Jakoś wciąż do mnie nie dociera, że kończymy właśnie 6 miesięcy, czyli całe PÓŁ ROKU. O ja pierdziu... Pół roku z naszą Laurencją, pół roku uśmiechów, przytulasków, zmieniania pampków i myśleniu zawsze na pierwszym miejscu o Niej. Pół roku od kiedy się nie wyspałam, hehhe :))
Ten szósty miesiąc był dla nas kolejnym przełomem, podobnym do 3 miesiąca, w czasie którego odpuściły kolki. I wiecie co? Z każdym dniem jest lepiej! Nasza pół-roczna Laura jest niesamowicie pogodnym dzieckiem. Naprawdę rzadko kiedy zdarzają Jej się gorsze dni z marudzeniem. Standardem natomiast są uśmiechy rozdawane od rana do wieczora, a często również przez sen. Oczywiście najchętniej do mamy i taty, ale też do babci, dziadka, ciotki i niemal każdego, kto zagada naszego brzdąca. Noooo fajny z Niej bobasek :)))
Zmian natomiast mamy tyle, że aż nie wiem od czego zacząć. Muszę to chyba jakoś ogarnąć tematycznie:
1. CIEKAWOŚĆ
Oj tak, szósty miesiąc to z pewnością miesiąc nieposkromionej ciekawości. Badane jest wszystko w zasięgu małych rączek. Laurencja wszystko chce dotykać, macać i wkładać do buzi :) Odkryciem półrocza są też włosy. Nie laurowe, rzecz jasna. Gdy tylko uda Jej się nas za nie złapać, od razu strzela banana na całą twarz ;) Oczywiście, nie muszę chyba mówić, że zostawić nie ma zamiaru? :)) Łapie i ciągnie, a gdy ofiara zaczyna wierzgać się w spazmach, Laura aż piszczy z radości :D
W tym miesiącu zauważyła też swoje nogi :D Stópek jeszcze nie wkłada do buzi, ale wciąż się za nie łapie i ściąga skarpetki :)
2. SIŁA i ZWINNOŚĆ
Z naszej Laury jest całkiem dorodny bobasek. Nie wiem co prawda ile teraz waży, ale przypuszczam, że dobijamy powoli do 9kg. Mimo swej tuszy (heheh, to za mamą ;)) jest bardzo sprawna fizycznie.
Na macie wyprawia takie akrobacje, że głowa mała. Już bardzo niewiele dzieli nas od przewrotu na brzuch z prawej strony. Laura podnosi się do tego na wyprostowanych rączkach i kombinuje z raczkowaniem. Albo właśnie unosi się wysoko na rączkach, albo podnosi dupkę nurkując główką w podłodze. Wygląda wtedy jak mała mrówka :))
Gdy zaprze jej się nóżki, przesuwa się do przodu. Sama daje sobie radę wstecz - odpychając się rączkami.
Poza tym... siedzi! No prawie, bo muszę Ją jeszcze delikatnie asekurować. Siadać zaczęła sama w bujaczku, co początkowo przyprawiło mnie o lekki zawał serca, tym bardziej, że nie mieliśmy zwyczaju przypinać Jej pasami. Teraz jest to jednak nieuniknione, tym bardziej, że znudzona Laura potrafi zaprzeć się w bujaczku wypychając brzuszek do góry i całkiem groźnie zjechać w dół (!).
3. KOMUNIKACJA
Laurencja jest już całkiem komunikatywna. Przede wszystkim zaczęła wydawać z siebie więcej głosów, choć moim zdaniem wciąż jest ich trochę mało. Mamy więc "aaaa" i "eee" w różnych wariantach, mamy też piski. Najważniejsze jednak jest to, że Mała zaczyna nas naśladować. Gdy lulając Ją mówimy "eee", Ona zaczyna robić dokładnie to samo :)
4. ZABAWA
Hitem miesiąca jest z pewnością pudło zabawek. Wkurzało mnie, że laurowe zabawki walają się wszędzie po domu, zainwestowaliśmy więc w pudełko. Okazało się to strzałem w dziesiątkę :) Laura uwielbia teraz w nim grzebać i wywalać wszystkie zabawki po kolei.
