środa, 2 marca 2016

17!

Podsumowanie 17 miesiąca życia Laurencji znowu z niewielkim poślizgiem. Czasu brakuje mi już dosłownie na wszystko, a nie chcę rezygnować z siłowni więc wciskam odrabianie zaległości pomiędzy inne obowiązki, a przynajmniej staram się :)

17 miesiąc był trochę pokręcony.  Z jednej strony wyraźny postęp i rozwój, z drugiej lekki regres.

Przede wszystkim Laura pięknie już sama je. Coraz rzadziej sięga do talerza rączką. Łyżeczką operuje już naprawdę świetnie, nawet trzymając jedną rączką kubeczek z jakimś deserkiem, a drugą machając do paszczy :) Bardzo lubi nas karmić, a jakże. Największą frajdę ma, gdy może co drugą łyżeczkę podać mnie albo H. :) 



 To jednak wszystkie pozytywy okołojedzeniowe. Mamy wyraźny spadek apetytu u naszej Laurencji. Warzyw niemal nie przyjmuje, owoców podobnie, najchętniej wcina makaron (suchy!), ryż z jakimś niezbyt wyraźnym dodatkiem. A największą miłością są frytki i z racji, że innych warzyw na chwilę obecną w diecie Laury nie ma, pozwalam jej jadać je dość często. Frytki albo puree ziemniaczane - to wszystko, co Laura zjada z warzyw. Na cokolwiek zielonego (wczoraj wymieszałam makaron w rozdrobnionych brokułach) reaguje takim obrzydzeniem jakby miała za chwilę hafta puścić :S Słoiczkami też już gardzi od dłuższego czasu więc przestałam je kupować. Na śniadanie do tej pory jadła kaszkę, teraz zjada ją od wielkiego święta. Najczęściej podskubuje kanapki, najchętniej z masłem, ale w bardzo niewielkich ilościach. Najgorzej jednak jest z obiadem. Takim jej mini-obiadem w południe, bo normalny obiad jadamy gdy tata wraca z pracy, czyli około 17. Na ten jej obiad najczęściej podaję jej jakąś zupkę albo coś z dnia poprzedniego, ewentualnie słoiczek. Niestety, gdy wracamy od niani o 12, Laura jest już bardzo śpiąca i nie ma ochoty na nic do jedzenia, a gdy się budzi z drzemki około 14-15 jest opita moim mlekiem i chyba za bardzo głodu nie odczuwa, bo wciśnięcie w niej cokolwiek to nie lada wyzwanie. Najłatwiej idzie jeszcze z turecką zupą z soczewicy, którą nota bene wszyscy bardzo lubimy, no ale jak często możemy ją jeść??? :) Pocieszam się, że dziecko się raczej nie zagłodzi więc cierpliwie czekam, aż ten gorszy okres minie, ale wyrzucanie nietkniętych dań już mnie trochę irytuje. Do tego smaków Laury zupełnie nie da się przewidzieć. U rodziców podczas urodzinowej imprezy zasmakowała w ... konserwowych oliwkach :) Bałam się, że staną jej na żołądku, ale zjadała je z takim smakiem, że żal mi było jej odmówić. Oliwki zostały przyjęte, rewolucji nie było :) Odetchnęłam z ulgą, tym bardziej, że babcia znowu mnie podsumowała, że Laura je zjada, bo z pewnością jest głodna (!!!!!).


Pierwsze selfie naszej córci :)

Pozostając w temacie jedzenia, pozwolę sobie opisać największy regres. Otóż podczas gdy ja tu cichaczem kombinuję jak odstawić Laurencję od cycka, ta nagle oszalała dosłownie na jego punkcie. Nigdy dotąd nie było tak, by Laura domagała się cycka w ciągu dnia, a teraz mamy istny dramat. Czuję się trochę jak dojna krowa, gdy moje dziecko na sam mój widok rzuca mi się do dekoltu i ciąąąągnie mi bluzkę, oczywiście w najmniej odpowiednim momencie. Pisałam już chyba tu kiedyś co moja mama sądzi o karmieniu dziecka ponad rocznego... Krótko mówiąc, uważa, że Laurę powinnam odstawić już dawno temu. Podczas weekendu, gdy byliśmy u rodziców, czułam wręcz stres (!), gdy Laura zapuszczała się w moją stronę, a robiła to non stop! W ogóle w ten weekend przeszła jakiś kryzys, bo wciąż była jęcząco-marudząca i tylko mamowa, a w dodatku co chwilę temperatura wzrastała jej do 37 stopni. Niby niewiele, ale widać było, że źle się czuje. Wciąż musiałam ją nosić, przytulać i ... karmić :[ Po powrocie do Wrocławia wpadłam na pomysł by w chwilach, gdy Laura wiesza mi się na dekolcie podać jej mm w butelce. Chyba zadziałało, bo Laura wczoraj wypiła na dwie raty aż 200ml i co najważniejsze zostawiła mnie w spokoju ;) Mam nadzieję, że szybko jej się butelka nie znudzi...

