Trochę spóźniony ten post, ale co zrobić - wszystkie posty piszę w ogromnym pośpiechu, stąd wychodzi jak wychodzi - często z błędami, powtórzeniami i ogólnym chaosem. No, ale lepszy rydz niż nic jak to mówią, a ja bardzo BARDZO chcę mieć taką pamiątkę. Wyobrażam sobie, że kiedyś tam będę boki zrywać i pochlipywać w chusteczkę na zmianę czytając moje zapiski.
Chciałam tu skrobnąć ku pamięci babcino-dziadkowy temat. W sumie natchnęła mnie Lux swoimi dwoma ostatnimi postami, w których tak pięknie opisała swoich dziadków.
Od czego by tu zacząć? Hmm.. może od tego, że dziadkowie byli w moim dzieciństwie niezwykle ważną częścią mojego życia :) Babci od strony taty niestety nie znałam. Zmarła, gdy miałam raptem 2 latka. Bardzo żałuję, bo babcia Ania na zdjęciach wygląda bardzo sympatycznie. Była krawcową, czyli posiadała umiejętności ostatnio często przeze mnie poszukiwane (ah te laurowe stopy nie mieszczące się w śpiochach) :) Ale przede wszystkim, była przepiękną kobietą. Żałuję, że nie mogę tutaj Wam pokazać jej zdjęcia - wszystko oczywiście zostało w Polsce. Babcia Ania była taką przedwojenną pięknością. Na starych fotografiach siedzi upozowana, pięknie ubrana, włos starannie ułożony w te urocze fryzurki z początku XX wieku - wiecie, takie jak w "Czasie honoru" :D Czuję się do niej w pewien sposób przywiązana, bo spośród wszystkich seniorów, a nawet moich własnych rodziców, to do niej jestem najbardziej podobna.
Jej mąż, Mieczysław, po śmierci żony przeprowadził się do nas. Tata był jego jedynym żyjącym dzieckiem (a mieli trójkę). To on często zajmował się mną po szkole. Pamiętam zapach jego pokoju - taki... kawowy :) W swoim barku trzymał największy skarb - kawę Inkę! Naprawdę nie wiem co to była za inka, ale jej smak pamiętam do dziś - była przepyszna. Nigdy już nie udało mi się znaleźć takiej kawy, a wciąż szukam. Dziadek był typem pedanta, moja mama miała z nim naprawdę dobrze - gotował obiady, sprzątał mieszkanie, a raz w tygodniu szorował wszystkie okna gazetą :) Zmarł niestety dość szybko, wymęczony przez raka płuc. Nie zdążyłam się nim nacieszyć.
Podobnie jak drugim dziadkiem. Dziadek Stasiu... ehh.. co to był za dziadek. Byłam jego wyjątkową wnuczką, a on moim wyjątkowym dziadkiem. Dziadek - aktywny komunista, w ciężkich czasach posiadał takie wtyki, że niczego nam w domu nie brakowało. Ba, żyło nam się bardzo dobrze! Dziadek rozpieszczał mnie na wszystkie możliwe sposoby. Przywoził piękne sukienki z Bułgarii i Azerbejdżanu, dokąd jeździł w sprawach służbowych. Drugiego dnia trzydniowego biwaku przywoził mi reklamówy pełne słodyczy tak, że starczyło dla całej klasy :) Jeździł dwoma fiatami 125 - czerwonym i białym, biały to był ten służbowy, czerwony prywatny. Nie ma co, zadawał szyku! Często przyjeżdżał po mnie do szkoły. Gdy tylko otwierał drzwi cała szkoła mogła usłyszeć "O bela bela bela Mari..." :D Uwielbiał mnie. Mogłabym opowiadać o nim godzinami. Wyobrażam sobie jak zachwycony byłby Laurą. Jak nazywałby ją swoją wyjątkową prawnuczką... Szkoda, że zmarł tak szybko. 65 lat - co to jest dla dziadka??? Pamiętam poranek, w którym mama powiedziała mi, że dziadka nie ma już z nami. Pamiętam moje łzy wpadające do płatków z mlekiem. Miałam 11 lat, za kilka dni miało być Boże Narodzenie. Najgorsze w moim życiu. Oglądając rodzinne albumy bezbłędnie rozpoznaję fotografie z tych Świąt. Zamiast eleganckich ubrań i wyjściowych butów jesteśmy na nich wszyscy w domowych dresach, nieogarnięci. Dziadek trzymał w naszej rodzinie pewien porządek. Bez niego nic już nie było takie samo.
