Posta o Dniu Matki nie będzie. No bo... troszkę do dupy był, tak w skrócie. Liczę na lepszy w przyszłym roku.
Ale dzisiaj ma być o Laurze. O ośmiomiesięcznej Laurze!
Z danych statystycznych nie mam pojęcia ile obecnie waży i mierzy, ale przypuszczam, że jakieś 8-9kg. Nosi ubranka 74 i 80 więc pewnie znowu urosła :)
Co się zmieniło od ostatniego miesiąca? Mam wrażenie, że jeszcze bardziej się do mnie przywiązała :-] Ewidentnie zaczęła się faza na mamę i to pełną gębą. Zaczął nam się chyba lęk separacyjny, bo często gdy odchodzę od niej uderza w płacz, bidulka moja. Matka służy jej już nie tylko do jedzenia i obsługi higieniczno-sanitarnej, teraz drobizna się do mnie naprawdę przytula :) W szczególności w nocy. Najczęściej do mojej ręki. Potrafi tak się w nią wtulić i merda sobie paluszkami, że aż serce mi mięknie :) I leżę tak, jeszcze bardziej zakleszczona, wpatrując się w tą moją kruszynę :)
Poza tym dziecko nam się rozgadało. A właściwie rozpiszczało :) Piszczenie jest teraz jednym z jej ulubionych zajęć. W szczególności lubi, gdy się jej również piskiem odpowiada. Wtedy zaczyna się prawdziwa aria operowa na dwa głosy :) Dzięki temu mogę też coś więcej zdziałać w kuchni, więc często tak sobie współpracujemy - Laura w bujaczku przed tv, ja w kuchni przy garach i sobie na zmianę piszczymy :) Oprócz piszczenia Orzeszek zaczął wreszcie wydawać także inne bliżej nieokreślone dźwięki, z czego bardzo się cieszę, bo do tej pory wydawało mi się, że jakoś podejrzanie cicha jest. Naśladuje też dźwięki.
Najwięcej zmian dostrzegam w obszarze zabawy. Analizuje zabawki z jeszcze większą uwagą. Dostrzega najmniejsze szczegóły - guziki, nitki, zatrzaski. Uwielbia drzeć chusteczki higieniczne i papier :) Jej ulubioną bajką jest Klub Myszki Miki i turecki Pepee. Gdy tylko usłyszy muzyczkę z jednej z nich, zamiera w półruchu :)
Siedzi już bardzo stabilnie, potrafi podnieść się do siadu leżąc w wózku w pozycji z maksymalnie rozłożonym oparciem. Jeszcze nie raczkuje, ale tu też poszła o jeden krok do przodu: leżąc na brzuszku podnosi kuperek do góry i podciąga nóżki pod brzuch. Jeszcze nie zakumała, że jednocześnie powinna podnieść się na rączkach i tak funkcjonuje jak wielbłąd przy wstawaniu :)
Laura uwielbia też się kąpać. Z racji, że już ładnie siedzi, część kąpieli mija właśnie w tej pozycji. Nasza córcia bawi się w tym czasie kaczuszkami i coraz bardziej uskutecznia zalewanie łazienki. Początkowo waliła tylko nóżkami, od kilku dni dołączyły jednak też rączki. Musimy wręcz wołać tatę do asekuracji niesfornych odnóży :)
Rozszerzanie diety idzie nam już znacznie lepiej. Laura zjada większe porcje i jest bardziej zdrcydowana w kwestii lubienia i nie lubienia smaków :) Jej faworytem jest ostatnio rosołek drobiowo-wołowy. Na czarnej liście znalazł się z kolei indyk. Kupiłam słoiczek z samym indorem, w ramach eksperymentu, bo wcześniej Mała nie jadła samego mięcha. Indyka jadła już natomiast wcześniej w mieszance z warzywkami i było ok. Tym razem coś mi zaświtało już w chwili otworzenia słoiczka. Pachniał bardzo... indyczo :-] Jestem trochę wrażliwa na zapachy drobiu. W ciąży przez długi czas nie mogłam zdzierżyć kurczaka, teraz odrzuca mnie indyk (podzieliłam się tą nowiną z moją mamą, a ta natychmiast zbombardowała mnie pytaniem "Czy ty nie jesteś czasem w ciąży?" - hue hue hue, dobre sobie...). Nieśmiało podałam ptaszora Laurze. Oczywiście skrzywiła się niesamowicie, ale połknęła... by po trzeciej łyżeczce ohaftować mnie, siebie, bujaczek, normalnie wszystko dookoła. W skrócie dramacik. Indora podawać już nie będę.
A co u nas poza tym?
A co u nas poza tym?
Ostatnio nieco smutnawo. H. wkroczył pełną parą w kryzys emigracyjny, a mnie, choć bardzo się staram, nie zawsze starczy cierpliwości. Staram się patrzeć w przyszłość z nadzieją, aczkolwiek coraz bardziej przeraża mnie myśl, że nigdy nie znajdziemy odpowiedniego miejsca by zapuścić korzenie już tak na zawsze. Wizja kolejnych przeprowadzek sprawia, że cierpnie mi skóra. Pakowanie, sprzątanie, przeprawianie się, rozpakowywanie, urządzanie po raz kolejny od zera, przyzwyczajanie do nowego miejsca. Nieeeeeee...!!!
Ale spokojnie. Na razie nigdzie się nie przeprowadzamy. Jesteśmy gdzie jesteśmy i ja wciąż mam nadzieję, że jakoś się tu odnajdziemy. Tylko tak trudno być jedynym optymistą w rodzinie!