niedziela, 3 lipca 2016

21!

Wielkimi krokami zbliżamy się do drugich urodzin, rany boskie jak ten czas leci...

W ostatnim miesiącu Laura przeszła kolejne metamorfozy,

Przede wszystkim jest już naprawdę całkiem kumata. Hitem ostatnich tygodni są ksiażeczki. Wreszcie doczekały się swojego czasu i nie służą już tylko do obgryzania. W książeczkach Laurę najbardziej kręcą zwierzątka i ... dziewczynki :) Ćwiczymy więc intensywnie odgłosy różnych zwierząt, a ja mam rozkminkę jak robi kret, wiewiórka czy motylek :) Naukę rozpoznawania płci staram się rozszerzyć też na inne zabawy i tak gdy oglądamy bajkę w tv też pokazuję dziewczynki i chłopców, to samo robimy z ukochanymi ludzikami Lego.  Nie wiem jednak czy kuma. Gdy pokazałam palcem na Laurę i powiedziałam "dziewczynka", Laurencja popatrzyła na mnie ze zrozumieniem, a potem zajrzała sobie za bluzkę w poszukiwaniu zaginionej :)

Z zabaw Laura rozkręca się też z rysowaniem. Coraz pewniej trzyma kredkę i zostawia na kartce coraz wyraźniejszy ślad. Niestety zawsze po jakimś czasie muszę konfiskować akcesoria pisarskie, bo Laurencja znudzona rysowaniem zaczyna kredki ... pożerać.

Laura jest bardzo towarzyskim dzieckiem. Gdy tylko widzi bawiace się dzieci od razu obiera na nie kierunek. Cieszę się bardzo z tego, że nie jest tak wstydliwa jak ja kiedys byłam chociaż żal mi jej gdy inne dzieci chyba właśnie tym się kierując odwracają się na pięcie i uciekają do rodziców. Laura wtedy stoi jak słup soli i patrzy ze zdziwieniem za uciekinierem.

Bardzo lubi sie kąpać. Kto by pomyślał, że to niemowlę, które darło się w niebogłosy przez pierwsze prawie 3 miesiace teraz nie będzie chciało wyjść z wanny. W kąpieli najbardziej lubi bawić się konewką. Sama już dobrze wie, że gdy wieczorem zaczynam ją wołać, trzeba przyjść do sypialni. Kładzie się wtedy sama na przygotowanym na łóżku punkcie sanitarnym i pomaga w ściąganiu ubrań. Próbuje sama sobie czesać włoski i wciąż upiera się przy samodzielnym myciu ząbków.

Tak, jesteśmy na etapie "sama". Laura koniecznie sama musi przejść przez wszystkie wysokie progi w drodze do garażu i (prawie) sama musi wejść po schodach prowadzących do niani. Całe szczęście, rano mam zapas czasu, bo inaczej oznaczałoby to kolejne nerwy,

Za nami pierwsze od dłuższego czasu próby nocnikowania, ale z tym niestety wciąż jesteśmy daleko w lesie. W kluczowych momentach sadzam Laurę na nocniku, ale najczęściej cała akcja się zatrzymuje i Laura co chwilę wstaje, spogląda w nocnik i mówi "nie ma". No fakt, nie ma. Jeszcze ani razu nie było, ale co tam, próbujemy dalej. Kilka razy Laura sama zabrała się za siadanie na nocnik, podciągnęła bluzkę i obsunęła spodenki (wyglądało to przekomicznie) i usiadła na tronie. Ale z tego też nic nie wyszło. No, może jak na złość oprócz jednego razu, gdy akurat byłam w trakcie gotowania obiadu. Wiecie, ręce brudne, na piecu coś co wymagało natychmiastowej obróbki. Machnęłam ręką i powiedziałam sobie, że pewnie i tak nic z tego nie będzie. No a wtedy akurat walnęła kupę. Miałam wyrzuty sumienia, bo jednak pokazała o co chodzi, a ja to zignorowałam.

