Weekend nam się udał. Przyjechała babcia z ciocią, tata wybył i przybył, powłóczyliśmy się po Krakowie, pośmialiśmy w domu. Laura, odpukać w niemalowane, jest ostatnio dla mnie bardziej wyrozumiała i w nocy albo śpimy bez wybudzania albo z jedną akcją usypianiową czyli całkiem ok. Oczywiście ta pierwsza pobudka dopiero o 8 to był taki mały bonus, teraz powróciła szara codzienność, czyli wstajemy ok. 6, bywa, że odrobinę wcześniej ;-) ale i tak biorę to dzielnie na klatę i dziękuję córci, bo jest to o niebo lepsze od trzech/czterech pobudek w nocy :-]
W piątek moje prośby zostały wysłuchane i dzień minął nam bardzo przyjemnie i intensywnie. Choć była i chwila grozy. Po wysprzątaniu mieszkania i ugotowaniu kolacji wyskoczyłyśmy z Laurą na plac zabaw. Już w drodze powrotnej, całkiem blisko domu (dzięki ci Panie!) w pewnym momencie usłyszałam dziwne odgłosy dochodzące z przedniego koła wózka. Przyjrzałam się bliżej i wydało mi się wszystko ok, pomyślałam, że coś wpadło w łożysko. Po 50 m musiałam jednak zmienić zdanie - koło zaczęło się lekko chybotać. Zaczęłam więc bardziej naciskać na tylne koła, oczywiście taka jazda to była męczarnia, ale chciałam jak najszybciej wrócić do domu. I tak na jakieś 50 m przed bramą nasze koło zostało na chodniku :-] jak weteran z wojny wróciłyśmy na trzech, lekki dramacik. Najpierw przyjęłam to z lekkim sercem myśląc sobie, że w domu coś się dokręci i będzie ok, potem jednak zaczęłam sobie uświadamiać, że te przednie koła przecież są tam montowane na stałe i generalnie odpadnięcie kółka równa się z oddaniem wózka do gwarancji. A tu za chwilę miała do nas przyjechać babcia z ciocią, miałyśmy łazić po Krakowie !!! Szlag mnie jasny trafił, bo wybierając Mutsy kierowałam się między innymi opinią, że nie skrzypi i nie odpadają mu koła!!! O naszym Mutsym muszę kiedyś skrobnąć jakiś post, bo często mnie o niego pytacie, a mam sporo do powiedzenia :) W domu musiałam najpierw zająć się mega śpiącą Laurą, chciałam szybko położyć ją spać i polecieć do wózka z śrubokrętem. Laurze zasypianie szło jednak dość opornie co skutkowało u mnie "lekkim" wkurwem, gdy jedną ręką wyszukiwałam w telefonie wypożyczalnie wózków i obmyślałam scenariusze jak poradzić sobie z tym fantem możliwie jak najmniej zmieniając nasze weekendowe plany. W końcu gdy dopadłam do wózka okazało się, że wykręciła się jedna śrubka (jedna!!!), na której trzymało się koło. Wystarczyło dokręcić i było ok. Kamień z serca.
Laura zareagowała na przyjazd babci i cioci sporym zdziwieniem, które już po chwili zmieniło się w mega euforię. Moje dziecko naprawdę lubi gości, coraz wyraźniej to widzę. Późnym wieczorem, gdy udało mi się namówić maliznę do kąpieli, tata zabrał babcię i ciocię na wypad "Kraków by night", co w szczególności cioci mocno przypadło do gustu ;-)
W sobotę zostałyśmy już same baby, tata po wysłuchaniu instruktażu zachowania pojechał szaleć w Warszawie. A my wybrałyśmy się na Kazimierz. Spacerki, spacerki i jeszcze raz spacerki, a potem żydowskie żarełko.
W niedzielę przyszła kolej na Stary Rynek. I wiecie co? Ok, są tam zawsze mega tłumy, jest głośno, kolorowo, na miejsce w knajpie prawie zawsze trzeba czekać, ale mimo wszystko jakoś bardziej podoba mi się tam niż na Kazimierzu. Laurze zresztą też. Rozgląda się na wszystkie strony, bo gdzie nie spojrzeć to jakaś atrakcja. Tu koniki, tu dzieci, tam koncert, tu kolorowe stragany. Spacer skończył się biesiadą u Gruzinów, na którą nawet załapał się tata, który dołączył do nas po powrocie z Warszawy.