A w szczególności jego żona, Krystyna. Babcia Krysia żyje do dziś i ma się całkiem dobrze. Jest jednak słabym charakterem. Osłabionym jeszcze bardziej wczesną śmiercią swojego ukochanego syna. Babcia dba o jego dzieci zaślepioną miłością całkowicie nie dostrzegając przeróżnych wad, a często po prostu lenistwa. Ja w jej oczach zawsze byłam tą wnuczką, "która miała lepiej". Dziadek trzymał ją w pionie, nie pozwalał dawać się wykorzystywać, podejmował decyzje. Musi jej go bardzo brakować... Babcia do chwili jego śmierci miała całkiem fajne życie. Komunistyczne imprezy, potańcówki, wyjazdy... Teraz pozostały jej tylko wspomnienia, bo całe swoje życie poświęca obecnie opiece nad swoją matką, a moją prababcią. Jest to praca bardzo niewdzięczna, bo prababcia ma trudny charakter, a teraz mało co już rozumie i jest w stanie zrobić sama. Niestety od swojego rodzeństwa otrzymuje tylko minimalną pomoc - powstrzymam się od komentarza ;S
I tu dochodzimy do seniorki naszego rodu, czyli właśnie mojej prababci, Władysławy. W naszej rodzinie nazywamy ją po prostu babusią :) Babusia ma już 105 lat i pochodzi z długowiecznego rodu (jej tata zmarł mając 102, a siostry niemal 100). Jej życie to ciekawa historia pełna wojennych doświadczeń. Jeszcze do niedawna babusia cieszyła się całkiem dobrym zdrowiem i można było ją podpytać o dawne czasy. Niestety kilka lat temu doznała udaru i jej zdrowie, przede wszystkim to psychiczne, bardzo mocno podupadło. Babusia kiepsko widzi, kiepsko słyszy, często nie kojarzy, nie poznaje najbliższych. Ale fizycznie jest silna. Dawno temu, kiedy jeszcze nie byłam nawet w ciąży, a babusia była w znacznie lepszej formie, H. powiedział jej, że Turcy wierzą, iż osoba, która zobaczy wnuka swojego wnuka po śmierci idzie prosto do nieba. Babusia bardzo to zapamiętała i choć nie byliśmy pewni, czy w ogóle nas pozna, będąc w Polsce zdecydowaliśmy się odwiedzić ją z Laurą. Okazało się, że podjęliśmy dobrą decyzję, bo babusia chyba całkiem nieźle zrozumiała po co przyszliśmy i co najważniejsze, poznała nas. Położyłam Laurę babusi na kolana, a ona nie mogła się nadziwić jaka Laura jest malutka, jaka ciepła :)
Laura ze swoją praprababcią |
Cieszę się ogromnie, że jednak udało nam się pokazać jej Laurę, bo nie wiadomo czy babusia będzie wciąż wśród nas gdy znowu pojawimy się w Polsce.
Ciekawa jestem jak Laura będzie wspominała swoich dziadków :) Ma ich obecnie dość sporo, wszyscy kochają ją na swój sposób.
Moi rodzice bardzo rozkręcili się w stosunkach z wnuczką pod koniec naszej wizyty. Przede wszystkim tata zaczął nam ją często podkradać. Wypracował swoją nowatorską metodę noszenia dziecka i faktycznie Laura w momentach największego marudkowania najszybciej uspokajała się u niego. Dziadek towarzyszył nam też w niemal wszystkich spacerach i zawsze był chętny do pchania pojazdu :) Wnusię nazywa Laurusią :) Wieczorami często znikał by cichaczem oglądać jej zdjęcia w laptopie :) Myślę, że skoro był dla mnie fajnym tatą to dla Laury będzie też fajnym dziadkiem :)
Piękny i ciekawy post: )
OdpowiedzUsuńzdjęcie z praprababcią to jest coś!
p.s. A sprytny Dziadek i tak stworzył zdrobnienie dla Laury: )nie wiem, czy dobrze pamiętam, że kiedyś pisałaś, że imię Laura miedzy innymi dlatego, żeby się nie zdrabniało: )
Masz rację, chciałam imię bez zdrobnien :) ale to było do przewidzenia, że dziadek znajdzie swój sposób... Laurusia z kolei nawet mnie nie wkurza :) pasuje jej, no! :)
UsuńUrocze te zdjęcia. Wzruszyłam się bardzo, aż mi łezka popłynęła.
