Taki właśnie zrobiliśmy, bo wreszcie załatwiliśmy sprawę mieszkaniową. Ale łatwo nie było, oj nie. Mam nadzieję, że teraz już będzie lepiej, bo ostatnio u nas pod górkę.
Poszukiwanie mieszkania we Wrocławiu stało się dla mnie największym złodziejem tych żałosnych resztek mojego wolnego czasu. Poza tym szukanie na odległość jest po prostu paskudne. Ja wiem, że każdy chce wynająć jak najszybciej i że tak przez telefon to jestem tylko szarą niewiadomą dla mojego rozmówcy. No, ale skoro już się umawiamy na spotkanie to dlaczego koleś wynajmuje mieszkanie komuś, kto pojawia się godzinę przede mną???? Strasznie to było dla mnie wkurzające i dołujące. W końcu ustaliliśmy kilka spotkań na ubiegłą sobotę. Tą pamiętną sobotę, dzień po zamachach w Paryżu. Wtedy szlag mnie trafił, ale teraz widzę, że całe szczęście, że w piątek wieczorem niemal wszystkie się posypały, bo już sobie wyobrażam jak właściciele mieszkań reagowaliby na H :(((( Naprawdę przez tą chorą sytuację w Polsce napędzaną jeszcze dodatkowo przez media (czy tylko ja tak mam, że kiedykolwiek nie włączę tv jest jakiś program antymuzułmański??? A to o Czeczenach, a to o poligamii, a to o Syrii... ręce opadają, bo wszystko na jedno, znajome kopyto zamiast choć troszkę oświecić ciemny naród). Poza tym mąż mój w piątek się kompletnie rozłożył. Do tego wszystkiego Laura i jej ząbkowanie. Trzy zęby tuż pod dziąsłem dają jej ostro popalić, a ona nam :-] Śpimy znowu w trójkę, Laura całą noc przy cycku, bo tylko w ten sposób się nie wybudza. Rano jestem więc cała połamana. Przez weekend miałam więc w domu ząbkujące niemowlę, chorego chłopa i oczywiście kontynuację szukania mieszkań i umawiania spotkań....
Ufff... przypuszczam, że zmęczyłyście się już samym czytaniem :D
Tym sposobem wczoraj pojechaliśmy do kina. UWIERZYCIE? Bo ja wciąż niedowierzam. Normalnie wypas :)) Padło na Bonda, ale film się nie liczył :) Było super i może, kto wie, uda się jeszcze raz? :)
W sobotę wracamy do Krakowa by dokończyć pakowanie i dalej trasa na Wrocław. Nie jest mi żal miasta królów. Sorry, ale jakoś nie.
Patrzę przed siebie i nawet cieszę się na tą przeprowadzkę.
Zaczynam doceniać też zimę w Polsce, której nie dane było mi przeżyć od dobrych kilku lat. I jaaak fajowo, że w centrach handlowych już widać świąteczne akcenty! Nic a nic mi to nie przeszkadza! Czekam jeszcze na jingle bells i inne hiciory. I tak, nie mogę się doczekać Kevina :D