wtorek, 8 lipca 2014

Z powrotem w domu

Jesteśmy z powrotem w domu. Nasza wizyta w Polsce dobiegła końca, ale nie chcę narzekać, bo i tak spędziliśmy tam znacznie więcej czasu niż początkowo planowaliśmy. Myślę więc, że depresja powyjazdowa mnie (i H. ;)) tym razem ominie. Na razie jest ok. Skupiam się teraz na tym by w miarę spokojnie dotrwać do porodu, a zostało już naprawdę niewiele :)

Lot minął i tym razem bez problemów. Oczywiście wyposażyłam się w zaświadczenie o braku przeciwwskazań do podróży samolotem, ale nikt o nic nie pytał. Aż poczułam się zawiedziona ;-) Nie obyło się bez lekkiego skoku adrenaliny przy nadawaniu bagażu. Nasze walizki były wypchane po brzegi dzieciowymi zakupami i akcesoriami poporodowymi dla mnie, nie potrafiliśmy sobie też odmówić zapasu polskich wędlin, polskiego miodu (tego kremowego - mniam, mniam; w Turcji mamy tylko ten najrzadszy) i wędzonych serów. Na koniec gdy już z poważnymi obawami o spore przekroczenie limitu bagażu domykałam walizkę, tata sprezentował H. 1,5-litrową whiskey. Oczywiście w podręcznym przewieźć jej nie mogliśmy więc i ona wylądowała na dnie walizki, podobnie jak żubrówka, na którą rzucił się H. podczas ostatniej wizyty w polskim sklepie :) Tym sposobem przekroczenia limitu bagażu nie udało się uniknąć, a trafiliśmy jeszcze na niezbyt miłą panią przy odprawie. Na szczęście ostatecznie udało się dojść do porozumienia i uniknąć tym samym dodatkowych opłat, co po szaleństwie wyprawkowych zakupów przyjęłam z niemałą ulgą ;-)

W Turcji przywitały nas niesamowite upały. Mamy ok. 40 stopni plus niedziałające klimatyzacje. Właśnie czekam na serwisantów, bo bez klimy ledwo daję radę. Gdy otworzyliśmy drzwi do mieszkania, poczuliśmy się tak jakby ktoś potraktował nas w twarz gorącym powietrzem z suszarki do włosów. H. zostawił tylko walizki i pojechał do hotelu zrobić listę zysków i strat, a ja pomimo zmęczenia (pobudka o 3 w nocy) zabrałam się za wietrzenie&sprzątanie&pranie, bo inaczej nie zaznałabym spokoju, a mam taką upierdliwą naturę, że nie potrafię wypocząć w brudnym mieszkaniu. Poza tym okropny ze mnie alergik i od razu zaczynam kichać. Oprócz niedziałających klimatyzacji odkryłam też pęknięty kran pod prysznicem, który po odkręceniu wody w mieszkaniu zaczął nam szybko zalewać łazienkę wrzątkiem. Okazało się, że przez upały woda w baterii słonecznej tak się nagrzała, że rozwaliła kran. Oprócz sprzątania trzeba więc było się też zająć załatwianiem majstra. Cały dzień dogorywaliśmy do wieczora by móc bez wyrzutów sumienia położyć się spać. 

Nie mieliśmy nawet siły na kolację u teściów, całe szczęście miałam jeszcze w zamrażarce porcję pierogów, którymi się poratowaliśmy. Poza tym w Turcji zaczął się ramadan - miesiąc postu od wschodu do zachodu słońca. Z naszej rodziny pości tylko teściowa, ale z racji, że to ona jest kucharą, godziny posiłków są dostosowane do niej. Kolacja o 21 była dla nas zdecydowanie za późna, o tej godzinie leżeliśmy już w łóżku :)

Dzisiaj opanowuję stosik prania i prasowania :S do tego drugiego zabieram się jak do jeża, bo pomimo przeciągów porobionych w całym mieszkaniu jest naprawdę gorąco. Czekam na speców od klimatyzacji, bo inaczej musiałabym sobie robić przerwy na zimny prysznic. 

Laura skacze w brzuchu jak na trampolinie. Swoją gimnastykę zaczęła już wczoraj w samolocie. Podczas jej wyczynów mój brzuch po prostu tańczy. Dziwne to jest uczucie, w szczególności gdy znajduję się akurat w miejscu publicznym lub wśród obcych ludzi :) Brzuch mi skacze, a ja nie mam nad tym absolutnie żadnej kontroli. 

4 komentarze :

  1. Szkoda że już wróciliście. Ale pewnie nie długo znowu polecicie pochwalić się bobasem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma to jak atrakcje ( typu kran, klima) po powrocie do domu. Jak już wszystko naprawicie i posprzątacie - to przydałoby się wreszcie troche odpocząć: )

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh, kran powiadasz... Mam alergię na to słowo :) Oj tak- z rozbawieniem wspominam taniec brzucha przy Elizie, bo Lila była ułożona pośladkowo, więc ruszał się już zupełnie inaczej, niż Jej starsza siostra :) No to H. będzie miał czym zrobić pępkowe :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspolczucia... U nas od 2 tygodni niemal codziennie temperature dochodzi "zaledwie" do 34 stopni i bez klimatyzacji nie da sie wytrzymac. Szczegolnie, ze wilgotnosc powietrza wynosi okolo 70% i czlowiek sie lepi, bleee...

    No i jeszcze ten kran... Czyli zgodnie z zasada, ze jak cos sie psuje, to hurtem. Skad ja to znam... ;)

    Prasowania nie zazdroszcze. Jako szczesliwa posiadaczka automatycznej suszarki, nie pamietam juz kiedy ostatnio wyciagalam deske z szafy. :)

    Pamietam te skoki malucha. U mnie w pracy zawsze sie smiali jak przyuwazyli, ze moj brzuch sobie faluje, np. podczas oficjalnego spotkania. :)

    OdpowiedzUsuń