poniedziałek, 7 września 2015

Pochorobowo

Porobiło mi się trochę zaległości. Czas zasuwa jak szalony, a u nas ostatnio sporo się dzieje. Mam też dla Was wiadomość - bombę, ale o tym następnym razem ;-)

Najważniejsze, że udało nam się zwalczyć laurowe choróbsko. I wiecie co? Jesteście lepsze od naszej pediatry! Toż to żadna angina była, tylko faktycznie trzydniówka! W piątek, czyli czwartego dnia, Laura znowu obudziła się ze stanem podgorączkowym i lekką wysypką. Agatka, dobrze, że wspomniałaś, że owa wysypka nie musi być jakimś czerwonym rakiem, bo u nas też była ledwo ledwo widoczna. Najłatwiej było ją dostrzec w czasie kąpania - drobniutka czerwona kaszka. W każdym razie od piątku nie ma gorączki, a wysypka już ustępuje. Rozwolnienie przeszło, pojawił się natomiast lekki katar, ale na razie bez dramatu. Oszczędzam ją jeszcze i raczej nie wychodzimy z domu, tym bardziej, że u nas ostatnio albo zimno albo wietrznie albo mokro. Laura wciąż nie ma apetytu i to troszkę mnie martwi.... Co prawda, nie mam obaw, że jest głodna, bo przez cały czas wisi mi na cycku, ale o ile w czasie choroby byłam pełna zrozumienia tak teraz, gdy widzę, że Mała czuje się już naprawdę dobrze, wolałabym by zaczęła jeść chociażby ukochane kaszki. A tymczasem nasz kochany Orzeszek gardzi wszystkim jak leci. Kaszki be, chlebek be, słoiczki be. Czekam cierpliwie aż jej przejdzie i czuję się tak jak w pierwszych miesiącach karmienia. Tak pustych cycków nie miałam od co najmniej 9 miesięcy :]




W sobotę zaliczyliśmy po raz pierwszy w trójkę wesele :) Do ostatniej chwili biłam się z myślami - iść czy nie iść, ale Laura w sobotę tryskała energią, gorączki nie było, ba, pytałam nawet naszą pediatrę czy możemy iść na kilka godzin i przeciwwskazań nie widziała (sądząc, że to angina była :)). Podarowałyśmy sobie natomiast ślub kościelny, na który wysłałyśmy samego H., dojechałyśmy potem prosto na przyjęcie weselne. Laurencja została potraktowana jak gość w pełnym wymiarze, przy naszym stole już na wejściu stało dziecięce krzesełko - miło mi się zrobiło :) Byliśmy przekonani, że Laura dobrze się poczuje w takim miejscu - dużo ludzi dookoła, wciąż coś się dzieje, do tej pory nasze dziecko wpadało w takich miejscach w zachwyt i zachowywało się arcygrzecznie. Cóż.. nie tym razem :) Ni stąd ni z owąd, Laura kompletnie zdziczała. Na zmianę śmiała się i płakała, wciaż napięta była jak struna, widać było, że jest wściekła. Popłakiwać zaczęła jeszcze zanim para młoda dotarła na wesele więc możecie sobie wyobrazić jak było potem :-] Najpierw pomyślałam, że jest głodna - cały dzień na cycku, a wiadomo na jak długo moje mleko ją syci. Przed wyjściem chciałam ją nakarmić "na zapas", ale odmówiła. Stoły jeszcze świeciły pustkami więc daliśmy jej do przegryzania chleb, na który dosłownie się rzuciła. Nasza radość nie trwała jednak zbyt długo, bo Laura szybko zrobiła sobie z chlebka zabawę i rzucała nim dosłownie na wszystkie strony, aż wstyd mi było, gdy pojawił się przy naszym stole kelner :] Potem podano rosół, który również bardzo jej zasmakował. To były jednak tylko króciutkie lepsze momenty, w czasie których mogłam chociaż odpowiedzieć na pytania zadawane mi przez znajomych przy stole... Było mi trochę żal, przy naszym stole siedziały same pary polsko-tureckie, dziewczyny wydawały się bardzo sympatyczne, ale niestety nie byłam za bardzo w stanie uczestniczyć w rozmowie. Lajf.

Weselna Lauruśka

selfie z mamą

























Krótko po 19 zebrałam więc Laurencję i pojechałyśmy do domu. Mała zasnęła dosłownie po 2 minutach jazdy. Musiała być jeszcze wymęczona chorobą, bidulka.. 

Pomimo tego wszystkiego całe wyjście oceniam na plus, nawet duży, który uświadomiłam sobie, gdy H. następnego dnia powiedział mi, że bardzo ładnie wyglądałam i że dawno już nie widział mnie tak wystrojonej (ha ha ha!). Chyba jednak muszę się dokładniej malować ;P Była wreszcie okazja by wskoczyć w sukienkę, by założyć wysokie obcasy ehhh... prawie jak życie sprzed dekady ;) 


11 komentarzy :

  1. Sliczne dziewczynki!! :)
    Dobrze, ze to "tylko" trzydniowka ;) Zdrowka zycze i milszych dni.
    Bedzie lepiej , z dnia na dzien Malutka wroci do formy.
    Buziaczki!! :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju jak ona urosła przez to lato...dawno mnie nie było :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha! Widziałam, wiedziałam, że to trzydniówka :P

    Jejku, już się nie mogę doczekać tej bomby, chyba nie będę mogła spać :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że maleńka jest w lepszej kondycji!!! Wiesz, dla matki, żony, każda okazja by wskoczyć w sukienkę to wspaniała rzecz :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja wiem! Ta bomba to info, ze jestes w ciazy! :-)
    A przynajmniej taka byla moja pierwsza mysl ;-)
    Fajnie wygladacie, pozdrawiam serdecznie.
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi ta bomba przyszła do głowy z ciążą pierwsze co

      Usuń
  6. My nie zaliczyłyśmy z Lulcią trzydniówki więc nie wiem co z czym

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takiej trzydniówki nie polecam, przerobiłyśmy to :(

      Usuń
  7. Mow nam Dr(s). House! :D

    Po chorobie Laura moze jeszcze przez jakis czas nie miec apetytu. Wroci jej, nie martw sie. :)
    Fajnie, ze udalo Wam sie wyskoczyc na wesele, nawet jesli Laurencja troche popsula zabawe. ;)

    No i czekam na wiadomosc - bombe. Tez przyszla mi do glowy druga ciaza, ale nie wiem czemu mysle, ze moze chodzic o cos innego. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. O ciąży bym chyba wiedziała? ;> Pisałaś niedawno, że sobie nie wyobrażasz, nie planujesz i choć co prawda przypadki chodzą po ludziach, to to na pewno nie ciąża! Mam tylko nadzieję, że coś pozytywnego :) czekam niecierpliwie! Zdrówka dla Laury, oby teraz choróbska trzymały się jak najdalej :* i jak ślicznie wyglądałaś :)

    OdpowiedzUsuń