W poniedziałek przyszedł czas na pożegnanie... Było mi smutno więc z uczuciem ulgi przyjęłam pomysł H. by wziąć sobie w ten dzień urlop na żądanie i odpocząć po warszawskich wygibasach. Tata był co prawda mocno śnięty, ale było się przynajmniej do kogo odezwać.
Wraz z wyjazdem mojej mamy i siostry włączyła mi się coś jakby jesienna melancholia. Czuję się tak, jakby znowu minął jakiś kolejny etap. Zaczyna się jesień, w sklepach szkolne wyprawki, w tv coraz częściej o tym trąbią. Pogoda dziwna jakaś taka, niby ciepło, ale już czuć ten chłód. Muszę się nawet trochę pilnować, bo coraz częściej sugerując się szarością za oknem zdarza mi się ubrać mocno za ciepło.
Myślami jesteśmy już we wrześniu - znowu dla nas bardzo intensywnym. Mamy zajęte wszystkie weekendy, najpierw weselami, potem prawdopodobnie wyjazdem do Turcji i w końcu pierwszymi urodzinami naszej pociechy :)
Pierwsze urodziny - uwierzycie?!
Nie wierzę, że Laura zaraz skończy roczek... Kiedy to zleciało?!
OdpowiedzUsuńSama nie wiem :)
UsuńRoczek o Pani jak to.
OdpowiedzUsuńCo do wózka my mamy X-Landera i mamy koła pompowane dziś wracając ze spaceru w przednim kole uszło powietrze i to galancie flak był taki, ze głowa mała i podobnie jak Ty modliłam się byśmy doszły całe by koło zupełnie nie pękło i udało się
Kurde, rozumiem w wózkach za 1000zł, ale po Mutsy i X-Landerze spodziewałabym się lepszej jakości :S
UsuńNIEMOZLIWE!!! Juz roczek:OOOO Jak ten czas szybko leci:)
OdpowiedzUsuńMieliscie fajny weekend- to zapewne mile pogadac z kims doroslym ;)
pamietam, ze gdy z Dzieciakami siedzialam w domu przyjemnoscia byla rozmowa z kims na tym samym poziomie. Z mama i siostra- wow podwojna radosc!!
A co to za stwora trzyma Laurka na pierwszym zdjeciu- spoglada tak zalotnie :)
O widać , że kochana Luxusowa ma juz dorosłe dzieci :) Stwór o smok Szczerbatek ze świetnej bajki "Jak wytresować smoka" :) Roczek, czas leci za szybko co nie???
UsuńHahahahah, no tak roznica wieku wychodzi i moze kraj zamieszkania :) ? ale juz mnie uswiadomila Zwykla Matka- dziekuje!! :*
UsuńJa chce takiego smoka jak ma Laura!!! :D
OdpowiedzUsuńFajny weekend! Intensywnie, ale wesolo i z rodzinka, suuuper! Ale ciocia, widze, kontuzjowana!
Wrzesien naprawde zapowiada sie Wam intensywny! Turcja jesienia musi byc bardzo przyjemna! W Polsce juz chlodek, a tam nadal lato. :)
Nie no, Laura roczek? No gdzie, przeciez dopiero sie urodzila! Hehe, jestem w niemniejszym szoku niz Ty!
O kurcze, to już...serio, pierwsze urodziny? A pamietam jak wpadłam tu pierwszy raz to jeszcze byłaś w ciąży.
OdpowiedzUsuńMy problemów z wózkiem nie mieliśmy - stary przedpotopowy Chicco, pożyczony od kuzynki kuzynki. Spacerówkę natomiast (Peg Perego) mogłabym polecić z zamkniętymi oczami. Akcja z kółkiem przypomniała mi jednak historię sprzed 7 lat gdy byłam na spacerze z siostrzenicą. Co się wtedy nagimastykowałam.
Hej! Ja tu komentuję najnowszy Wpis i wybałuszam oczy, że tu nic nie napisałam! A miałam. Naprawdę miałam. Ale pewnie czytałam Cię ukradkiem na telefonie, a zaraz potem mój stwór wlazł mi na głowę i nie dał żyć. Tak na pewno było :) Wrzesień to super miesiąc! No i ten rok! To w sumie przeżycie dla rodziców, bo przecież jeszcze niedawno nasze dzieci były takie malutkie :( no i może stanie się potem coś magicznego? Ja nie zdradzę co u nas, bo potem wszystko pójdzie w łeb :D ale pod koniec tygodnia, jak wszystko się utrzyma pokuszę się o małą przechwałkę ;)
OdpowiedzUsuń