 ... ale, że znudzę jej się ja! Oczywiście uwielbiam wszystkie buziaczki, przytulaski, kocham tą małą główkę na moim ramieniu czy kolanach, ale Laura chwilami przechodzi samą siebie i tak jak do tej pory nie było problemu by się czymś na chwilę zajęła i pozwoliła mi np, ugotować szybki obiad, teraz to wyższa szkoła jazdy, bo po mniej więcej 3 minutach mam ją przy sobie, zawodzącą "mama, mama", a gdy ignoruję, potrafi mi się znienacka wgryźć w nogę, gryzoń jeden! Okropnie się boję, że zrobi to akurat wtedy, gdy będę miała w ręce coś gorącego...




Teraz o spaniu. Tu będzie krótko, bo NIESTETY jak dotąd nic się nie zmieniło. A, przepraszam. Zmieniło się na gorsze, a jakże. Teraz zamiast zasypiać przy cycku w nocy jak dotąd, po kilku minutach ssania odrywa się z płaczem i siada. Suma sumarum muszę wstać, włożyć ją do łóżeczka i bujać. Czasem po 4-5 razy w nocy więc nie pytajcie jak bardzo mam dosyć. Niestety nic się nie zanosi byśmy w najbliższym czasie przespali całą noc, ale nie tracę nadziei, że w końcu ta chwila nadejdzie.



 Dobra, koniec marudzenia. Oprócz tego Laurencja jest mega kumata i niesamowicie pocieszna :) Bardzo cieszy mnie, że do niani chodzi z taką ochotą. Rano mam wrażenie, że czasem nie może się doczekać i sama już przynosi swoje butki :) Wciąż jest na etapie wkładania rzeczy i wyciągania więc wszystkie pudełka i kartony, a nawet puste butelki, są najlepszą zabawką. No i Lego, niezmiennie. Laura jest coraz bardziej precyzyjna i łączenie klocków przychodzi jej z coraz większą łatwością. Poza tym uwielbia włazić wszędzie tam, gdzie nie powinna :S :S :S Wspina się na pudełka, na kanapę, na próg przy drzwiach balkonowych (ale zejść się z niego boi, więc sterczy tam krzycząc "mama!" i wyciągając łapkę na pomoc po to by dosłownie po sekundzie wejść tam z powrotem), lubi też wchodzić do swojej pustej wanny i ćwiczyć wchodzenie i wychodzenie tryliard razy, oczywiście z naszą asystą, a jakże. Nasza księżniczka wyciąga znacząco łapkę w naszą stronę i żąda pomocy :) Bardzo lubi wieszać ze mną pranie i ogólnie grzebać w naszych rzeczach, najczęściej wyciągając je ku mojej zgrozie z kosza na brudną bieliznę. Wybiera wtedy najczęściej coś swojego albo, olaboga, moje majty i wiesza sobie na szyi :) Moja gonitwa za Laurencją obwieszoną takimi zdobyczami to już w naszym domu normalka :P

U niani dzieci bawią się dość często plasteliną, co potem odnotowuję po zafajdanych paznokciach Laurencji. Pani Ania potwierdziła jednak moje przypuszczenia, że w temacie zadań plastycznych Laura to na razie zawodowa niszczarka :) Kredki też jeszcze nie zyskały jej sympatii, chociaż dopóki nie znudzi jej się wkładanie ich do pudełka to są ok. Gdy tylko zadzowni telefon, Laura nam go przynosi mówiąc "al" (tur. weź/trzymaj). Poza tym nie mówi praktycznie nic, tylko "mama", "baba", "pepe" (bohater tureckiej bajki) i czasem "bibi" na pieska. 

Jedną z jej ulubionych zabaw jest wchodzenie do swojego łóżeczka. Z jednej jego strony mamy wejście zamykane na zamek. Laura sama już sobie je otwiera, wchodzi do środka i tam szaleje.

Wydaje się już być całkiem rozumna. Bajki oglada z chyba większym zrozumieniem niż podejrzewaliśmy. Podśmiewuje się w wybranych momentach, niektóre, w szczególności te z tureckim Pepee zna już na pamięć i wie doskonale kiedy będzie np. piosenka, bo jeszcze zanim ona nastąpi zaczyna już kręcić dupką i wykonywać te same gesty co bohaterowie bajki. Gdy widzi krowę od razu mówi "muuu", także na koniec Złoci & Misia (którą bardzo polubiłyśmy) jest głos krowy choć jej nie widać i Laura też krzyczy "Muuu!".

