niedziela, 26 czerwca 2016

Gorąco!

Matko Bosko, czy u Was też było tak gorąco? My ledwo żyjemy... Dzisiejsze 23 stopnie i zachmurzone niebo są dla nas wybawieniem.

Po całym tygodniu upałów wczoraj na dobitkę pogoda zafundowała nam 35 stopni. A my w mieszkaniu bez klimy i z ograniczoną możliwością otworzenia okien. Zresztą to ostatnie chyba nie jest najlepszym pomysłem, bo mam wrażenie, że wówczas w mieszkaniu robi się jeszcze paskudniej.

Laura cała spływała. H. wciąż jęczał. Paradoksalnie ja, która nienawidzę upałów, miałam się chyba najlepiej. Jednak na myśl, że lato dopiero się zaczęło trochę mi słabo...

Wczoraj, gdy wszystkie nasze wypadowe plany wzięły w łeb z racji na skwar i mecz Polski ;-) w akcie desperacji napuściliśmy całą wannę wody i po raz pierwszy się w niej wszyscy w trójkę wykąpaliśmy. Z zabawkami, z pianą. Było całkiem fajnie. Laura po raz pierwszy w "głębokiej" wodzie. Po takiej prawie godzinnej kąpieli Mała zasnęła tak głębokim snem, że nawet dzikie wrzaski naszych kibolskich sąsiadów jej nie ruszały. A darli się wyśmienicie, najpierw kulturalnie "kurwa, Polska-biało-czerwoni" a potem to już tylko niezrozumiały bełkot z piskiem jak z świniobicia. Aż zaczęłam odczuwać złość, że wygraliśmy.

Poza tym jakoś się u nas codzienność kręci. Bez większych rewolucji dociagamy do końca pierwszego miesiąca naszej nowej rzeczywistości. Laura u niani bez zmian, ja w miarę dopracowałam moje dojazdy do i z pracy. Wszystko jest w miarę ok, największym moim bólem jest gotowanie. Shit, jak bardzo mi się nie chce, w szczególności w tygodniu. Staram się z grubsza przygotować obiad wieczór wcześniej, ale idzie mi to jak krew z nosa. Poza tym kompletnie brakuje mi pomysłów na takie szybkie dania do 30min (jeśli macie jakieś fajne pomysły to dzielcie się nimi, dobre kobiety!) więc co niedzielę mam wielką rozkminę jak ułożyć jadłospis na kolejny tydzień. Tak, tak, muszę mieć to wszystko ładnie rozpisane, bo tylko w weekend mam czas by zrobić zakupy. Mówię Wam, life is hard.

Laurencja nasza kochana wciąż ze smarkiem. Ale przynajmniej udało mi się ustalić rodzaj tego smarku. No alergia jak nic. W domu jest w miarę ok. Gdy tylko wychodzi na zewnątrz, a jak do parku czy na jakąkolwiek trawkę to już w ogóle dramat, smark do pasa. Taką wersję potwierdza niania. Niestety Laurencja skutecznie odmawia przyjęcia antyalergicznego syropku wiec dupa zimna. Na testy itp. z tego co się orientuje jest jeszcze za mała. Także smarkamy, zbieramy zielone gluty z podłogi, a przy tym oczywiście też kaszlemy, w nocy od kaszlu nawet żygamy, normalnie full wypas :-] Tak więc jesienią i zimą będziemy walczyć z przeziębieniem i katarem chorobowym, a wiosną i latem z alergicznym smarkiem. Naprawdę zapomniałam już jak to jest mieć dziecko bez wiecznego gluta.

