Szybko donosze co u nas (wytrzymacie jeszcze troche bez polskiej klawiatury?). Pogoda... hmm po moim ostatnim poscie sie znacznie poprawila. Wreszcie przestalam marudzic, ze nie wzielam wiecej bluzek z dlugim rekawem choc sama przed soba przyznaje, ze nagle zrobil sie tu ze mnie okropny zmarzluch. Moim wrogiem nr 1 jest chlodny wiatr, a ten jak to nad morzem wieje tu ciagle :) Niby jest cieplo, wskakuje w szorty, a potem wystawiam sie na powiew wiatru i od razu mam gesia skore. Gdy widze tubylcow, ktorzy OLABOGA kapia sie tu w lodowatej gorskiej rzece, a potem cali mokrzy ida sobie spacerkiem smagani wiatrem to az mnie ciarki przechodza. Normalnie zazdroszcze Laurze jej tutejszej garderoby, bo oczywiscie pakujac nas wszystkich ubezpieczylam ja na wszelkie opcje pogodowe, a nas to juz niekoniecznie ;) Dzisiaj jednak rano przywital nas deszcz. Padac szybko przestalo, ale niebo jest zachmurzone i tak jakby za chwile mialo lujnac na calego :) W sumie to bym sie nawet ucieszyla, bo jest calkiem cieplo i duszno. A dzisiaj nie mam sie akurat zbyt dobrze, bo Laurencja przeciagnieta wczoraj troche przypadkowo do 21:30 urzadzila nam pobudke o 1 i tak fikala w lozku do bodajze 4... takze ten, wszyscy mamy humory, ze bez kija nie podchodz, z Laurencja na czele, a jakze.
Ale, ale... Ja tu dzisiaj chcialam Wam opowiedziec glownie o dniu wczorajszym, bo byl troche inny niz wszystkie i jeszcze udalo nam sie zobaczyc nowe dla nas, a jakze piekne miejsce. Pomysl rzucila tesciowa, a byl on taki by pojechac na sniadanie do miejscowosci Yuvarlakçay oddalonej od nas o ok. 45 min jazdy samochodem. Tutaj musze zafundowac Wam krotką dygresje objasniajaca milosc Turkow do stolowania sie poza domem. Szczerze mowiac to im tego zazdroszcze. Turcy bardzo przykladaja sie do sniadan, zadna tam kanapka z kawa i jazda do roboty jak w Polsce. Tutaj sie biesiaduje, a nigdzie to biesiadowanie nie wychodzi tak dobrze jak w pieknym miejscu, najchetniej gdzies blisko przyrody. Skladniki takich sniadan zasadniczo niczym nie roznia sie od tych domowych - no, chyba, ze dla tych miastowych, bo w tego typu restauracjach wszystko jest zazwyczaj wiejskie i ekologiczne. Yuvarlakçay to wlasnie miejsce z taka oferta. Nie jest to jednak zadne miasteczko czy nawet nazywanie tego miejscowoscia jest grubo na wyrost. To po prostu malutka wioska w gorach, gdzie nawet telefony nie łapią sygnału :) Ale przez to wioseczke plynie urokliwie rzeka i ktos madry to zauwazyl i postawil fajna restauracje. A po nim kolejni, bo tak to juz w Turcji jest, ze jak jednemu sie biznes powiedzie to zaraz obok pieciu kolejnych stawia taki sam.
Ja na poczatku troche marudzilam, bo po co taki kawal na sniadanie skoro nawet w naszej miejscowosci tez jest podobna rzeka, a nad nia ciag pieknych restauracji z tymi samymi skladnikami. Wtedy H. pokazal mi zdjecie celu naszej wycieczki, na ktorym byl maly wodospad a nad nim bujawka, ktora mozna sie bujnac tuz nad kotlujaca sie woda. Noooo... od razu sobie to zdjecie przypomnialam, bo kiedys juz widzialam je w internecie i od razu zamknelam paszcze.
Laura pieknie zniosla jazde. W jednej raczce turecka bula z oliwkami (Laurencja to oliwkowy potwor - pochlania garsciami), w drugiej butla z herbatka z lipy i pigwy. Gdy dotarlismy na miejsce bylismy pierwszymi klientami. Widzac tyle wolnych stolikow, a kazdy w co piekniejszym kacie ciezko nam bylo sie zdecydowac. W koncu usiedlismy do stolu a'la turca czyli niski stolik wokol ktorego siada sie po turecku na miekkich poduchach obitych wykladzina dywanowa. Laure cale sniadanie niezbyt interesowalo (oprocz oliwek), ale szybko znalazla dla siebie zajecie, ktore pochlonelo ja na czas calego naszego pobytu w tej knajpie - rzucanie chlebka do rzeki. Najpierw wydawalo sie, ze szybko jej sie to znudzi, bo ani kaczek ani gesi nie bylo. Ale wtedy pojawily sie pstragi, ktore na widok tylu kawalkow chleba na powierzchni wody szybko zwolaly cale stadko i zaczely wrecz wyskakiwac z wody po kolejny okruszek, oczywiscie ku wielkiej uciesze Laurencji.
Noooo a potem przyszla kolej na bujawke. Wodospad byl co prawda bardzo niewielki, ale nurt rzeki naprawde szybki, a tor bujawki tuz przy scianie wody. Adrenalina byla, a jakze. Poza tym ta bujawka to nie zadna zmyslna bujawka wyzszej technologii tylko zwykla decha zwiazana sznurkiem. Troche podpuscilismy moja tesciowa by tez sie bujnela i juz juz siadala na desce, gdy w ostatnim momencie powiedziala ''niech pierwsza bujnie sie Kasia'' :) tak, tak, jestem rodzinnym kamikadze. Wrazenia - bujawka pierwsza klasa, ktos mial super pomysl. Mielismy fajna zabawe choc Laura na widok nas dyndajacych nad kotlujaca sie woda byla mocno zmartwiona i kilka razy nawet rozpaczliwie krzyknela za nami, a gdy wreszcie wrocilismy na lad bila brawo z radosci :) Skubana, o bujajaca sie babcie juz sie tak nie martwila...
Poza sniadaniem i bujawka na miejscu bylo jeszcze pare atrakcji. W ogole miejsce to wspaniale nadaje sie na dluzsza posiadowke, bo nikt nikogo nie wywala, nie naciska na zamowienie czegos wiecej. Na poduchach wokol stolu mozna sie wygodnie polozyc i nawet zdrzemnac, zreszta w kilku miejscach sa porozwieszane hamaki, z ktorych tez mozna korzystac do woli. Oprocz sniadan restauracja serwuje tez sztandarowe przysmaki kuchni tureckiej, sa kebaby, jest grill,na kolacje tez mozna sie tu wybrac.
Jednym slowem polecam. Gdyby ktos kiedys wybral sie na wakacje do Bodrum lub Marmaris i chcial troche inaczej spedzic jeden dzien pobytu to wystarczy wynajac auto i przypomniec sobie o Yuvarlakçay. Sami zobaczcie!
PS. Czy pliki video sie otwieraja?