piątek, 7 marca 2014

Tylko nie do szpitala

Szpitali nie cierpię. Nienawidzę białych ścian, zapachu środków dezynfekujących, zagęszczenia ludzi chorych. Od zawsze trzymam się od szpitali możliwie jak najdalej. Niestety w tym tygodniu musiałam się tam wybrać, żeby zrobić pozostałe testy. Nasz szpital ogromny, korytarze to istne labirynt. Żeby dojść w dane miejsce przechodzi się przez kilka innych oddziałów, każdy kaszle, chucha, smarka... Same przyjemności.

Chciałam sprawę szybko załatwić w laboratorium, ale niestety odprawiono mnie z kwitkiem. Najpierw muszę się pokazać lekarzowi, który skieruje mnie na konkretne badania. W Turcji panuje jakiś dziwny system, że lekarz nawet jeżeli wypisze skierowanie na badania, bez konsultacji z innym lekarzem można je zrealizować tylko w szpitalu, w którym dany lekarz pracuje :-/  Do szpitalnego ginekologa udało mi się zapisać dopiero na 11:20. O 12:00 cały personel robi sobie lunch break więc baliśmy się, że testy będzie nam dane wykonać dopiero po południu. A ja, z racji, że do badań - oczywiście na czczo. Nosz kurde, ile można wytrzymać na głodniaka :-) Na szczęście kolejka do lekarza szybko się posuwała. W sumie nie dziwota, skoro do gabinetu wchodzi się grupowo z innymi pacjentkami :-D Lekarzem okazał się pan w bardzo podeszłym wieku, obok standardowo pielęgniarka. Mąż został szybko wyproszony z gabinetu. Lekarz i pielęgniarka standardowo siedzą za biurkiem, pacjentki na ustawionych na przeciwko krzesłach. Lekarz pyta "z czym pani przychodzi" :-D Ok, ciąża to powód do dumy, ale nie chciałabym znaleźć się na miejscu kobiety, która przychodzi z infekcją czy inną intymną przypadłością :-D Widząc to wszystko, szybko wytłumaczyłam, że ja tak naprawdę tylko po skierowanie na takie i takie badania. Lekarz na to do jakiego lekarza chodzą i skąd wiem, że na takie badania powinnam się wybrać. Szczerze odpowiedziałam, że byłam u doktorka Aliego. Ojjj ja naiwna... dziadek w tym momencie puścił mega focha, że skoro chodzę do doktorka Aliego, to badania te powinnam zrobić w szpitalu, w którym on pracuje (czyli prywatnym, w którym łączny koszt tych badań wynosi ok. 1000zł :-D). Cholera, pomyślałam, mąż znowu mnie podsumuje, że gdzie nie pójdę, to kończy się to kłótnią :-S Zripostowałam, że znam swoje prawa i wiem, że badania mogę wykonać w każdym szpitalu, również w tym skoro mam ubezpieczenie. Dziadek popatrzył na mnie i mówi, że skierowanie da mi tylko jeżeli poddam się badaniu. No problem, dziadek! Szybkie przejście do pokoiku obok, a tam już nawet nie było koziołka tylko sama kozetka z usg. Ale też mi badanie... Dziadek przyszedł, popatrzył, pokazał serduszko. Ocenił wiek ciąży, zapisał mi witaminy i wysłał na badania :-D Nie powiedział nic, NIC więcej. Ani że wszystko w porządku, ani czy dobrze się czuję. No, mojej ciąży to on na pewno prowadzić nie będzie. Wchodząc do jego gabinetu wsiada się chyba na jakiś taśmociąg produkcyjny... 
Punkt pobrania krwi okazał się jeszcze ciekawszy :-D zagospodarowano na niego końcówkę korytarza. Ludzie czekają przed szklanymi drzwiami, aż wyświetli się ich numerek. A za drzwiami pod jedną ścianą wydzielono kabiny poodgradzane firankami. Przy każdej osobny wyświetlacz z numerkiem pacjenta. W każdej kabinie siedzą dwie pielęgniarki i pobierają krew. Oglądałyście pierwszą część "Uprowadzonej" z Liamem Neesonem? Pamiętacie ten burdel w przyczepie dla pracowników budowy? Tak mi się właśnie skojarzyło :-D Przepustowość takiego przybytku jest doprawdy niesamowita. W 5 minut obsłużono chyba z 30 osób :-) Moja pielęgniarka na szczęście ubrała rękawiczkę (sztuk jeden), ale jej koleżanka obok już nie :-( Pobierając krew jednak tak mi rozorała przedramię, że chyba nigdy krew tak nie sikała mi po pobraniu. Dalej pobiegliśmy oddać siuśki. Dostałam pojemniczek i do kibelka. Kolejka kobiet z pojemniczkami, że ho ho... Dorwałam pierwszej lepszej kabiny, która okazała się być tą dla niepełnosprawnych. Drzwi niestety okazały się nie zamykać. Trzymając jedną ręką drzwi, nie sięgałam do sedesu. Druga ręka wciąż krwawiła. I jeszcze pośpiech by laboratorium nie zamknęli na lunch break. Nie będę opisywać jakie akrobacje tam wyczyniałam, powiem tylko, że gdy mąż mnie zobaczył po wyjściu z toalety chciał od razu hospitalizować mnie u pielęgniarek :-D Wszystko udało się jednak zrobić na czas. 