Lubi też spędzać czas na macie choć gdy tylko się Ją tam położy, momentalnie fika na brzuszek i po chwili zaczyna narzekać :-] Poza tym oglądamy namiętnie tureckiego Pepee i rosyjską Maszę. Od jednego i drugiego głowa już mnie boli, ale co zrobić. Przynajmniej herbaty mogę się spokojnie napić.
5. JEDZENIE
Powoli wkręcamy się w rozszerzanie diety. Cycek wciąż jednak pozostaje number 1 i nie zanosi się na szybkie zmiany w tej materii. Zaczęłam jednak podawać Jej słoiczkowe żarełko. Początkowo chciałam przygotowywać Jej jedzonko sama, ale nasz Orzeszek pogardził żarciem matki. Woli Gerbera :D
Mamy więc za sobą marchewkę w różnych odsłonach, dynię, jabłuszko i gruszki. Przy wszystkich krzywi się jednakowo mocno chociaż dynia chyba bardziej Jej smakowała - nie było przynajmniej odruchu hafta :P Raz dostała też umemłane przeze mnie ziemniaczki z brokułem, ale menda mała po spróbowaniu pierwszej łyżeczki w ogóle nie chciała otworzyć paszczy (a dobre było - słowo honoru - próbowałam!). Do tej pory najbardziej smakowała Jej zupka marchewkowa z ryżem, którą przypłaciła wieczorem bólem brzuszka :-( wyczytałam, że w składzie jest też odrobinka selera, więc to chyba on był winowajcą... Marchewkę przecież próbowała wcześniej i było ok, ryż natomiast jest niby obojętny...
W 7. miesiącu chcę zacząć podawać Jej kaszkę. Kupiłyśmy już nawet Nestle Zdrowy Brzuszek z lipą i czekamy na dobry moment. Poza tym kupiłam też ciumkacza z Canpola. Wiecie, ta siateczka, w której można podawać grubsze kawałki do wyciumkania. Czy tylko mnie kojarzy się z prezerwatywką????? (:-o). Mała dostała już jabłko i marchewkę z rosołu i bardzo Jej takie ciumkanie odpowiadało :) Planujemy też pobawić się z BLW, ale poczekamy aż Mała usiądzie w 100% stabilnie, no i fajnie by było gdyby została posiadaczką choćby jednego zęba! Kłów na razie brak i wcale się na nie nie zanosi. Nawet dziąsła chyba nie swędzą Ją już tak bardzo. Czyżby cisza przed burzą? ...Boję się...
Laura uwielbia też pić wodę. To jednak bardziej zabawa niż prawdziwe picie. Żeby jednak było ciekawiej, Laura nie chce pić wody z butelki (choć potrafi - dowód na zdjęciu). Ona chce ze szklanki, tak jak mama! Gdy tylko biorę szklankę w rękę i kieruję do ust, Orzeszek natychmiast zaczyna się do niego wyrywać i kuuurde, naprawdę pije :) tak jak mały piesek mocząc języczek :D
6. SEN
Tu chyba nastąpił największy przełom. Dziewczyny, nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca, ale zdaje się, że uwolniliśmy się z zaprzęgu do usypiania! Nie wiem, czy pamiętacie, ale bujaliśmy Ją na nogach bez opcji odstawienia po uśpieniu, bo groziło to rozpoczęciem zabawy od początku po góra 10 minutach! Wybawieniem okazało się... łóżeczko turystyczne. No to samo, w którym Laura będąc w grudniu u dziadków wcale spać nie chciała! Olśnienia doznałam dzięki Marice. Kochana, DZIĘKUJĘ!!! Teraz pluję sobie w brodę, że nie wpadłam na to wcześniej. Mianowicie, zupełnie zapomniałam, że łóżeczko to ma przecież opcję bujania! Mój tato składając łóżeczko przed naszym grudniowym przyjazdem w ogóle nie zamontował części do bujania, dlatego też zupełnie nie zakomunikowałam, że coś takiego jest. Ano jest i działa dokładnie tak samo jak nasze kopyta! Po przyjeździe do dziadków od razu przystąpiliśmy do dzieła. Pierwszy sukces należał do H. Początkowo Laura myślała chyba, że to zabawa, ale po krótkim biadoleniu zaczęła zamykać oczy. Możecie sobie wyobrazić jak bardzo się ucieszyliśmy????