Jak już jesteśmy przy nauce to jeszcze wspomnę o naszym spaniu i kp. Szczerze powiedziawszy myślałam, że drzemki u niani zapewnią nam lepsze spanie, a może i odstawienie od piersi. Cóż... ze spaniem różnie bywa. Na pewno poprawą jest to, że, odpukać, od dłuższego czasu nie mieliśmy żadnej nocnej imprezy pt. "chcę się bawić, nie spać". Laura jakby wreszcie zrozumiała, że w nocy się śpi i nawet gdy się przebudzi, kładzie się i próbuje zasnąć. No, ale pobudki mamy codziennie. Nie liczę ich, ale mamy chyba tak przeciętnie 4. Już zupełnie zapomniałam jak to jest spać nieprzerwanym snem. Myślałam, że skoro u niani śpi krócej, bo wiadomo, na pewno inne dzieci ją budzą i niania jej powtórnie nie usypia jeśli obudzi się np. po 40 minutach tak jak ja to robię w domu, to będzie spała twardzym snem w nocy. Ale w tej materii na razie niewiele się zmieniło. No i karmienie. Od niedawna Laura nabrała bardzo brzydkiego zwyczaju bolesnego gryzienia mnie. Robi sobie z tego zabawę, bo gdy tylko dostanie pierś, natychmiast gryzie i ciągnie, a potem się zaśmiewa. W czwartek wieczorem, gdy się z nią położyłam (a była dość śpiąca), zamiast spokojnie pociumkać sesję karmieniową rozpoczęła właśnie od takiego bolesnego ugryzienia. Wkurzyłam się, ochrzaniłam delikwentkę i schowałam cycki do stanika. Jeszcze wtedy niczego więcej nie planowałam. A tymczasem Laura się rozpłakała i po chwili zaczęła sobie wkładać do buzi rączki (jak słodko wyglądała....bidulka, pewnie tak też zasypia u niani). Oczy zaczęły jej lecieć więc się nie ruszałam i czekałam, aż zaśnie sama. Po nie więcej niż 5 minutach dziecko moje spało. Z jednej strony byłam przeszczęśliwa, że oto po raz pierwszy zasnęła bez cycka, ale z drugiej jej widok, taki żałosny, gdy paluszkami próbowała zastąpić sobie cycka, okropnie mnie rozczulił... No, ale następnego dnia postanowiłam zostawić sentymenty na boku i iść za ciosem. Podobnie jak poprzedniego dnia położyłyśmy się na łóżku, tylko że tym razem w ogóle nie wyciągałam cycków. Laura tym razem jednak zareagowała inaczej. Zaczęła spazmatycznie płakać, ciągnąć mnie za dekolt, a gdy nie ustępowałam, uciekła z łóżka i pobiegła naskarżyć tacie :-] Gdy wróciła z H. zmieniliśmy się, ale z H. w ogóle nie chciała leżeć na łóżku. H. ją nosił i tak właściwie to zasnęła, ale... no właśnie - nie o to chodziło! Znaczy się nie chcę, by zasypiała noszona na ręcach, przecież to nie tak ma być... gdy H. odłożył ją do łóżeczka od razu się przebudziła i zaczęła dziki ryk. Poszłam do niej mając nadzieję, że jest już tak wymęczona, że gdy położę się obok niej to od razu zaśnie, ale doopa. Bez cycka się nie obyło. I tak też było wczoraj i będzie pewnie dzisiaj. Nie wiem co robić. Próbować dalej czy może to jeszcze nie jest nasz moment? Nie chcę jej robić traumy... mam nadzieję, że uda nam się odstawić za obupólną zgodą.

W żłobku Laura daje sobie radę. Mamy jednak pierwszego chłopca - troublemakera. Gdy niedawno odprowadzałam Laurę do niani, ta otworzyła nam drzwi w asyście małego Antka. A Laura na to uczepiła się mojej nogi i nie chciała wejść do środka. Niania z lekkim zażenowaniem powiedziała mi, że Laura się go boi. Oczywiście zaczęłam drążyć temat. Mały Antek podobno stosuje końskie zaloty - próbuje Laurę "przytulić" i inne takie i ma problem z niezdarnością. Małemu pomachałam groźnie palcem, ale jak to dalej wygląda trudno powiedzieć. Laura od tamtego razu nie stawała murem w progu żłobkowych drzwi, niania nic nie wspominała nowego więc mam nadzieję, że delikwent sobie odpuścił.

Poza tym jest ok, chociaż jej uśmiech gdy widzi mnie gdy po nią przyjeżdżam mówi mi, że musi jednak tęsknić i myśleć trochę o mnie. 

Z czym jeszcze zmagamy się oprócz powyższych?

Ano Laurencja znowu wróciła do zjadania syfów z podłogi, w tym moich włosów. A już o tym zapomniała! Nauczyliśmy ją takie znaleziska wyrzucać do kosza, co bardzo jej się podoba, ale wciąż często pożarcie ich jest dla niej większą pokusą. Ręce mi opadają.