No, koniec tego narzekania. W przyszły weekend prawdopodbnie pojedziemy odwiedzić dziadków to może będzie weselej - przynajmniej klima pod ręką ;-)

Laurencja też kibicowała. I to ze swojej ulubionej miejscówki :)

21 komentarzy :

  1. U nas skwar niemiłosierny, deszczu, deszczu nam potrzeba.... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, u nas właśnie spadł, po całym dniu skwaru - co za ulga :)

      Usuń
  2. U nas skwar to malo powiedziane, mieszkamy na poddaszu wiec jest straaasznie goraco I duszno. Na szczescie, teraz wieczorem, spadl deszcz wiec jest czym oddychac :-)
    Zycze zdrowka dla Malej.
    GOSIA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OOoo współczuję. U nas z kolei wystawa wszystkich okien na południe więc ten... patelnia :)
      Dziękuję :)

      Usuń
  3. A u nas nie ma upałów:D w ogóle zapomniałam, ze w Krefeld nie ma lata. 25 stopni to Maks. I dla mnie to ideał:) widziałam to zdjęcie na fb! Świetne jest! Laura to niezły kibic. Kuba Np na okrągło krzyczał "goool" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jak zazdroszczę! 25 to i dla mnie górna granica komfortu :)

      Usuń
  4. Jak mnie dawno u Was nie było. Co do obiadów polecam zapiekankę z kaszy gryczanej z bloga kantorekkatjuszki. Szybka i pyszna! Na kwestii smaku można też znaleźć sporo fajnych szybkich przepisów. Gabi też wiecznie siedzi w wózku dla lalek i każdemu kaze się wozić. Ostatnio nawet chciała wykorzystać do tego celu młodszą od siebie kuzynkę. Rozsiadła się jak królowa i wydała komendę "powóź" ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam i korzystam :) stopień trudności podnosi mi jednak i H. i Laurencja - dla H. pieczarki są ble, kasza gryczana ble, ehh długo by wymieniać. A Laurencja musi mieć ryż, makaron albo pyry (najlepiej w formie frytek) bo inaczej nie ruszy. Normalnie załamka.
      My nasz wózek dzisiaj skonfiskowaliśmy niestety bo Laura zaliczyła wywrotkę.

      Usuń
  5. Jak mnie dawno u Was nie było. Co do obiadów polecam zapiekankę z kaszy gryczanej z bloga kantorekkatjuszki. Szybka i pyszna! Na kwestii smaku można też znaleźć sporo fajnych szybkich przepisów. Gabi też wiecznie siedzi w wózku dla lalek i każdemu kaze się wozić. Ostatnio nawet chciała wykorzystać do tego celu młodszą od siebie kuzynkę. Rozsiadła się jak królowa i wydała komendę "powóź" ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Szybki obiad? A proszę bardzo;) Zupka na kilka dni. Rosół (większa ilość) jednego dnia, drugiego np gulasz, potem znowu rosół, kolejnego pomidorow rzecz jasna:D Warzywa na patelni-gotowy mix z kurczakiem. Kolejny obiad to pieczone mięsko z ziemniakami, upiec wieczorem a na drugi dzień tylko podgrzać. Dobrą rzeczą jest też parowar, pokroić, przyprawić albo i nie bo np warzywa z parowaru są wysmienite i bez przypraw-do stołu podano:) Robie też np w weekend goładki wkładam potem do słoika, gorące zakrecam i kilka obiadów gotywych jest. I tak jak wyżej ktoś napisał zapiekanki np makarowe chwila moment i gotowe.
    Łał tak się rozpisałam że aż nie wierzę że sama czasem mam problem z pomysłem co na obiad. Chyba muszę sobie ten komentarz wydrukować ii na lodówce powiesić;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też lecą gotowe warzywa mrożone na patelnię plus pierś z kurczaka, albo spaghetti. U mnie ten plus, że czasem wykorzystam mamę- zrobi mi na dwa di gołąbki, albo pierogi. z tymi obiadami mam podobny ból.

      U nas w piątek była masakra- duszno tak, że głowa mała. W sobotę konkretna burza i dziś już dużo, dużo lepiej.

      Usuń
    2. Spaghetti i warzywa z patelni to u nas chleb powszedni :) Gołąbki - super, tylko czasu mi na nie szkoda! Marta, szczęściara z Ciebie, że masz mamę pod nosem ;) A pierogi... normalnie cios poniżej pasa.

