czwartek, 16 kwietnia 2015

Z życia matki

Muszę, po prostu muszę opisać dzisiejszą noc i dzień by móc sobie ten opis potem przeczytać, kiedy zachce mi się drugiego dziecka. Jezu, co to dzisiaj się działo. Jestem ledwo żywa. Dawno już Laura tak mnie nie przeczołgała.

W skrócie...

Wczoraj Mała elegancko poszła spać, po kilku pobudkach zarżnęła na dobre i pozwoliła matce z ojcem obejrzeć odcinek Gry o Tron. Sielanka. Nic nie zapowiadało armagedonu. Dobrze, że po obejrzeniu serialu szybko zmyłam się spać, bo gdybym nie przespała tej godzinki to nie wiem jak by się to wszystko skończyło. O 23:30 zaczęła się jazda. Laura obudziła się w swoim łóżeczku, spokojnie więc wzięłam ją sobie do łóżka. Mała gnida zamiast jednak zasnąć, wierci się i wierci. Popiła mleka i zaczęła swoje akrobacje. Wiecie jak ja na nie reflektuje świeżo wybudzona ze snu???? Najnowsze odkrycie naszej pociechy to umiejętność przesuwania się w górę. Podnosi się to małe na piętach i jak taka glista pnie do góry. W końcu napotyka łepetyną jakąś przeszkodę i ryyyyk! W nocy jest to najczęściej moja ręka. Staram się ją podnieść do góry najwyżej jak się da, byle tylko nie musieć podnieść małego Potwora i przesunąć go w dół (groźba całkowitego rozbudzenia). W końcu jednak napotykam fizyczną granicę, no sorry, dzieckiem-gumą to ja nie jestem. Wtedy też Laurencja z łepetyną w połowie pod poduszką i moją ręką, skrzywioną maksymalnie, zaczyna wydawać odgłosy niezadowolenia by w końcu rozwrzeszczeć się na dobre.... Grrrrrrrr... No to zaczęło się usypianie. Początkowo przy cycku - te próby kończyły się jednak fiaskiem. Poza tym ile razy mogę ją przystawiać do cycka? Pęknie przecież to kiedyś! Zresztą boję się, że taka opita tym bardziej nie będzie mogła zasnąć. Zrezygnowana zarzuciłam ją sobie na nogi. I jedziemy buju buju. W końcu zapadła w sen (tak mi się wydawało). Cała szczęśliwa przerzucam ją w rożku do łóżka, a ta zaraz po zetknięciu pleców z powierzchnią łóżka zarzuca giczały do góry i próbuje przegibnąć się na brzuch!!!! Lecę szybko z cycem licząc, że zapadnie w sen podczas ssania. Dooopa. 

W ciągu jednej nocy zaliczyłyśmy 4? 5? takich rundek??? Gdy za którymś razem nie wytrzymałam i puściłam wiązankę, zerwał się H. wystraszony, że zaraz dziecko przez okno wyrzucę. Już naiwnie myślałam, że przejmie pałeczkę, a tu małżonek zebrał z łóżka kołdrę i powędrował dosypiać w salonie. No wiem, wiem... on rano do pracy... Walczyłam wytrwale chyba do 4... Lulajże Lauruniu, Gdy śliczna panna... Dandindi dandini... wyczerpałam i polski i turecki repertuar. W końcu wściekła wrzuciłam ją do łóżeczka i tam udało mi się wysłać ją do Morfeusza. Nawet optymistycznie pomyślałam, że może to jest ta chwila przełomowa, którą trzeba przecierpieć, by Laura po raz pierwszy przespała w swoim łóżeczku do rana. W końcu "rano" to dla nas 6 więc szanse były duże. O naiwności... Zdążyłam położyć się do łóżka i zapaść w lekki letarg, gdy Laurencja podniosła mnie na równe nogi wrzaskiem. Znowu akcja ratunkowa "cycek" i potem jakoś zasnęła. Ufffffffff...

Pobudka oczywiście o 6. Standart. 

Rano wyprawiłyśmy H. do pracy i o 8:30 wróciłyśmy do łóżka. W końcu udało nam się zasnąć i tak obie spałyśmy do 11. Dzięki tym 2,5 godzinkom jeszcze żyję. 

Dzień zapowiadał się całkiem nieźle. Czekałam cierpliwie na czas popołudniowej drzemki. Już sobie obmyślałam co w jej czasie zrobię. Obiad miałam gotować, tłumaczenie zrobić, kawy się napić. Nom. Miałam... Po niemal godzinnym usypianiu Laurencja przespała 20 minut. Po drugim usypianiu 30. Miałam ochotę wystrzelić się w kosmos!!!!