Obecnie usypiamy Ją właściwie tylko w łóżeczku. Laurze bardzo unormował się już plan dnia. Mamy 3 drzemki po 1-2h, w tym jedną na spacerze. Dwie pozostałe Laura zalicza w domu. W łóżeczku potrafi przespać do 2-3 godzin. Czasem zdarza się Jej wybudzić, ale udaje się Ją jeszcze dobujać albo uśpić szybkim przystawieniem do cycka. Wreszcie mam w ciągu dnia chwile BEZ córki, w czasie których mogę zrobić TYYYYle rzeczy ;-)) Jest coraz lepiej. Docelowo chcemy powoli wyeliminować bujanie choć widzę już, że Małej coraz lepiej idzie samodzielne zasypianie - czasem podglądam Ją w nocy, gdy się wybudzi i zdarza Jej się po prostu uspokoić latające na wszystkie strony łapencje i kopytka, zamknąć oczy i odlecieć do Morfeusza. Pozostaje jeszcze kwestia nocy. Śpimy razem. Gdy Laura budzi się około 23, zabieram Ją do łóżka i śpimy tak do rana. Niby przyzwyczaiłam się już do spania przez całą noc na boku, ale umówmy się, wygodne to to nie jest. Odstawienie Jej do łóżeczka nie ma chyba jednak na razie sensu, bo Mała budzi się co 3-4h na karmienie. Nie wyobrażam już sobie wstawać do niej co chwilę...
Ten postęp przypłaciłyśmy jednak przynajmniej jednym wybudzeniem w ciągu niemal każdej nocy. Niestety. Do tej pory śpiąc z nami Laura przesypiała pięknie całą noc aż do 7:30 - 8:00. Teraz właściwie codziennie zaliczamy wybudzenie, ostatnio około 1:00 i pobudki o mniej więcej 6:00 :-/// W nocy żeby tylko jak najszybciej móc spać wrzucam Ją jeszcze sobie na nogi, ale najczęściej usypianie nie trwa zbyt długo. Potem przerzucam Małą do łóżka, szybko kładę się obok i cyckamy się dalej :-]
Jednym zdaniem: idealnie jeszcze nie jest, ale z pewnością dużo dużo lepiej.
A tymczasem...
W poniedziałek jedziemy już z całym balastem do Krakowa. Mieszkanie wynajęte, część naszych rzeczy przewieziona, ale gdy tylko pomyślę o jutrzejszym pakowaniu flaki mi się przewalają :-/ Dziadek z babcią smutni, łapią każdą chwilę z wnusią.
Zaliczyliśmy wycieczkę do Poznania do naszego starego mieszkania po resztę rzeczy. Tata z ciotką zaliczyli kino, a my z Laurą sentymentalną przejażdżkę po Starym Rynku :)
I wiecie co? Stara jestem. Taka myśl naszła mnie, gdy spacerowałam po poznańskich ulicach. Wszędzie studenci! I to tacy nierozgarnięci jacyś! Nie, żebym sama kiedyś nie była studentką, ale gdy popatrzyłam na pewną grupkę zachowującą się bardzo głośno, której celem było najwyraźniej brzmieć nadzwyczaj zabawnie, a mnie te dżołki w ogóle nie śmieszyły, tylko zaczęłam obawiać się, że obudzą mi dziecko, dotarło do mnie, że kurde no, stara właśnie jestem :-]
Kolejna relacja z Krakowa!