Uwielbia też przytulaski, w szczególności do mamy ;P 

Jest słodka i kochana i powtarzam sobie, że te gorsze momenty to tylko przez zęby, które niestety wciąż nie dają jej wytchnienia. Mam nadzieję, że po tych cholernych czwórkach będzie jakaś przerwa, bo ledwo żyjemy :]


No, a teraz o weekendzie u dziadków. Było naprawdę miło chociaż jak już wspominałam, Laurze humor nie dopisywał. Impreza się udała, było wesoło, rodzinnie, tak jak lubię. Siostra moja, taka wyrośnięta już, że aż nie mogłam się napatrzeć :) Z każdym rokiem robi się fajniejszą osobą i ogromnie mnie to cieszy. Laura ma naprawdę udaną ciotkę :) 

7 komentarzy :

  1. Rzeczywiście jest pocieszna :) my musimy mieć łazienkę non stop zamkniętą, bo Kuba upodobał sobie właśnie kosz z praniem i toaletę. Jak kibelek mnie przeraża to pranie trochę śmieszy :p raz Kuba przyczłapał do salonu w bokserkach R. na kostkach. Jak je ubrał sama nie wiem! Czytam o Twoich zmaganiach z karmieniem i bujaniem i aż mi ciary chodzą. Bardzo współczuję, bo wiem jaka to męczarnia. My się na szczęście zawzięliśmy z powodu Brzuszkowego, choć i tak piątki czasem ledwo dają nam spać... Sądzę ze jeśli chodzi o karmienie, to H. musiałby być mocno zaangażowany. Ja bym na przykład sama nie dała rady i pewnie do teraz byśmy cyckowali. Jak tam w ogóle efekty po siłowni??

    OdpowiedzUsuń
  2. Temat jedzeniowy to temat rzeka. Mam nadzieję, że u Was szybciutko to minie. My mamy ten sam problem, co Wy, z tym że Nadia takim niejadkiem jest od zawsze. Nie wiem skąd ona czerpie energię czasami, a biega od rana do wieczora.
    Uśmiałam się przy opisie biegającej Laury z majtami. :) Co te dzieci mają z wymyślaniem zabaw, to ja nie wiem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie pocieszę Cię odnośnie jedzenia. Stefano kiedyś fajnie jadał, a teraz dupa i nic nie pomagą. Ma kilka ulubionych potrwa i innych smakować nie chce. A najlepsze jest to, że kiedyś ładnie jadł tyżeczką (odkąd skończył rok) a teraz widelec leży obok talerza a on jedzie palcami, a w przedszkolu każe się karmić jogurtem. Boże, co to dzieci nie potrafią wymyśleć.
    A może Laura tak się napaliłana cyca, nie z głodu a potzreby przytulaskó - mimo, że lubi chodzić do niani to jednak dla niej rozłąka z mamą, więc potem chce nadrabiać :)

    p.s. Ostatnio dorwałam Stefano jak smakował ciastolinę, a nie robił tego nigdy wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana, wiem, ze te noce nie przespane, zmeczenie i troski dnia codziennego latwe nie sa ale gdy patrze na zdjecia Laurki to wiem, ze wszystko zniesiesz- matki maja jakies turbo doladowywanie- wierz mi, ze z czasem wszystko bedzie spokojniejsze...byle do lata.. Taka madra ta Wasza corcia, slodka no nie mozna sie gniewac- kiedys sobie odbijecie :)
    Usciski ogromne!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ech te regresy u dzieci, idzie się załamać :P a tak na serio, to być może ostatnie wydarzenia tak na nią wpłynęły i dlatego częściej domaga się piersi. Niania, wizyta u dziadków - niby dziecko może przyjąć to nad wyraz dobrze, ale gdzieś te emocje jednak się odkładają. U nas przeprowadzkę Karolcia zniosła bardzo dobrze, ale była już odpieluchowana, a tu znowu lanie w gacie się zaczęło.

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę,zez Laurą masz jak na karuzeli raz w lewo raz w prawo, ale tak to jest z dziećmi, ja to z moją starszą mam jak na rollercoaster

    OdpowiedzUsuń
  7. W kwestii jedzenia,to nic mnie już nie zdziwi.Od samego poczatku mam w kratke z Riczi,więc wyobrażam sobie jak to wygląda u Was.Co do umiejetnośći obsługiwania się łyżką i widelcem to samo,sa dni że ładnie je,a bywa tak,że całe danie ląduje wszedzie tylko nie w buzi a mały krzykun nie pozwoli sobie wytłumaczyć czy pokazać.Uwielbia pomoagac mi rozwieszac lub zbierac pranie :) Wtedy wszystkie majtki po koleji lądują na jej głowie :-)

    OdpowiedzUsuń