Wiem, wiem, za wiele mnie tu ostatnio nie ma. Ale złapałam jakiegoś takiego doła. Chorobowego. Nie pamiętam, żeby w naszym domu było tyle chorób, przeziębień, katarów, bolących gardeł i innych syfów ile się przewinęło od tej zimy. Ja jeszcze jakoś się trzymam, ale Laura ze swoim tatą prowadzą chyba jakąś rywalizację na to, kto zaliczy więcej infekcji... Nie dalej jak w poniedziałek, podczas gdy spokojnie pakowałam swój plecak do siłowni, zwróciłam uwagę na niepokojąco często kichającą Laurę. A wraz z kichaniem... glut do pasa. Taaaa... przerwa od poprzedniej choroby wyniosła całe... 2 tygodnie! Nie pytajcie, szlag mnie trafił po prostu. Na pogodę, na słabą odporność mojego dziecka, na mamy posyłające zasmarkane dzieci do żłobka i na nianię wyprowadzające je do ogrodu w paskudną zimno-deszczową pogodę. No, ale radzić sobie musimy toteż od do wczoraj włącznie zamiast śmigać w siłowni wykorzystując ostatnie dni przed rozpoczęciem pracy, siedziałam w domu z dzieckiem wycierając co chwilę zmaltretowany nosek. Laury było tak okropnie żal... Nochal czerwony, leje się z niego strumieniem. Dziecko wymęczone, znowu kiepsko sypia. Po prostu dramacik. No i ok, może zbyt agresywnie zareagowałam, może nie powinnam tak szybko i sama, ale zdesperowana podałam jej lekarstwo przepisane poprzednio przez pediatrę, czyli Bactrim. Dobrą stroną na pewno jest to, że pomogło naprawdę szybko i dzisiaj Laurencja mogła pomaszerować do żłobka.
Ale tak przy okazji tego dramaciku zaczęłam się już martwić jak będziemy sobie z tym wszystkim radzić, gdy ruszę z pracą. Bo na razie, gdy widzę u Laury cieknący nos, wysyłam do niani sms, że nas dzisiaj nie będzie i skupiam się na dziecku. Z tym, że przy całej swojej elastyczności i wyrozumiałości mój pracodawca raczej nie będzie przychylnie patrzył na zwolnienia z taką częstotliwością... Dlatego już wiem, że oprócz naszej żłobkowej niani, potrzebujemy też nianię zastępczą. Taką, która zaopiekuje się Laurą w razie choroby. Z tym, że hmmm... nasza niania mnie dzisiaj podsumowała, że się za bardzo cackam... Trochę mnie tym zirytowała, ale z drugiej strony (oprócz komfortu mojego dziecka) co z tego, że ja zasmarkaną Laurę zatrzymuję w domu skoro inne mamy posyłają swoje przeziębione pociechy do żłobka? No może niewiele, ale jednak wierzę, że na najlepiej wytrę jej czerwony nosek ;) No powiedzcie, czy ja przesadzam? Żal mi serce ściska na myśl, że Laura przeziębiona miałaby siedzieć w żłobku 8 godzin. Chociaż może źle do tego podchodzę, Laura to przecież dziecko. Nie położy się do łóżka w ciszy by odpocząć, tylko będzie marudzić, ale jednak się bawić.
Zastępczą nianię tak czy inaczej jednak potrzebujemy, bo w sierpniu nasze żłobkowe panie robią sobie miesiąc urlopu, a rodzice mają sobie radzić sami. Zajebiście, nie? Z chęcią wysłałabym Laurę do dziadków, ale ten no... cycek niestety musiałby zostać. Moi rodzice wciąż pracują więc nie ma takiej możliwości by przyjechali do nas na ten czas. Kilka dni na pewno będą mogli nam pomóc, ale na pewno nie cały miesiąc. No więc niania to nasz must have i już zaczynam się rozglądać, pani Ania też ma mi kogoś polecić, ale już widzę, że koszt tego luksusu wyniesie nas tyle ile opieka u pani Ani w tym wymiarze x2 lub więcej. No więc, jak widzicie, same plusy sytuacji....
