W ciągu ostatnich kilku dni pojawiło się kilka perełek, które szybciutko muszę opisać.
Nie, nie, nie przespaliśmy jeszcze ani jednej nocy. Ani nawet 5h. Szczerze mówiąc, jest chyba jeszcze gorzej, ale wreszcie wychodzą nam brakujące trójeczki (czwórki już mamy i Laura przekomicznie wyglądała z czterema dziurami w uzębieniu :)). Wszystkie, a jakże. Ale nie o tym chciałam!
Przede wszystkim mamy pierwsze nowe słowo od ....bardzo długiego czasu :) Kto zgadnie co nim jest? :) Hue hue, Laurencja coraz bardziej daje nam znać o swoim charakternym usposobieniu. Długie wobec tego nie jest, ale jakże istotne w codziennym życiu! NIE, proszę Państwa, NIE!
Od wczoraj naszą rodzinną rozrywką są więc takie dialogi:
- Laura, zjesz ciasteczko?
- Nie.
- A może zjesz ciasteczko?
- Nie.
- A zjesz kanapkę?
- Nie.
- A kochasz mnie?
- Nie :))))
Drugim dokonaniem jest przełamanie lodów u niani. To znaczny nigdy, odpukać, źle nie było, ale od ubiegłego tygodnia Laura przechodzi tam samą siebie. Gdy ją odbieram jest super radosna, śmieje się w głos, krzyczy do dzieci, zaczepia ich, normalnie pełna interakcja! Do tej pory Laura bawiła się raczej obok dzieci solo. Teraz podobno coraz częściej bawi się już z nimi, a dzisiaj nawet doszło do jakiś przytulasków :)))
Co do przytulasków, mieliśmy okazję poobserwować Laurę w tym temacie w sobotę, gdy złożyliśmy wizytę naszym sąsiadom - mojej koleżance i jej córce - żłobkowej koleżance Laury z racji na to, że niedawno powiększyła się im rodzina. Laurze początkowo włączył się tryb "wstydzę się". Tak, tak, to też nowość. W szczególności w obecności facetów, np. w windzie :-] A tam przywitał nas w drzwiach tata rodziny :) Laura przez pierwsze 30minut była jak słup soli, niby interesowała się nieśmiało zabawkami Lenki, ale wszystko w odległości 0,5m od mamy. Lenka jest starsza i bardzo żywiołowa, szybko więc zabrała się za przytulanie Laury. A Laura sztywna jak tyczka zupełnie nie wiedziała jak się zachować :) Gdy dzisiaj usłyszałam od pani Ani, że Laura przytula dzieci, pierwsze co pomyślałam to, że odrobiła lekcję od Lenki :) Uczy się to nasze dziecko tak szybko, że aż strach się bać!
Przy okazji napiszę ku pamięci, że wreszcie mamy poprawę w kwestii laurowego apetytu. Mm w butelce to był strzał w dziesiątkę i teraz Laura przez większą część dnia urzęduje z butelką w ręce. Wypija całą butlę rano i wieczorem przed kąpielą. Rano, oprócz mleka podaję jej też kanapki, ale najczęściej ich konsumpcja kończy się dokładnym wylizaniem dżemu i miodu, tudzież masła :) Do niani daję jej kilka ciasteczek orkiszowych i dwie kanapki, ale Laura zjada tylko te pierwsze. Z kanapkami rozprawia się w aucie podczas jazdy do domu. Wtedy przychodzi czas drzemki, a więc i cycka. Gdy się budzi, podaję jej jeszcze raz pierś, bo często przy niej dosypia. Początkowo myślałam, że moje mleko ją nasyca i czekałam trochę z podaniem obiadku. Błąd! Od kiedy zła passa minęła, Laura już w 10minut po ostatecznym obudzeniu się, przysuwa sobie krzesełko do karmienia i ściąga z półki śliniak i jazda, mama, dawaj żarcie! Jak nie ma natychmiast to jest złość i krzyk! Muszę mieć dla niej już wcześniej coś przygotowane by móc jej szybko podać. No i nie może to być kaszka czy słoiczek. Na początku, gdy jeszcze nie rozszyfrowałam kiedy włącza jej się głód, gotowałam na szybko jakąś zupkę, ale wiadomo, to trwało. Poza tym gotowanie z Laurą wyjącą i uwieszoną na mojej nodze to już dla mnie level hard. Chciałam więc na szybko podać jej cokolwiek, padło na kaszkę, potem na słoiczek. Jezzzzu, jaki był wkurw! Kaszka na ścianie, musiałam szybko zmykać z talerzami. Niestety Laura rozbrykała się w międzyczasie z ciasteczkami i chociaż zawsze daję jej takie zdrowe ciasteczka z minimalną ilością cukru, to trochę martwi mnie częstotliwość z jaką się o nie dopomina ;-]