Oczywiście po południu była już zmęczona i okropnie marudna. Przez cały czas "YYYYYY" (Agata, wiesz o czym mówię), wszystko na nie, udawało mi się ją czymś zainteresować na góra 10 minut. Do teraz nie dowierzam, że udało mi się obiad ugotować. 

Gdy H. stanął w drzwiach myślałam, że z radości fajerwerki odpalę. Zlitował się mąż nade mną i przejął usypianie małego potwora. Teraz delektuję się ciszą....

Nie wiem co się dzieje - zęby? skok? pogoda? ciśnienie? Ja pierdziu.... drugiej takiej nocy i takiego dnia nie przeżyję więc już się boję co będzie jutro, bo...  szczepienie mamy.


Akrobacje podczas usypiania


Potworek, na którego nie umiem się złościć...





25 komentarzy :

  1. Łączę się w bólu. Mam za sobą 3 takie noce i słowo daje 4 nie dam rady. Jak już u mnie czytałaś Stefano jest chory - wczoraj w nocy to zapewne były oczy. Dzisiaj straszny kaszel - dziecko czyste osłuchowo, ale nos/zatoki pełne i mu to dziadostwo w nocy spływa do gardła i jest kaszel (jakby miał płuca wypluć) prosto w matki twarz. Po której takiej seri młody się budzi o ryk, bo zmęczony a spać nie może. Trzymajcie się!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję, Ewka... Życzę Stefano dużo zdrowia, a Tobie siły by przetrwać ten kiepski czas.

      Usuń
  2. Kurczę, to ja już jednak jestem na etapie,kiedy mówię o mojej młodszej córce "potwór" i nie tylko się złoszczę, ale i wściekam!!!
    I o ile noce są u nas ostatnio ok, to za dnia... Mam ochotę Ją rozszarpać. Nie wiem co się dzieje z moim dzieckiem, ale chyba egzorcyzmy nakażę odprawić, bo już nie daję rady z Nią. Darcie papy non stop, wszystko na "nie", a spróbuj uwagę zwrócić...
    O nie, nie- ja już za kolejne dziecko podziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehhe, ja też się wściekam, ale potem patrzę na laurową buźkę i to niewinne spojrzenie i kajam się w myślach za brak cierpliwości ;-)
      Martuś, ale pomyśl, że po takiej szkole, jaką Ci Lilcia funduje, każde następne to będzie bułka z masłem ;-)

      Usuń
  3. Bywają i takie noce... ale u nas na szczęście cycek zawsze pomaga :) Łóżeczka ALicja nie ma więc i problemu łóżeczkowego nie mamy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas cycek ostatecznie też pomaga choć początkowo Laura się na niego fochuje ;-)

      Usuń
  4. Przybij pione! Ja tak kiedys napisalam sobie posta "ku przestrodze", jakby mi wpadl do glowy pomysl na trzecie! :D

    Moze to kurcze cos jest w porze roku? Bo Ty masz dosc, Marta W. ma dosc i ja tez mam dosc. Dzieci w roznym wieku (no Lila i Nik w sumie w podobnym) a daja popalic jak jasna cholera. Nik nie tylko caly czas wydaje z siebie HYYYY, nie tylko sie o wszystko buntuje, ale jeszcze wczoraj kiedy wrocilam do domu, uderzyl w bek! Nie wiem czy z tesknoty, czy z ulgi, ze juz jestem, ale pol godziny go nosilam, a on mi wyl do ucha i wycieral smarki w ramie. Urocze powitanie, nie ma co. Jak ostatnio napisalam w poscie, ze w nocy nadal spi dobrze, to wieczorem obudzil sie pol godziny po polozeniu i zaczal marudzic, ze mam usiasc obok w fotelu, a potem nad ranem ryczal o jakas butelke (nie mam pojecia o co mu chodzilo).... :(

    Cos musi byc w pogodzie, naprawde...

    Ale tak naprawde to Tobie wspolczuje. Narzekam na Nika, uzalam sie, ale pamietam, ze kiedy z Bi byli niemowletami, bylo po stokroc gorzej... Moje dzieci juz mniej wiecej powiedza o co im chodzi, albo chociaz co moge zrobic zeby im polepszyc samopoczucie. A taki maluszek jak Laura nic nie powie, tylko bedzie marudzic... I ja nie tylko sie zloscilam, ja sie wku*wialam na moje Potworki, nawet jak byly takimi malenstwami! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przybijam!

      Chyba faktycznie coś w tym jest, bo gdzie się nie obejrzę, tam marudzące dziecię.