Poza tym nabrała brzydkiego nawyku wylewania zawartości szklanki zamiennie z wypluwaniem. Specjalnie. Marudzi, bo chce się czegoś napić, a gdy dostaje szklankę do ręki natychmiast wylewa zawartość albo sobie spektakularnie ulewa. Jakby była ciekawa jak płyn będzie spływał na podłogę. 

Więcej jej grzechów chwilowo nie pamiętam. Jest słooodka. A z jaką troską zajmuje się Agnieszką, naszą lalką-bobaskiem. Lula ją mówiąc aaaaa i daje buziaka. Niestety wózek, do którego sama też lubiła wchodzić, musieliśmy wczoraj skonfiskować, bo Laura zaliczyła wywrotkę. I tak wózek jest niesamowicie solidny, bo pomimo jej akrobacji przewrócił się po raz pierwszy. Ale H. się wkurzył i wózek schował. Za jakiś czas wyciągniemy.

A, i jeszcze jedzenie. Z tym gorzej, ale zwalam to trochę na upały. Przede wszystkim mamy dziecko wegetariankę. Mięsa nie ruszy i nawet najbardziej zmielone wyczuje jak radar. Zupy podobno ze smakiem zjada u niani, w domu w weekendy odmawia. Musi byc ryż, makaron albo frytki. Także ten... za bardzo się nie rozwijam kulinarnie. Przy tym wszystkim największym hitem jest jogurt, taki zwykły, naturalny. Laura to jogurtożerca, jak jej tatuś. Widać od razu te tureckie korzenie... Zjada naprawdę duże porcje i nigdy nie odmawia :))





Jedną z ulubionych zabaw Laury jest ostatnio grzebanie w kamieniach. Moje dziecko potrafi ponad godzinę przebierać, wybierać, przesypywać, przekładać, oglądać... :) Całe szczęście mamy blisko park, a tam sporo kamieni ;-)

4 komentarze :

  1. Odnośnie karmienia nie pomogę. Kuba miał do niego całkiem inne podejście, cyckał tylko w nocy i było dla mnie szokiem, że kompletnie go nie obeszło, jak poszedł do niego R i podał wodę, a nie ja z piersią. Dzieci potrafią zaskakiwać. Albo to rzeczywiście nie jest czas dla Laury albo musicie zastosować zdecydowane środki i tak, jak z tym pierwszym dniem, być upartym. Mimo łez. U nas Kuba też nie raz się wypłakał. Ale w końcu zdobyliśmy to. Śpi sam, bez piersi od pół roku. Trzymam kciuki! Poza tym Laura jest przekochana! Uwielbiam jej pokręconą czuprynę :)

    PS pamiętasz, jak Kuba jadł wszystko bez wyjątku? Ano odwidziało mu się i też najchętniej jadłby ziemniaki i makaron bez dodatków :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasiu, podziwiam Cie! Kurcze tylko matka malucha ma takie poklady sily i cierpliwosci! Juz niedlugo stuknie Laurce dwa latka :O , niesamowite jak szybko rosna cudze dzieci ;)
    Opisywane problemy sa dla mnie abstrakcja- jak juz wspominalam troche brutalnie ale jednak nauczyl sie Mlody zasypaiac, w okolicy pol roku bardziej smakowaly mu kaszki i inne owoce a nie mamy mleko, nie wylweal, i nie plul...byl naprawde grzeczny ;)A tak serio, pewnie nie raz mnie doprowadzil do epilepsji ale pamiec dobra jest bo zawodna ;)
    Sciskam was mocno- z dnia na dzien, z miesiaca na miesiac moze byc tylko lepiej :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety nie doradzę Ci co do kp, bo ten temat już za mną... U nas z kolei pożegnanie ze smoczkiem (do zasypiania) to ciężki temat i też nie wiem jak się do tego zabrać.

    Zbieranie kamieni to też u nas hit! Chyba większość dzieci to lubi :)

    A i moja też wypluwa picie na siebie. Na szczęście wylewać na podłogę już przestała

    OdpowiedzUsuń
  4. Rajciu, ze wzruszeniem przeczytałam ten wpis, co rusz myśląc, że przecież Lila też całkiem niedawno miała dwa latka... A tu zaraz 4, czyli dwa razy tyle i ech- no wcale a wcale mnie nie cieszy ten pędzący czas. Hmm, jak robi kret i motyl :) Oto jest pytanie!

    Co do cyca nie pomogę- my nadal... Bez komentarza, wiem :) Na szczęście "tylko" przy zasypianiu i czasem rano. Myślę, że u nas to już naprawdę kwestia czasu.

    Co do nocnika- próbujcie, ale nic na siłę.
    A jedzonko? No ma dziewczyna swoje smaki i koniec :)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń