Niełatwo jest spędzać święta za granicą. W szczególności w kraju, w którym dane święto nie istnieje. W moim rodzinnym domu każde święto to wielkie wydarzenie. Uwielbiam tą świąteczną atmosferę. Sprzątanie, dekorowanie domu, spędzanie kilku dni w kuchni. Świąteczna gorączka sięga zenitu przed Bożym Narodzeniem. Klimat tych świąt jest u nas tak magiczny, że gdy sobie o nim teraz pomyślę, ze wzruszenia aż łzy napływają mi do oczu :-) Wielkanoc też jest wyjątkowa. Dekoracje z kurczaków i pisanek są dla mnie kwintesencją wiosny. Do tego zapach świeżutkiej szynki i widok kolorowych kwiatów w ogrodzie i na tarasie, które mój tata co roku z troską dogląda. Powtarzające się co roku śmiechy podczas mniej i bardziej udanych prób wykonania baranka z masła, a potem prześciganie się w podsumowaniach do czego jest podobny :-) malowanie jajek, chociaż nasza kolekcja pisanek jest już bardzo pokaźna. Do tej czynności angażowany był również mój mąż - muzułmanin, który strasznie to polubił :-) Dekorowanie mazurka - to było zawsze moje zadanie. Przygotowywanie koszyczka z święconką i marudzenie mojej siostry, że oto znowu musi zasuwać z nią do kościoła :-) Wreszcie wieczorne winko z mamą, gdy po całym dniu spędzonym w kuchni padałyśmy ze zmęczenia. W niedzielę rano trzeba było wcześnie wstać, żeby pięknie nakryć do stołu - odświętny obrus i porcelana i oczywiście dekoracje. W międzyczasie farbowanie na szybko jajek ugotowanych na twardo tuż przed podaniem ich na stół. Tak, te jedzone na śniadanie u nas też są kolorowe :-) Do wielkanocnego stołu zasiadamy zawsze w odświętnym stroju, do czego mój mąż długo nie mógł się przyzwyczaić - jak to, w domu ma paradować w garniturze? Ano na kilka godzin ;-) Śniadanie rozpoczynało się od przemowy mojego taty i podzielenia się jajkiem. A potem próbowanie naszych smakołyków, sałatki, kurczak w sosie curry, kurczak nadziewany, szynka, biała kiełbacha, okrawanie z kolejnych części ciała maślanego baranka i herbata plus szampan do popicia :-) Po śniadaniu wszyscy wychodziliśmy do ogrodu na poszukiwanie drobnych prezentów poukrywanych przez Zajączka w krzakach. Tymi zajączkami był najczęściej mój tata i H. wymykający się troszkę wcześniej od świątecznego stołu. Prezenty zawsze były dla wszystkich od najmłodszego do najstarszego. Jako dziecko dostawałam słodycze, albo jakieś drobne zabawki. Dorośli dostawali "dorosłe" prezenty - na przykład butelkę ulubionego alkoholu. Następnie z prezentami wracaliśmy do domu, ci, którzy nie szli do kościoła, mieli już przyzwolenie na przebranie się w coś wygodniejszego :-) cały dzień spędzaliśmy rodzinnie, dojadając coś z świątecznego stołu, spacerując, popijając szampana. Obchodziliśmy też Śmingus Dyngus ;-) każdy z nas przygotowywał się w kwestii broni dużo wcześniej, choć teraz już wiemy z H. że sklepowe karabinki wodne wypadają bardzo słabo przy butelce po płynie do mycia okien :-D Przekonała się o tym również moja teściowa, gdy kiedyś podczas ich wizyty w Polsce wypadła Wielkanoc. H. starał się ich uprzedzić, że w świąteczny poniedziałek od samego rana lejemy się wodą, ale i tak dali się zaskoczyć :-) na szczęście mają poczucie humoru i przyjęli wszystko z uśmiechem na twarzy.
W tym roku mija druga Wielkanoc, którą spędzam w Turcji. W zeszłym roku miałam dużo zapału i chciałam przygotować świąteczne śniadanie. Niestety bardzo dużo potraw wielkanocnych to dania z wieprzowiny - szynka, kiełbasa, czyli w Turcji kompletnie nieosiągalne. Wzięłam się w takim razie za sałatkę jarzynową i szybko napotkałam kolejne schody: turecka pietruszka składa się z samej natki (korzeń to same nitki, brakuje białej marchewki!), a majonez jest okropnie słodki. Sałatka ostatecznie powstała, ale nie była taka smaczna jak polska i jej większość wylądowała w koszu. Teście z racji, że do swoich świąt też nie przywiązuję większej wagi, nie posiadają nawet pełnej zastawy. Każdy talerz i widelec z innej parafii. Z takich składników nie sposób pięknie nakryć do stołu. W końcu gdy zasiedliśmy do stołu, zabrakło teścia zajętego czymś ważnym i siostry H., która nie mogła zwlec się z łóżka.
Dlatego w tym roku powiedziałam dość. Nie robię żadnej sałatki, nikogo nie zapraszam. Dzisiaj upiekę wielkanocną babkę, żeby było coś słodkiego na ząb, a jutro rano zapraszam męża na świąteczne śniadanie do restauracji. Element świąteczny, odstąpienie od rutyny będzie, ale nic poza tym. Gdy pojawi się nasze dziecko i gdy troszkę podrośnie, rozszerzę tureckie świętowanie Wielkanocy o udekorowanie mieszkania i prezenty. No, chyba że uda nam się odwiedzić dziadków w Polsce :-)
Nie rozpaczam, nie jest źle. Bożego Narodzenia bym tutaj nie przeżyła, serce by mi pękło, ale z Wielkanocą na obczyźnie jakoś dam sobie radę. Chociaż gdy wczoraj rozmawiałam z mamą na skypie i ta musiała szybko kończyć, bo tyyyle pracy czekało na nią w kuchni zapragnęłam znaleźć się tam z nimi. Może za rok? :-)
Kochani!
Życzę Wam spokojnych Świąt Wielkanocnych!
Dużo zdrowia, radości i spełnienia marzeń!
Niech wiosna napełni Was nadzieją i przyniesie zmiany na lepsze.
Gdy usiądziecie do świątecznego stołu, popatrzcie na swoich najbliższych i doceńcie to,
że są, że możecie spędzać te święta z nimi.
Niech wszystkie kłótnie i nieporozumienia pójdą w niepamięć,
a Wy cieszcie się ciepłą, rodzinną atmosferą.
Kochana, ja Wam również życzę aby jutrzejszy dzień, był inny niż te pozostałe, a za rok- żebyś mogła świętować w Polsce z mężem, maluchem i swoją rodziną. A o świętach na obczyźnie napiszę już po, bo teraz czas nagli, mam tyyyyyle do zrobienia :) I wiem dokładnie co poczułaś, kiedy to usłyszałaś. Ściskam mocno!
OdpowiedzUsuń:-*
UsuńZdrowych i Wesołych Świąt Kochana :) :*
OdpowiedzUsuńDziękuję i nawzajem :-)
UsuńNo więc tak :)
OdpowiedzUsuńKiedy Eliza miała 1,5roku, w Wielki Piątek okazało się, że ma szkarlatynę. Oczywiste stało się, że czeka nas Wielkanoc we troje, w dodatku z chorym, rozmarudzonym, nie jedzącym dzieckiem... Pamiętam, że w sobotę po południu zadzwoniłam po coś do mamy, pewnie pogadać chciałam, no i mama chwilę oczywiście ze mną pogadała, no a potem musiała wracać do kuchni, bo miała jeszcze tyyyyyyyyle roboty :) To było jak plask w policzek na moje rozbuchane poczucie rodzinności świątecznej :)
A co do Twojej sytuacji- myślę, że ciężkie są takie sytuacje zwłaszcza przy okazji Świąt, wtedy te wszystkie różnice kulturowe odbijają się czkawką, my tęsknimy za obchodami "po naszemu", z drugiej strony- nie ma się Im co dziwić, bo pewnie nigdy nie zrozumieją tego, co dla nas znaczą takie Święta. A powiedz- jak u Nich z celebracją Ich Świąt. Ty pewnie bierzesz w nich udział? No i jestem też ciekawa, jak z mężem rozwiązaliście kwestię tego, w jakiej wierze będzie wychowywany Wasz maluch?