Wyniki wyszły bardzo dobrze, mam przeciwciała WZW B, więc upewniłam się tylko, że tej szczepionki przyjąć nie muszę. Jedyne zaskoczenie to brak odporności na różyczkę. Byłam w końcu szczepiona, tak jak wszystkie dzieci w Polsce, chorobę też przeszłam. Nie będę się jednak tym przejmować, bo raczej nie mam kontaktu z chorymi na różyczkę. Kiedyś tam będzie trzeba sobie tą szczepionkę odświeżyć. 

Bonusowo po wizycie w szpitalu dopadło mnie przeziębienie. Czy ja wspominałam, że nienawidzę szpitali?

12 komentarzy :

  1. ha ha ciesze sie, ze znalazlam Twojego bloga, z przyjemnoscia sie go czyta. Pozdrawiam - podwojna mama i jeszcze niedawno ciezarowka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Nessie - miło mi Cię poznać. Cieszę się, że spodobał Ci się mój blog.

      Usuń
  2. Oj wcale Ci się nie dziwię, że nienawidzisz szpitali, ja mimo że nic przykrego na razie mnie nie spotkało to nie lubię przychodni, klinik i szpitali ale to jak opisujesz to wygląda dokładnie jak w filmie "Uprowadzona" :) Kochana musisz tam być dzielniejsza niż w PL kobiety w ciąży. Po Twoich postach od razu mi lepiej, a że niedługo znowu czeka mnie pobieranie krwi i usg to po tym poście mniej się tym przejmuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha, dzięki Pirelko :-) cieszę się, że podniosłam Cię na duchu ;-)

      Usuń
  3. O matulu.... Brrrr
    Nienawidzę szpitali, a każdy jeden pobyt w nich, przypomina mi, dlaczego...
    Kurczę, niby to służba zdrowia w Polsce jest do bani, ale widzę, że w Turcji, też można by się przyczepić do tego i owego. A doktorek z fochem- identycznie jak u nas...

    Wiesz co, mnie tylko zastanawia ten brak przeciwciał na różyczkę, zwłaszcza, że chorowałaś. Trochę to zastanawiające, może pomylili wyniki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już rozszyfrowałam różyczkę, to nie był wynik na przeciwciała tylko na to czy teraz aktualnie nie choruję na tą chorobę, więc wszystko jest ok. Nie strasz mnie z pomylonymi wynikami, plizz! ;-)
      A służba zdrowia to chyba nigdzie nie jest idealna... w szczególności ta państwowa :-S

      Usuń
    2. Nie, nie- Kasia, ja od straszenia to jestem daleka :) Wydaje mi się, że każda ciężarna jest wystarczająco w jakimś stopniu wystraszona, żeby jeszcze otoczenie Jej dokładało :)
      Tyle, że trochę mnie zdziwił ten brak przeciwciał :) Co prawda biologiem nie jestem, ale był to kiedyś mój konik, także byłabyś ciekawym przypadkiem medycznym- po szczepieniu i przechorowaniu różyczki nie mieć przeciwciał :) No ale już jest wszystko jasne! A posta pt. foch zostawiam na wieczór, bo widzę, że trochę czytania jest, a teraz nie mam szans, żeby się skupić :(
      Buziaki

      Usuń
    3. Proszę przeczytaj dzisiaj koniecznie, bo potrzebuję wsparcia psychicznego ;-)

      Usuń
  4. Ale jaja :D Też nienawidzę szpitali, ale jednak w Polsce nie jest tak źle, jak myślałam ;)
    Dobrego czekania na dzieciaczka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to jestem ogólnie kobieta-przygoda, więc czy to Polska czy Turcja czy Kambodża atrakcje mam gwarantowane - taka przypadłość ;-)
      Dziękuję, na razie czekanie idzie nieźle :-)

      Usuń
  5. Brrr... Brzmi strasznie! Ja tez nienawidze szpitali, ale na prowadzenie ciazy jednak wybralam gabinet mieszczacy sie w budynku szpitala, w ktorym potem rodzilam. Glownie z wygody, bo wszystkie badania, czy to ginekologiczne, laboratoryjne, czy usg, mialam pod nosem, wystarczylo wjechac na odpowiednie pietro. :) Ale przyznaje, ze na widok szpitala przechodza mnie ciarki. A jak na zlosc widac go z autostrady, a ze jest jakies 5 minut od naszego domu, to za kazdym razem jak jedziemy w kierunku polnocnym, mijamy go. M. wiecznie traca mnie lokciem i pyta kiedy tam wracamy, w sensie, ze po kolejnego potomka, a ja az sie wzdrygam... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Cię doskonale. U nas akurat różnica odległości między państwowym a prywatnym jest żadna, więc zdecyduję się chyba na ten drugi choć pod kątem badań państwowy byłby faktycznie wygodniejszy (robią wszystkie badania i to nieodpłatnie). Życzę Ci, Agatko, żebyś do szpitali trafiała tylko i wyłącznie przy okazji odbioru kolejnego potomka, bo ten akurat z pewnością potrafi wynagrodzić wszelkie trudy :-)

      Usuń