Z jaśniejszych punktów naszej najbliższej przyszłości jawi się majowy urlop H., który zamierzamy wykorzystać na odwiedziny tureckich dziadków. Wszyscy stęskniliśmy się za Turcją i nie możemy się doczekać. Gdyby tylko udało się jakoś ominąć tą podróż... Lot mamy z Berlina, czyli czeka nas całodniowa podróż. Ciekawa jestem jak Laurencja zniesie lot, bo tego, że nie wysiedzi już te 3 godzinki u nas na kolanach jestem więcej niż pewna :-] Poza tym czuję lekki stres w związku z wylotem z Berlina właśnie. Cóż, w takich czasach przyszło nam żyć, że nigdzie nie można czuć się bezpiecznie. W Polsce jeszcze jest ok, bo chyba wciąż za mało na świecie znaczymy, ale już taki Berlin nz chwilę obecną wydaje mi się naprawdę niebezpiecznym miejscem. Odetchnę dopiero w Turcji, bo tak, możecie się dziwić, ale tam będę czuła się o wiele bezpieczniej. Pewnie byłoby inaczej gdybyśmy lecieli do Stambułu lub Ankary, ale na południowym wybrzeżu jest spokojnie, także gdybyście rozważały wakacje to polecam ;-)
Co jeszcze? Laura ukochała osła na biegunach. Wreszcie nauczyła się sama na niego wchodzić i schodzić i skończyło się nasze asekurowanie setnego dosiadania bujaka. Laura siedząc na nim ogląda bajki, zjada obiad, bawi się innymi zabawkami, generalnie multi-task ;) Oczywiście nie zapomina o jego potrzebach żywieniowych i w trakcie bujania potrafi przechylić się do przodu by celując do pyska łyżeczką lub butelką dokarmić zwierzaka :)
Poza tym wszystkim tęsknię za wiosną. Ale taką ciepłą. Wiem, że kwiecień-plecień ale tego przeplatania mam już serdecznie dosyć. Nie wiem czy tak wygląda wiosna we Wrocławiu, ale jeśli przyjdzie spędzić mi tu kolejną to na pewno zainwestuję w kalosze. Jednego dnia słońce, drugiego deszcz. Trzeciego deszcz, czwartego ulewa, piątego słońce. Przy tym deszczu robi się tak nieprzyjemnie zimno, że ostatnio rozważaliśmy odpalenie elektrycznego grzejnika, gdy kaloryfer po godzinie grzania był ledwo letni. No tak, koniec sezonu grzewczego, ale u nas ziiiiimno! A mamy połowę kwietnia!
Z jaśniejszych punktów naszej najbliższej przyszłości jawi się majowy urlop H., który zamierzamy wykorzystać na odwiedziny tureckich dziadków. Wszyscy stęskniliśmy się za Turcją i nie możemy się doczekać. Gdyby tylko udało się jakoś ominąć tą podróż... Lot mamy z Berlina, czyli czeka nas całodniowa podróż. Ciekawa jestem jak Laurencja zniesie lot, bo tego, że nie wysiedzi już te 3 godzinki u nas na kolanach jestem więcej niż pewna :-] Poza tym czuję lekki stres w związku z wylotem z Berlina właśnie. Cóż, w takich czasach przyszło nam żyć, że nigdzie nie można czuć się bezpiecznie. W Polsce jeszcze jest ok, bo chyba wciąż za mało na świecie znaczymy, ale już taki Berlin nz chwilę obecną wydaje mi się naprawdę niebezpiecznym miejscem. Odetchnę dopiero w Turcji, bo tak, możecie się dziwić, ale tam będę czuła się o wiele bezpieczniej. Pewnie byłoby inaczej gdybyśmy lecieli do Stambułu lub Ankary, ale na południowym wybrzeżu jest spokojnie, także gdybyście rozważały wakacje to polecam ;-)
Co jeszcze? Laura ukochała osła na biegunach. Wreszcie nauczyła się sama na niego wchodzić i schodzić i skończyło się nasze asekurowanie setnego dosiadania bujaka. Laura siedząc na nim ogląda bajki, zjada obiad, bawi się innymi zabawkami, generalnie multi-task ;) Oczywiście nie zapomina o jego potrzebach żywieniowych i w trakcie bujania potrafi przechylić się do przodu by celując do pyska łyżeczką lub butelką dokarmić zwierzaka :)
Poza tym wszystkim tęsknię za wiosną. Ale taką ciepłą. Wiem, że kwiecień-plecień ale tego przeplatania mam już serdecznie dosyć. Nie wiem czy tak wygląda wiosna we Wrocławiu, ale jeśli przyjdzie spędzić mi tu kolejną to na pewno zainwestuję w kalosze. Jednego dnia słońce, drugiego deszcz. Trzeciego deszcz, czwartego ulewa, piątego słońce. Przy tym deszczu robi się tak nieprzyjemnie zimno, że ostatnio rozważaliśmy odpalenie elektrycznego grzejnika, gdy kaloryfer po godzinie grzania był ledwo letni. No tak, koniec sezonu grzewczego, ale u nas ziiiiimno! A mamy połowę kwietnia!