Ojej, ale Elizka sobie wybrała termin na szkarlatynę :) No ja właśnie tak się poczułam, choć oczywiście bardzo dobrze rozumiałam mamę.
UsuńWiesz, w kwestii różnic kulturowych to chyba i tak jestem szczęściarą, bo mój mąż przez 6 lat mieszkał w Polsce i trochę się spolszczył ;-) obchodził z moją rodziną wszystkie święta i bardzo mu się one spodobały. On więc wie za czym tęsknię. A jego rodzina, no cóż... nie spodziewam się, że zrozumieją (no może poza kwestią urodzin), sami też nie przykładają się do swoich muzułmańskich świąt, te są obchodzone u nich w rodzinie kompletnie na odpieprz - kiedyś je opiszę choć muszę się pilnować z narzekaniem, bo odkryłam, że H. mnie podczytuje ;-)) W każdym razie, dzięki polskim świętom, H. miał okazję przekonać się, że bardzo lubi świętowanie więc w tej kwestii jesteśmy bardzo zgodni.
Co do religii dzieci, oboje mamy bardzo luźne podejście do tego tematu. Islam i chrześcijaństwo w swojej najczystszej postaci są do siebie całkiem podobne. Zamierzamy więc zaznajomić dziecko zarówno z islamem jak i z chrześcijaństwem, tak by wiedziało co to Wielki Post, a co to Ramadan. Od lat obchodzimy zarówno święta chrześcijańskie jak i muzułmańskie, więc takie rozwiązanie wydaje nam się najbardziej naturalne. Na pewno nie chcę chrzcić dzieci, jeżeli trafi nam się synek to zdecydowaliśmy się na obrzezanie, choć powodem mojej decyzji w tej sprawie są raczej pobudki zdrowotne niż religijne. W Turcji trzeba podać religię dziecka do sporządzenia aktu urodzenia. Podamy islam, ale głównie z tego powodu, że religia ta nie wymaga żadnych ceremonii, typu Pierwsza Komunia, bierzmowanie, itd. a także będziemy mieć pewność, że nie spotka go nigdy nic nieprzyjemnego ze strony upierdliwych tureckich urzędników, wśród których zdarzają się konserwatyści. Gdy dziecko dorośnie samo podejmie decyzję i my z pewnością ją uszanujemy jakakolwiek by nie była.
Pewnie postąpiłabym tak samo. To jak się domyślam się H. nieźle sobie daje radę z naszym językiem?
OdpowiedzUsuńNo właśnie, tak naprawdę dużo zależy od tego, jaki ktoś ma stosunek w ogóle do świąt i ich obchodów. U mojego Marcina w domu, było podobnie jak w Twoim domu rodzinnym, z tym, że Oni są straszne wierzący, więc jeszcze było czytanie pisma św itd. U nas z kolei-głównym tematem, który zaprzątał głowę mojemu ojcu, było to, co będzie do jedzenia :) Teraz chce mi się z tego śmiać, ale generalnie- przykre i jednocześnie żałosne. Mój brat w ogóle nie lubi takiego świętowania, więc podobnie jak ojciec-ani nigdy nie ubierał się jak należy, i zawsze byle szybciej... My z Marcinem jesteśmy gdzieś pomiędzy :) Też lubimy dobrze zjeść, a Święta to też tradycyjne na ten czas potrawy,ale zawsze ubieramy się odświętnie, staramy się, aby ten czas był jednak inny, niż taka zwykła niedziela.
H. świetnie mówi po polsku i ku mojej zgrozie rozumie wszystko co tu wypisuję ;-P
Usuń