Tak, tak, znowu z opóźnieniem, ale inaczej się nie dało. W pracy ostatnio istne urwanie głowy, w domu nie lepiej. Do odrobienia mam cały sierpień, który postaram się wkrótce streścić w jakimś przydługaśnym poście. Na razie jednak podsumowanie laurowych zmian, bo aż szkoda zostawić to na wieczne zapomnienie.
W 23. miesiącu swojego życia Laurencja z pełną parą weszła... w bunt dwulatka. Tak, drogie mamy, już wiem o co kaman. Już wiem co to znaczy odklejać swoje dziecko od ściany, na którą rzuca się z rozbiegu, już wiem jak to jest ratować dziecko od autodestrukcji, gdy to wali swoją piekną malutką główką o podłogę. Chwilami jest tak ekstremalnie ciężko, że naprawdę nie wiemy co robić. Niestety nie zawsze udaje nam się zachować spokój, choć obiecaliśmy sobie jeszcze wczoraj, że ten cel stawiamy sobie za nadrzędny.
Oczywiście najlepsze jest to, że nasze dziecko przy innych jest oazą spokoju, wzorem zachowania itp. Ale gdy na horyzoncie pojawiamy się my... to bez kija nie podchodź. Mój tato, który opiekował się Laurą sam przez prawie 3 tygodnie nie mógł się nachwalić jakie grzeczne dziecko mamy.
Co oprócz tego?
Przyznam, że przy buncie 2-latka reszta wydaje mi się pierdołami, ale ok, spisuję ku pamięci:
- laurowa noga urosła nagle o 3 rozmiary. Zupełnie mi ten skok nie wpasował się w harmonogram bucikowych zakupów, bo nagle wszystkie 20 stały się za małe, 21 zupełnie przeskoczyliśmy, a 22 jest już na styk, więc trzeba kupować 23. Na jesień buciki sfinansował dziadek i najpierw zbyt ufni radom pani sprzedawczyni wróciliśmy do domu z 22. Laura jak na panienkę przystało zaraz zabrała się za przymierzanie :) wtedy też do myślenia dało mi to z jaką trudnością wciskam jej stópkę w but. Na następnych zakupach musieliśmy jednak wymienić butki na 23. Ciężko się zdecydować, bo 22 jest jej dobre akurat-na-teraz, a 23 ciut za duże, no ale jesień dopiero się zaczyna, no nie?
- Laura pięknie rysuje i bardzo to lubi. Poprawnie trzyma kredki i uwielbia rysować nimi po skórze :-) gdy zaczynamy zabawę pisakami tatuaż na rączce obowiązkowo musi być. Zanim zabierze się za rysowanie po nas kiwając wymownie głową pyta o pozwolenie :-)
-bez większego problemu potrafi założyć sobie butki. Oczywiście nie zawsze udaje jej się założyć but na właściwą nogę, ale potrafi wsunąć go na stopkę i zapiąć
- etap "ja sama" jest w pełnym rozkwicie. Niemal codziennie kłócimy się rano i po południu na trasie samochód-dom o to, która z nas otworzy/zakluczy drzwi, zapnie pasy w foteliku itp. Nie jest łatwo.
- nagle Laura zaczęła jeść łapkami. Sztućcami posługuje się całkiem sprawnie, ale po obróceniu kilku kęsów łyżką/widelcem Laura grzecznie oddaje narzędzia i zabiera się za jedzenia na sposób hinduski. Ręką je makaron, ryż, nawet jogurt. Bywa ciekawie ;-)
- jest o nas bardzo zazdrosna i nie lubi gdy się przytulamy.
- na pieski, kotki i ogólnie na większość rzeczy mówi "dzi". Kotki i pieski wzbudzają jej największe zainteresowanie. Pieski są "łała" a kotki "ko" ale te drugie tylko od wielkiego święta. Na codzień to po prostu "dzi".
- jest mistrzem obsługi telefonu i tabletu. To akurat wcale nas nie cieszy, ale bywają chwile gdy bez tych gadżetów ciężko przeżyć. Szybkość z jaką uczy się nowych rzeczy jest niesamowita. Laura potrafi sobie tablet włączyć, odblokować ekran, z kilkunastu ikonek na pulpicie wybrać menu i otworzyć youtube, a tam wybrać ulubione bajeczki. A jeszcze nie ma 2lat!!!!
- naukę nocnikowania trochę pokrzyżował nam powrót do żłobka. Poza tym dziadek chyba niezbyt często ją sadzał na nocniku, babci szło lepiej ;-) Nie mam jednak do nikogo pretensji, bo gdy Laura ma TEN humor absolutnie odmawia wszystkiego, w tym siedzenia na nocniku. Tak czy inaczej gdy wracamy do domu ubieram ją w majteczki, ale niestety nie woła już tak ładnie jak to było niedawno. Przed kupą owszem daje znać, ale siku najczęściej leci po nogach, jeśli sami nie przypilnujemy.
- w dalszym ciągu żyje o makaronie, ryżu i jogurcie.
- ma już naprawdę długie włoski, ale za nic nie pozwala sobie wpiąć spinki czy związać kitki. Włosy niemiłosiernie wpadały jej do oczu więc ostatecznie obcięłam jej grzywkę (choć wcale tego nie chciałam). Dla zabawy przynosi mi gumkę i każe robić sobie kitkę, ale zaraz po tym ją ściąga.
- nieustannie poluje na moje okulary, co doprowadza mnie do szału!!!
- uwielbia bawić się piłeczką i legowym konikiem brykając wesoło "i-haa!" :-)
Mój dwulatek też powrócił do jedzenia rączkami także przyjmijmy to za normalne na tym etapie rozwoju;)
OdpowiedzUsuńTen wiek w ktorym akurat są nasze dzieci fakt bywa ciężko ale to chyba najslodszy wiek.
Oj pamiętam jak starsza córka przechodziła bunt dwulatka. To był jakiś kosmos. Na szczęście to mija- to chyba jedyne pocieszenie w tej sytuacji ;) codziennik-kobiety.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNa pierwszym zdjeciu Laurka patrzy "z byka"- ale jest przeslodka :)
OdpowiedzUsuńNie pamietam czy moje dzieci sie buntowaly w wieku dwoch lat- predzej przypomina sie dorastanie i to naprawde nie jest latwy okres ;)
Piekne te kudelki Laurki a jakie geste rzesy :)
Buziaki dla lobuziary :*
Ja mam wrażenie, że jak Lila zaczęła się buntować w wieku 2lat, to już nie przestała, a dobijamy do 4...
OdpowiedzUsuńSłodka jest i faktycznie- włoski już takie długi!
Chyba większość dzieci ma ten etap zazdrości, pamiętam go u dziewczyn :) A jak miałam poprzedniego psa, to Marcin nie mógł się do mnie zbliżyć, bo nasza suczka od razu domagała się uwagi :)
Włoski ma śliczne takie kędziorki, a po etapie dwulatka będą kolejne u nas mimo, że starsza ma 5 lat to wciąż jakieś bunty są.
OdpowiedzUsuńMy też mieliśmy etap "nieczesania", później fajnie dawała robić sobie różne kitki, a teraz znów to samo. Więc łazi taka rozczochrana, a szkoda, bo jak tak ciepło to o wiele lepiej byłoby jej w kucyku
OdpowiedzUsuń