Czy się rozczulasz? Ciężko mi powiedzieć i ocenić, bo wiadomo, że jak dziecko złapie tylko katarek to mama mimo wszystko się martwi. Laura poszła do żłobka, więc to zrozumiałe, że będzie teraz łapać dużo infekcji, dopóki nie nabierze odporności, więc dziwnie to zabrzmi, ale wyjdzie Wam to tylko na dobre. Rodzice nie powinni wysyłać chorych dzieci do żłobka, ale wierz mi, czasem naprawdę nie mają wyjścia, a jak mówią katar to jeszcze nie choroba :P W każdym razie, jak Laura ma katar to czasem nie siedź z nią w domu, wychodź na dwór, będzie jej się lepiej oddychało a i nosek szybciej się oczyści. No i wychodzenie na dwór w brzydką pogodę też ma swoje plusy, bo dziecko się hartuje. My z Karolcią nawet w deszcz skaczemy po kałużach :)
OdpowiedzUsuńNo to się powymądrzałam :D Zdrówka dla Was! I zazdroszczę Turcji
Masz rację i ja to wszystko wiem, że musimy swoje odchorować, że mamy często nie mają innego wyjścia (być może sama niedługo nie będę miała), ale jestem po prostu wyczerpana taką częstotliwością zachorowań. Nie mam nic przeciwko wychodzeniu w niepogodę, ale chciałabym wtedy mieć możliwość odpowiednio Laurę do tego wyjścia przygotować. A ubieram ją do żłobka tak by było jej dobrze wewnątrz budynku, w deszczową pogodę na wyjście do ogrodu przydałyby się raczej kalosze, rajtuzy i sweter :S
UsuńA masz możliwość zostawić w żłobku jakieś cieplejsze ubranka na zmianę? Może to byłoby jakieś wyjście.
UsuńJa też bym polecała jednak te spacery, jeśli jest sam katar. Na świeżym powietrzu dziecku się udrażnia nosek i katar szybciej schodzi, no chyba że aura akurat nie sprzyja na spacer, to co innego.
OdpowiedzUsuńNo i z tym żłobkiem, to też różnie bywa. Niektórzy rodzice nie mają wyjścia ze względu na pracę, muszą dziecko gdzieś zostawić, choć nie zawsze to wychodzi i temu dziecku, i innym maluchom, na plus.
Co do pogody, to u nas sprawdziło się niemal przysłowie polskie. Mieliśmy i lato, kiedy byliśmy na małej wycieczce w bluzach, i wczoraj padał śnieg. :D
U nas ostatnio aura właśnie raczej niesprzyjająca, głównie deszcz więc nie bardzo dało się wychodzić.
UsuńRany, śnieg???? Gdzie mieszkasz? :)
W Szkocji mieszkam, dokładniej na północy, takie niespodzianki pogodowe coraz mniej mnie dziwią, hehehe.
UsuńCo do chorowania niestety pierwszy rok najgorszy i nie ma innej rady jak to przetrwać potem będzie tylko lepiej. Zdrówka.
OdpowiedzUsuńDałaś mi trochę nadziei, dzięki :*
UsuńU nas pierwszy rok żłobka była masakra ciągle była chora i to ciężki kaliber leciał jak np. zapalenie płuc śródmiąższowe, a dziś pierwszy rok chodzenia do przedszkola i ostatni raz chora była w marcu ub roku co skończyło się antybiotykiem.
UsuńNiestety tak po prostu jest jak obydwoje rodzice pracują i nie ma się nikogo do pomocy. I tak-z katarkiem lepiej jak dziecko jest na świeżym powietrzu. Wiem, że przy pierwszym dziecko ciężko się z tym pogodzić i wydaje się to dziwne;)
OdpowiedzUsuńWiem i pewnie niedługo my też będziemy w takiej sytuacji :(
UsuńJa tam katarowi nie ufam ;p bo nigdy nie wiem, czy to zaczątek jakiegoś przeziębienia, czy może zwyczajnie zęby. Do lekarza chodzę jedynie przy kaszlu i gorączce, więc nie trzeba panikować :) Rozumiem jednak Twoje obawy. I Twoje wkurzenie. Ja też byłabym zła, gdyby niania targała mi dziecko na niepogodę. Przecież nie każde dziecko jest wtedy odpowiednio do niej przygotowane! Zdrowia! I jak najwięcej słońca. Ten kwiecień najgorszy. Nie mogę się doczekać maja i mocnego słońca. Słońce wyparza zarazki :D
OdpowiedzUsuńO właśnie! Ja też zaraz wyglądam kolejnych symptomów. Wkurza mnie takie wychodzenie na siłę, gdy jest zwyczajnie zimno, a dzieci ubrane typowo do żłobka, czyli niezbyt ciepło, żeby się w czasie zabawy nie przegrzały. Poza tym w ogrodzie mnóstwo błota, nie pytaj jak potem wyglądają laurowe buty i spodnie. W dodatku w ogródku mają piaskownicę, do której oczywiście ciągną wszystkie dzieci, w tym Laura. A pogoda jeszcze nie bardzo sprzyja tego typu zabawom. Mamy więc chłód, wilgotność, błoto i mokry piach, co więcej trzeba by rozkręcić kolejne przeziębienie?