A tymczasem u mnie znowu młyn, co z pewnością widać po mojej (nie)obecności w blogosferze. Czytam Was w miarę regularnie, ale na komentarze nie zawsze starczy czasu. Nałapałam trochę zleceń z terminem na juro, mam też nagraną jedną rozmowę kwalifikacyjną. Mam trochę mieszane uczucia, ale zobaczymy co z tego wyjdzie. Przede wszystkim, pomimo, że widzę, że Laura raczej dobrze odnajduje się u niani, trudno mi zostawić ją tam na dłużej. Podczas naszej sobotniej wizyty u znajomych, temat nagle zszedł na dzieci popłakujące u naszej niani. Mąż koleżanki powiedział mi pół-żartem, że gdy odbierał córkę jakiś czas temu (akurat wtedy spotkaliśmy się w bramie, on już wychodził z Lenką) było mu żal naszej Laury, bo na jego widok w drzwiach się rozpłakała. Strasznie to we mnie uderzyło, choć pewnie przesadzam. Wszystko miało miejsce jakieś 3 tygodnie temu, ale i tak nie pasuje mi to do humoru Laury, w którym zazwyczaj zastaję ją, gdy ją odbieram. Ale tak to chyba już jest, że dzieci, choćby najlepiej się bawiły to jednak z niecierpliwością czekają na mamę :S
Hmm, podobno "NIE" w słowniku kobiety jest bardzo ważnym słowem. Szkoda tylko, że te nasze dzieci chyba zazwyczaj najpierw uczą się tego magicznego "nie". Jak gdyby nie mogły na przykład: "tak, mamo." :)
OdpowiedzUsuńO tak, dzieci uczą się migiem. Niekoniecznie wszystkiego co powinny :) Przerabiamy to właśnie z Lilą...
Moje dziewczyny takiego apetytu, żeby domagać się jedzenia już, teraz, natychmiast nigdy nie miały, ale za to Lila ostatnio pochłania czasem takie ilości, że sama jestem zdumiona.
Powodzenia na rozmowie.
Laura ma jeszcze prawo popłakać, najważniejsze, że jest w dobrych rękach.
Huehue oczywiście, że jest, także w moim słowniku :D To "nie" tak mnie rozśmiesza, że zupełnie nie mam jej (jeszcze) za złe, że tylu rzeczy mi odmiawia :D
UsuńU nas też jakiś czas na każde pytanie odpowiedź brzmiała NIE :D teraz jest czasem nie, a czasem tak :)
OdpowiedzUsuńBył taki moment, że Laura zaczęła mówić coś jakby "evet" czyli "tak" po turecku, z pewnością będąc pod wpływem swojej tureckiej bajki, ale jednak słowo to do końca nie zaskoczyło, bo teraz króluje "nie" i jeszcze raz "nie" :)
UsuńSlodka laleczka :* A jaka madra i rezolutna :)
OdpowiedzUsuńCo prawda to "nie" moze czasami "zabolec" jednak fajnie, ze juz Laurka wyraza swe zdanie :)
Usciski dla was dziewczynki :*
Powodzenia na rozmowie!!
Oj tak, Laura nie ma najmniejszego problemu by wyrazić swoje zdanie choć mówi tak niewiele :D
UsuńZa życzenia powodzenia dziękuję, za parę dni idę na drugie spotkanie :S
Hehe, magiczne slowo NIE. Moje, jak sie go nauczyly, tak z luboscia powtarzaja przy kazdej okazji. ;)
OdpowiedzUsuńBi ma takie zdjecie, gdzie szczerzy sie cala gebusia do aparatu i ma piekne szpary miedzy dwojkami a czworkami, po wszystkich 4 stronach. Do dzis zrywam boki ze smiechu jak je widze! :D
U naszej opiekunki, kiedy ktos przychodzi, wszystkie dzieci wybiegaja z pokoju w ktorym sie bawia, a te starsze zawsze sie przekrzykuja "To MOJA mama!". ;) A potem padaja pytania: "A moja kiedy przyjedzie?". Rzeczywiscie jak sie wglebic, to troche to smutne, wiec wole sie nie wglebiac, bo nie mam wyjscia, a wiem ze Nik jest w dobrych rekach. ;)
Hihi, no właśnie, Laura teraz właśnie tak wygląda - z przodu pełne uzębienie i cztery dziury rozłożone symetrycznie :D
UsuńEhhh ja też staram się nie wgłębiać, ale jednak gdy widzę Laurę wśród tamtych dzieci, taką najmniejszą, najniższą, najmłodszą i nieumiejącą jeszcze nawet powiedzieć co jej się nie podoba to mam ochotę się rozryczeć choć wiem, że głupia jestem i że w końcu zostaje tam (na razie) na zaledwie 2 godziny!
Nie przejmuj się,moja mała tez NIE kocha mamy,i NIE da buzi po czym dostaje słodkiego ciumaka :-)
OdpowiedzUsuńHihiihi, czyli jednak czasem "nie" znaczy "tak" choćby nie wiadomo jak irytujące to było ;)
Usuń