      Dla mnie najbardziej frustrujące jest właśnie to, że widzę, że Małej chce się na maksa spać, a kurde nie śpi!!! Gdyby była starsza to jeszcze mogłabym Jej wytłumaczyć jak można ułatwić to zadanie i w końcu zasnąć, ale z takim smarkiem nic nie można zrobić oprócz odwracania po raz setny z brzuszka na plecki, układaniu do snu, całowania w czółko, lulania, śpiewania... grrrrrrrrr do osranej śmierci :-]

      Usuń
  5. A tak niewinnie wygląda na zdjęciach :)

    No niestety... każda matka ma na swoim koncie takie noce....
    W pewnym momencie moja wyobraźnia nie ogarnęła, jakie to akrobacje tworzyła Laura, no z pewnością były dziwne :)

    Ja też pamiętam takie noce, Boże, nie zapomnę, jak całą noc ją lulałam w bujaku, bujak z nami na łóżku a ja absolutnie całą noc ją kołysałam, bez 5 minut przerwy - i oczywiscie bez żadnej drzemki... Kilka takich nocy pod rząd i wprowadzilam rewolucje. Stwierdzilam, ze zaraz wykituje, jak sie to znowu powtorzy. Kilka nocy Kalina tanczyla tak jak ja zagram. Stwierdzilam ze i tak placze tak nie spi, wiec bedzie to na moich zasadach.

    Kasia, odpoczywaj kiedy tylko możesz....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W realu też tak niewinnie wygląda :D co wcale nie ułatwia mi zadania, bo nawet wkurzyć się na nią porządnie nie mogę ;-) Laurowe akrobacje w łóżku to temat na osobny post, rany, jakie to dziecko uparte jest!!!

      Ja też mam ochotę na rewolucję tylko, Malwina, ja chyba nie mogę jej tak zostawić - to przez tą niewinną minkę!!! Wiem, wiem, muszę się wziąć w garść i potem mogłoby być tylko lepiej, ale tak ciężko mi wytrzymać jej płacz :(

      Hehhe, odpoczywam pod prysznicem i jak się uda wieczorem, gdy ona jednak śpi. W ciężkich chwilach powtarzam sobie, że odpocznę na emeryturze ;-)

      Usuń
  6. Oj pogoda daje jej pewnie popalić jak właściwie większości nas, ta zmienność dobija...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama już nie wiem co z nią się dzieje, ale jeśli to sprawka pogody to szlag by ją trafił no!

      Usuń
  7. Matka co Ty za bzdury piszesz przecież to taki ANIOŁEK :) naprawdę na zdjęciach nie ma nic z potworka;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehhe, no widzę właśnie, że tak niewinnie na nich wyszła ;-) Tak naprawdę w realu też taka jest co wcale nie ułatwia mi zadania ;-)

      Usuń
  8. Odpowiedzi
    1. Nigdy nic nie wiadomo, ale na razie niestety nic nie widać. Dziąsła normalne, ani nie czerwone, ani nie opuchnięte...

      Usuń
  9. Chyba coś w powietrzu, bo kogo nie spytam, wszędzie dzieci dają do wiwatu ostatnio :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może coś w tym jest, bo faktycznie gdzie się nie obejrzę tam same marudy.

      Usuń
  10. Bedzie lepiej.... kiedys ;)
    Kochana, taka Slodzinke jak Laurka to nic tylko rozpieszczac i nosic i calowac i usypiac :)
    Mam nadzieje, ze dzis juz bylo lepiej??
    Pozdrawiam serdecznie:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehhe, no będzie, będzie... tylko ja coraz bardziej siwieję przy takich "akcjach".
      No jest słodzinka i rozpieszczamy, nosimy, całujemy, lulamy, tylko usypiać nie lubimy, bo wtedy nam te wszystkie pierwsze czynności bokiem wychodzą :-]
      Dzisiaj było lepiej, ale nie chwalmy dnia przed zachodem slońca - jeszcze cała noc przed nami ;-)

      Usuń
  11. Właśnie, najgorsze, że człowiek czasem nie wie skąd takie złe dni ;) bywa, że zachodzę w głowę cały dzień skąd płaczliwość i rozdrażnienie, a i tak nic nie wymyślę - byle przetrwać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie mam zielonego pojęcia skąd, dlaczego, po co i kiedy minie. Zębów nie widać, dziąsła całkiem normalne, cała reszta brzuszkowo-kupkowa bez atrakcji, więc ja już nie wiem czego się doszukiwać!

      Usuń
  12. No to Laura dała mamie popalić ;) Swoją drogą mojej Gabrysi też się coś ostatnio poprzestawiało i o ile ładnie śpi w nocy to budzi się coraz wcześniej. Potrafi się obudzić o 5:30 i jest w pełnej gotowości do zabaw, a ja tak nie koniecznie :P
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hue hue, kochana, 5:30 to u nas od ponad miesiąca chleb powszedni! A było już tak pięknie - spanie do 7:30, ba, nawet 8! A teraz 6 to dla mnie luksus!

      Usuń
    2. A dzisiaj pobudka o 4:15.... płakać mi się chce :-///

      Usuń