UsuńJa też już nie mogę doczekać się stabilniejszej pogody. No i jednak cieplejszej :)
Czytam z ukrycia i musze napisac odnosnie tego posta. We wrzesniu moje dziecko poszlo do zlobka cale szczescie ze znalezlismy nianie w razie choroby bo tydzien byla w zlobku a 3 tyg. w domu. W kazdym razie trafilismy na fajnego pediatre ktory powiedzial ze 99% chorob to wirusowki, zeby wychodzic na dwor w kazda pogode, zeby zdrowo odrzywiac dziecko i zeby mialo odpowiednio duzo snu, pozatym w pierwszym roku musi sie wychorowa, trzeba to przeczekac, napisze jeszcze ze katar to nie choroba i jesli nic pozatym dzuecki nie jest posylac do zlobka.
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację, ale na chwilę obecną, gdy jeszcze jestem w domu i mam możliwość zaopiekować się córką, wolę ją zatrzymać w domu gdy widzę, że co chwilę trzeba jej wycierać nos (bo przy całej mojej sympatii do niani jednak trochę wątpię by robiła to tak często jak ja ;). Niedługo to się jednak zmieni i już się boję :(
UsuńJasne Ty decydujesz ale pewnie jak zacznuesz prace to sytuacja sie zmieni i tak jest ze punkt widzenia zmienia sie z punktu siedzenia czys cos takiego��w kazdym razie pozdr. i zycze zdrowka u nas ospa najpierw starsza dwa tyg a teraz roczna corka tydzien juz w domu i na tym nie koniec
UsuńOj Kasiu jak widze nadchodza zmiany i pewnie na poczatku ne bedzie latwo... mam nadzieje, ze Laurka da rade i Ty rowniez. Niestety tak to juz jest z tymi katarami i chorobami wieku dzieciecego- musicie przejsc przez to.... nie ma chyba innej opcji :(
OdpowiedzUsuńWizyty u rodziny zazdroszcze, pobytu w ciepeku i pysznisci rowniez- niestety Turcja rowniez ma tego pecha byc krajem chwilowo odstawionym na bok przez turystow.... strach ma wielkie oczy... rowniez u nas :( moze to wszystko propaganda mediow ale... no wlasnie skuteczna...
Usciski i duzo zdrowka dla Was- sloneczko rowniez przesylam!!
Oj nadchodzą, nadchodzą i to dość znaczne, w szczególności dla Laury... Bardzo liczę na to, że do czerwca pogoda już się poprawi, będzie cieplej, a dzięki temu dzieci nie będą już tak chorowały.
UsuńJest dokładnie tak jak piszesz - Turcja ma naprawdę pecha :-] Niestety niewiele osób zdaje sobie sprawę, że od turystycznych regionów Turcji do miejsc, w których jest faktycznie niebezpiecznie jest niemal tak daleko jak z Warszawy do Londynu :-)
Niestety wszystkich choroby dopadają, u nas co chwila coś i też już mam serdecznie dość, chce lata...a może poszukajacie na okres letni studentki/licealistki co by chciała sobie dorobić, biorą mniej o wykwalifikowanych niań, a cześto i więcej zabawy mają z nimi dzieci :D
OdpowiedzUsuńOdpisałam Ci pod postem u siebie, ale pewnie tam nie zaglądałaś :)
OdpowiedzUsuńKatar plus subiektywnie zdanie niani- brrr, wrrr i tak dalej :)
Kurczę, no pewnie, że jak tam sobie kichnie i leci rzadko coś przezroczystego, to nie ma co może i specjalnie panikować, ale podejrzewam, że u Laury nie o taki katar chodziło. A przecież często od kataru się zaczyna. Co więcej- no sorry, ale każda z nas miała katar i powiedzcie dziewczyny, nie miałyście ochoty posiedzieć wtedy w domu i nic nie musieć?? Ja wiem, że dzieci, to dzieci- one chorują inaczej. Tak, jak inaczej niania zajmie się zakatarzonym dzieckiem, niż mama :)
I jak już znajdę pracę (powoli tracę wiarę, że to kiedyś nastąpi), to też będziemy szukać kogoś na awaryjne sytuacje. Zresztą jak teraz szukam pracy, to pełno jest takich ogłoszeń.
Maj w Turcji... Żądam wielu zdjęć :)
Całusy.