pociag nie mozna kupic przez internet? Jaja jakies sobie robia, czy jak?!
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony co sie dziwic staremu PKP, gdzie kupujac bilety na samolot, tez obserwowalam podobne scenki. Kupujac bilety przez net, a nie w agencji, najczesciej za wybor konkretnego miejsca potracaja sobie oplate. Zeby jej uniknac, najlepiej jest kupic bileciki bez miejscowek, a po te zglosic sie juz przy odprawie. I tu zaczynaja sie schody. Jeszcze dwa miejsca obok siebie dostaje sie w miare bezproblemowo (choc tez zdarzylo sie, ze siedzielismy z M. w zupelnie roznych czesciach samolotu). Z wieksza iloscia jest juz gorzej. Pamietam jak lecac raz do Stanow z mama i siostra, my z siorka siedzialysmy obok siebie, natomiast nasza rodzicielka wyladowala na drugim koncu samolotu. :D Kilka razy zas obserwowalam rodzicow dopytujacych ludzi naokolo, czy nie zamieniliby sie z nimi miejscami, zeby mogli siedziec obok swojego maloletniego dziecka/ dzieci. Jak kiedys bedziemy leciec z Potworkami, to chyba przelkne strate i doplace zeby moc sobie wybrac miejsca, bo na to ze na lotnisku uda sie uzyskac 4 miejscowki obok siebie, raczej nie licze. :D
Można przez internet, ale trzeba się liczyć z tym, że dziecko nie będzie siedziało obok mamy. Czyli w praktyce, że będziesz musiała prosić innych pasażerów o zamianę miejsc lub kisić się z dzieckiem na kolanach podczas gdy jego miejsce będzie puste... organizacja typowo po polsku czyli co z tego, że jest strona internetowa z możliwością zakupu online skoro i tak trzeba pedałowac do kas na dworcu... A w samolocie też zawsze liczymy na dobór miejsc przy odprawie. Chyba jak dotąd mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu albo wszyscy Polacy wolą zaoszczędzić te kilka złotych i nikt miejscowki nie bukuje :D
UsuńWłasnie dlatego,po przeczytaniu posta o tym jak jechałaś do Poznania,pomyślałam,ze jesteś mega odważna :) Bo ja interciti podróżowałam jakieś 12 lat temu i to był koszmar..potem za jakieś kilka lat,a ostatnio dwa lata temu i nic się nie zmieniło :-/
OdpowiedzUsuńA ja nie mam dużego doświadczenie z pociągami więc pewnie stąd moja naiwność, bo odwagą bym tego nie nazwała ;P Chociaż wciąż utrzymuję, że gdyby przemilczeć historię kupowania biletów, było naprawdę ok. Podczas samej podróży nie spotkało nas nic niemiłego. Jedynie dworzec w Poznaniu jest nie do ogarnięcia dla samotnej mamy z dzieckiem, ale my na szczęście miałyśmy czekającego na nas dziadka ;-)
UsuńKasiu, jestem, jestem... ale tak to jest, jak się nie skomentuje od razu!
OdpowiedzUsuńMASAKRA! I wiesz co? Podziwiam Cię, ja pewnie bym się jednak zniechęciła. Jak mnie takie scenki właśnie irytują :((((
Ale tata i skarpetka wygrywają <3
Wiem, wiem... sama ostatnio tak podczytywałam blogi z zamiarem napisania komentarza później no i teraz muszę sobie poczytać wszystko jeszcze raz, a czasu nie przybywa :-]
UsuńDom wariatów te polskie koleje. Ale Ty mi się podobasz, takich konkretnych ludzi lubię. Lubię jak ktoś walczy o swoje, jak się nie zgadza, gdy trzeba i jak zna swoje prawa :)
OdpowiedzUsuńO matko! Dobrze ze ja zawsze kupowałam bilety na Pendolino na dworcu.. W przedziale dla matki z dzieckiem
OdpowiedzUsuń