OdpowiedzUsuńCudnie opisałaś swoich dziadków. Wspaniali ludzie. Może kiedyś się skuszę aby skrobnąć post ku pamięci moich, bo na pewno na to zasługują. Zawsze uznawałąm się za szczęściarę, bo do matury miałam komplet babć i dziadków. Byliśmy z rodzeństwe, bardzo związani z tymi ze strony mamy, więc kiedy odszedł dziadek Stefan (tuż po maturze) to był wielki cios i straszny ból.
Wiesz co mnie boli najbardziej? Fakt, iż moja najukochańsza babcia nie zdąrzyła poznać osobiscie Stefka a tak bardzo go kochała. Byłą bardzo schorowana, ale dzielnie się trzymała. Zmarła w 2013 roku, dzień po naszym przyjeździe do Polski.
U nas podobna historia - dziadek H., który niezmiernie cieszył się, że prawnuczka w drodze niestety jej nie doczekał - zmarł w wieczór poprzedzajacy narodziny Laury...
UsuńMoi rodzice wręcz nam odradzali wizytę u babusi zakładając, że na pewno nas nie pozna. Tak naprawdę to wszystko udało się dzięki H., któremu sumienie nie dawało spokoju, że spędzimy w Polsce cały miesiąc i wyjedziemy nie pokazawszy jej praprawnuczki.
Piękny post :) Praprababia! C U D O W N I E!
OdpowiedzUsuńWiem :) ludzie często nie chcą mi uwierzyć, że to możliwe :)
UsuńCudowne wspomnienia :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNiesamowite będzie zdjęcie na wieki do album Laura i prapababcia to rzadkość :)
OdpowiedzUsuńZgadza się. Zdjęcia jest historyczne. Żałuję tylko, że nie udało się nam sfotografować kobiet 5 pokoleń - moja prababcia, babcia, mama, ja i Laura :)
UsuńAleż Laura będzie miała kiedyś fantastyczną pamiątkę! I myślę, że będzie dla Niej bardzo cenna. Mój ukochany dziadek też zmarł przed Bożym Narodzeniem- kiedy miałam 6lat. I też pamiętam ten dzień... Zresztą, mój drugi dziadek również, tyle, że ja już była dorosła, Eliza była już na świecie, a On super dziadkiem niestety nie był.
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia...
Ściskamy mocno!
Ehh w mojej rodzinie panuje jakieś fatum śmierci przed Bożym Narodzeniem. W tym roku z wielkim niepokojem spogladalismy na babusie, ale jakoś dała radę :)
UsuńMartusiu, my też ściskamy! :*
Laurusia! Jak słodko, aż się uśmiechnęłam, tak pięknie zdrobnić może tylko ktoś, kto mocno kocha.
OdpowiedzUsuń:) mnie też się podoba. A dziadek faktycznie we wnuczce zakochany.
Usuń:) usmiechnelam sie.... jesli zainspirowalam Cie do napisanie tego posta to bardzo sie ciesze!
OdpowiedzUsuńZ przyjemnoscia przeczytalam Twoje wspomnienia a juz zdjecie z prababcia cudowna pamiatka!
Dobrze, ze zdecydowaliscie sie na ta wizyte- brawo dla H!!
Dziękuję kochana :*
UsuńPiękny post, aż się wzruszyłam...
OdpowiedzUsuńPięknie to napisałaś!!
OdpowiedzUsuńA zdjęcia z prababcią cudowne - zazdro :)
Hehe :)
UsuńWzruszające!
OdpowiedzUsuńCoś pięknego!
Praprababcia. Ależ szczęściara z Laury! Piękne.