U nas lato w
pełni, a Laura choruje :-/ W zasadzie to bardzo dziwna ta choroba, bo objawiła
się nagle mega kaszlem i katarem. Kaszel taki, że Juniorka aż wymiotuje. No i
sikanie... Co 5 min do toalety. Niestety Furagina nie działa więc dzisiaj ku
uciesze Laurencji było sikanie do kubeczka, a potem oddanie produkcji do
analizy. Ochhh a tu basen kupiony i słońce świeci... Laura z basenem ma pecha.
Najpierw było bardzo gorąco więc go zamówiłam, ale listonosz się spóźniał. Gdy
wreszcie dotarł, pogoda się popsuła – zdążyliśmy go tylko nadmuchać i napełnić
i tego samego dnia nastąpiło załamanie pogody. Trwało na tyle długo, że w końcu
zwinęliśmy basen. Teraz, gdy wreszcie można by go znowu uruchomić, Laura ma
problem z pęcherzem... No pech. Laurencja biega więc co chwilę do toalety, a my
musimy siedzieć cicho. Tak, bo Laura nie może się skupić, do załatwiania
toaletowych czynności musi być idealna cisza. Bajka, choć oglądana milion razy,
musi być zatrzymana, a nasze rozmowy przerwane. Inaczej młoda drze się
„ciiiichoooo!!!”.
Przez tą chorobę,
ale też moje zmęczenie po strasznie intensywnym zamknięciu miesiąca w pracy, od
środy w zeszłym tygodniu byłyśmy w domu. Ja ogarniając dziecko i home office, a
Laura szalejąc z kredkami i lalkami i urządzając z naszego salonu totalny plac
zabaw. Ja nie wiem jak można w tak krótkim czasie urządzić taaaaki sajgon, że
można by łopatą zbierać. Moje dziecko w każdym razie potrafi.
Przy tym pojawiło
się kilka rozmówek ku pamięci:
1.
Laura
ogląda książeczkę.
- Mama,
zobacz, piesek. A tu drugi. Dwa piesy. Ja kocham te piesy.
2. Po kwadransie zabawy tekturową ubieranką, Laura odsunęła od siebie papierowe
modelki i zabrała się za dekorowanie mamy. Mocuje się z papierowymi kolczykami
próbując przyczepić mi je do ucha.
- Chyba
stoi... Och, nie chce stoić.3. Tata ogląda z córką bajkę po turecku. W bajce występuje koń. Tata mówi:
- Zobacz, to jest „at” (po tur. Koń”).
Laura na to spogląda na trzymaną w ręce lalkę i nagle ją rzuca. No tak.
„At” to po turecku również forma rozkazująca od „atmak” czyli „rzucać” :D
Poza tym Laura
jest zakochana na zabój w naszym małym sąsiedzie Piotrusiu. Piotruś jest
uroczym nieco ponad rocznym blondynkiem. Jak tylko wychodzi na ogród i Laura go
usłyszy, krzyczy „Mój Plotluś!!!” i biegnie do drzwi tarasowych żądając
wypuszczenia na wolność. „Plotlusiem” został też nasz zapomniany już dawno
bobas. Teraz Laura jest mamusią, przykrywa bobasa kocykiem, wozi w wózku i daje
babci (tak, tzn. mnie) do karmienia butlą.
- Mamooo! Pać, jeśtem albuzem! |
Jaka duża! Co chwilę do Was wpadała, by zobaczyć, czy wracacie, a tu nawet przegapiłam post z początku lipca. Sama u siebie znów coś zaczęłam podpisywać, zapraszam :) fajną atrakcją są dialogi Laury :) ja ostatnio w ogóle tak sobie myślałam, że luuudzie. Cztery lata, zaraz pięć. Potem szkoła i odrabianie lekcji :D ściskamy mocno! I zdrówka! U nas podobnie było z basenem. Ale teraz na szczęście już się unormowało, oby u Was również jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńRośnie panienka :)
OdpowiedzUsuńJaka pannica. Biedna z tym pęcherzem, okropna przypadlosc.
OdpowiedzUsuńJaki slodki arbuzik! Taki do schrupania! :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie Twoje okreslenie balaganu: "Ze lopata mozna zbierac". Zawsze kiedy patrze na dokonania Potworkow w pokoju, mysle sobie, ze zbieranie rekami zabierze z godzine. Dobry patent bylby z lopata, albo nawet mini-spychaczem. ;)
Pochwal sie wiekszym kawalkiem ogrodu! :)