      Usuń
    3. Oj,żebyś wiedziała, że szczęściara. Zawsze to doceniałam, ale teraz to już w ogóle roztapiam się z wdzięczności. Zapomniałam jeszcze dodać, że 1-2razy w tygodniu gotuję wieczorem zupę i jemy ją zamiast drugiego dania. Łatwiej i szybciej podgrzać garnek zupy, niż myśleć o ziemniakach, ryżu czy surówce :)Trzeba sobie radzić, haha!

      Usuń
  7. Ja nie pracuję, a ostatnio tak nie ogarniam, że nie wiem... Z obiadami też mam ostatnio jakąś zawiechę, ale jak wpadnie mi coś do głowy to się podzielę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehhe, ja ostatnio jadę jak ze starej taśmy - wciąż to samo tylko kolejność zmieniam ;)

      Usuń
  8. Ja uwielbiam włoską kuchnię, więc mogę polecić 10 minutowe dania z makaronem w roli głównej;).

    Na przykład, penne w sosie serowym. Gotujesz makaron, podczas gdy się gotuje makaron wrzucasz na patelnię czosnek, dodajesz żółty ser w ilości, którą lubisz (u mnie dużo), mieszasz aż się rozpuści,dodajesz śmietanę, mieszasz, aż się zrobi ładny sos. Zmniejszasz ogień, doprawiasz do smaku, odcedzasz makaron, wrzucasz go na patelnię, wszystko razem merdasz, żeby makaron był cały sosem pokryty, podajesz, voila, mniam. ;)

    Tagliatelle olio a aglio, gotujesz makaron, w czasie gotowania makaronu przeciskasz przez praskę kilka ząbków czosnku, zalewasz oliwą, solisz, mieszasz, czekasz aż się zagotuje makaron. Odcedzasz makaron, do tego samego garnka wrzucasz (na mały ogień) oliwę z czosnkiem, podgrzewasz przez chwilę, aż zacznie mocno pachnieć, wyłączasz gaz, wrzucasz makaron, mieszasz. Na talerzach dobrze jest jeszcze posypać parmezanem i pokropić sokiem z cytryny :).

    Farfalle z sosem pomidorowym i słonecznikiem - wstawiasz makaron, na patelni prażysz ziarna słonecznika, przesypujesz je do miseczki. Następnie na patelni rozpuszczasz ser jak w przypadku penne w sosie serowym, wlewasz do niego kartonik przecieru/sosu pomidorowego (pasaty?), mieszasz aż się zrobi ładny sos, dodajesz słonecznik, doprawiasz całość do smaku cukrem, solą, pieprzem. Odcedzasz makaron, dodajesz do sosu, mieszasz i już. :)))

    To moje trzy ulubione dania :D :D :D. Każde z nich robi się tylko około 10-12 minut.:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze tylko dodam, że jak robię jedno z tych dań to używam do tego całej torebki (400g) makaronu i wówczas mamy z tego pięć porcji, kolacja dla naszej trójki i lunch na następny dzień do pracy dla mojego C. oraz dla mnie :)

      Usuń
    2. Oooo, dobra kobieto, dziękuję! Bardzo lubię włoską kuchnię, a makaron oznacza i to, że dla Laurencji bedzie obiad ;) olio a aglio znam, ale resztę z pewnością wypróbuję :)

      Usuń
    3. U nas nie przeszłoby ze względu na czosnek- dziewczyny go nie lubią, ale ja bym się zajadała :)

      Usuń
  9. Ja gorąco uwielbiam i ciesze się na lato. Ciesze się, że ogarnęliście już nową sytuację mnie czeka to we wrześniu żłobek Nusi i mój powrót do pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie jest łatwo, chyba najbardziej dla nas, mam, aniżeli dla dzieci. No ale co zrobić - jak trzeba to trzeba. Trzymam kciuki by wszystko poszło sprawnie.

      Usuń