Uwierzycie, że tyle właśnie kończy dzisiaj nasza Laurencja?
Ja nie wierzę. Dziecko mi rośnie jak na drożdżach, a dla mnie to wciąż takie małe i nieporadne... I uzależnione ode mnie w 100% choć z pewnością tak nie jest.
19. miesiąc życia naszej córci minął nam głównie pod hasłem chorób więc ciekawie nie było. Laura zdążyła się niesamowicie wynudzić. Żal mi jej było okropnie, gdy codziennie rano maszerowała na korytarz i paluszkiem pokazywała na swoją kurtkę albo przynosiła mi buty sprawdzając czy tego dnia pojedziemy do niani. Niestety tyle razy musiałam ją z tego korytarza zawrócić i szybko zająć jakąś zabawą, bo córcia moja była mocno niepocieszona.
Laura jest zakochana w żłobkowych paniach i dzieciach. Gdy ją odbieram, często przytula się do swojej opiekunki, posyła jej buziaczki, muszę czekać aż się pożegnają. Cieszę się z tego ogromnie, bo oczywiście przełom, który czeka nas już wkrótce, gdy pójdę do pracy rośnie mi mocno w oczach. Przede wszystkim pytanie o to, jakim cudem uda się pani Ani położyć Laurę na drzemkę beze mnie, czyli bez cycusia nie daje mi spokoju. Wyboru jednak za bardzo nie mam, a dopóki nie spróbujemy to niczego się nie dowiemy. Laura obserwuje uważnie zachowanie innych dzieci, liczę więc po cichu na to, że i w przypadku spania nie będzie chciała się wyłamać ;)
Przez tak częste pobyty w domu, Laura rozwinęła się w domowych zabawach. Lego nie są już dla niej żadnym wyzwaniem, swobodnie łączy wszystkie elementy. Najbardziej lubi bawić się figurkami, które ustawia w różnych konfiguracjach na meblach. Poza tym wciąż na tapecie są misie choć już ich tak nie karmi, a raczej przytula i buja na osiołku na biegunach. Ten ostatni to zdecydowanie hero ostatniego miesiąca. Gdy dostała go na Boże Narodzenie nie wzbudzał jej dużego zainteresowania. Teraz jest w ciągłym użytku. Przełom nastąpił, gdy nauczyła się sama na niego wsiadać. Od tego czasu co chwilę jest ujeżdżany, głaskany, całowany, Laura siedząc na nim ogląda bajki i (ku mojej zgrozie) zjada obiadki. Już się martwię co zrobimy bez osła przez dwa tygodnie w Turcji ;)
Poza tym bajki... Nie mogę wyjść z podziwu z jaką uwagą Laura je ogląda i jak długo potrafi się na nich skupić. I to już nie jest takie nieświadome gapienie się w telewizor. Laura zdaje się naprawdę wiele rozumieć. Śmieje się w głos w niektórych momentach, a najczęściej są to sytuacje, w których zaangażowane są zwierzęta. Gdy na ekranie pojawia się Kraksa z Księżniczki Zosi Laura od razu zaczyna rechotać ;) A rechocze przekomicznie, takim rubasznym śmiechem, wyuczonym najpewniej w żłobku :)
Córcia moja w ogóle robi się całkiem muzykalna :) Uwielbia telewizyjne przeboje. Gdy tylko usłyszy pierwsze tony piosenki rozpoczynającej Lwią Straż, od razu kręci kuperkiem. A w samochodzie, w drodze do żłobka, wyobraźcie sobie, że wpatrzona marzycielskim wzrokiem w okno PODŚPIEWUJE SOBIE :)))) Lubi też tańczyć z tatą w parze i gdy już dostanie się do niego na ręce nieustannie krzyczy "mama! mama!" każąc mi patrzeć na te wygibasy :)
Oprócz kilku mocno kryzysowych dni, w tym miesiącu całkiem nieźle dopisywał jej apetyt. Zdecydowanie jednak jej ulubionym posiłkiem są zupy, które dostaje po swojej drzemce. Wreszcie zaczęła zjadać coś więcej niż tylko zupę jogurtową i pomidorówkę. Teraz już się nie ograniczam w wyborze warzyw, jadę z żółtymi, zielonymi i Laura wszystko zjada. Tak, jej awersja do zielonego na talerzu, na razie w formie płynnej, się skończyła :] Gorzej natomiast jest z obiadokolacją, która zjadamy, gdy H. wraca do domu. Mięsa Laura absolutnie nie ruszy. Kurczaka już jej odpuściłam, ale próbowałam kilkakrotnie odrobinę mielonego zakamuflować w ryżu, ale dooopa. Laura jest jak radar i natychmiast wyczuwa takie moje przekręty. A wtedy trzeba szybko interweniować, bo zaczynają latać talerze. Najczęściej więc kończy się na frytkach, suchym makaronie (z sosem nie ruszy) albo ryżu. Z tym ostatnim mogę trochę pokombinować, bo tu nie ma problemu by był z jakimś sosem. Największy problem jednak zdecydowanie mamy rano, bo już nie wiem zupełnie co przygotowywać jej na śniadanie. Do tej pory zjadała ze mną chlebek z dżemem lub miodem, ale w pewnym momencie (który trwa do dziś) Laura zamiast zjadać chleb zaczęła mazać paluchem po omaście i tyle było z jedzenia. Kaszki są ble, jajo w każdej postaci podwójne ble. Czasem zje trochę owsianki, raz poskubie troszkę kaszkę manną, czasem zje chlebek Wasa. Ale to wszystko to jest dosłowne skubanie, a nie jedzenie. Zawsze kończy się na tym, że odwożę ją do żłobka z wrażeniem, że jest głodna. No, ale jeść nie chce, czasem pochrupie coś jeszcze w samochodzie i chociaż szlag mnie trafia na ilość kruszonek i niezjedzonych kanapek wyrzuconych gdzie popadnie w aucie to jednak pozwalam jej dalej na tą konsumpcję licząc na to, że chociaż coś przekąsi!
No i nasz (mój) największy problem żywieniowy minionego miesiąca: CYC. Matko Bosko, ja wiem, wiem, że nie powinnam się spinać, ale jednak szlag mnie trochę trafia, gdy moje ponad 1,5 roczne dziecko czasem co 30 minut lub mniej potrafi przyjść do mnie i domagać się cyca. A jak nie dostanie to jest taaaaki wrzask, że w uszach mi dzwoni. Staram się być nieustępliwa i próbuję zająć ją wtedy czymś innym, ale nie zawsze się udaje. Laura to cycusiowy nałóg. Taki przypadek.
Z innych umiejętności mamy jeszcze buziaczki :) Taaak, Laura nauczyła się posyłać buziaczki i to z głośnym cmoknięciem i bardzo się cieszy, gdy się takimi buziaczkami wymieniamy :) Jest przy tym przesłodka, po prostu miodzio.
Od jakiegoś czasu trwa jej miłość do taty. Tata po powrocie z pracy jest nieodstępowany na krok. Laura chce się z nim bawić, przytula się do niego, musi siedzieć zaraz obok, kładzie kopytka na jego nodze. Kontakt musi być. Fajnie, cieszę się :) Zawsze w tym czasie mogę sobie paznkocie pomalować ;)