Zanim opowiem Wam ciąg dalszy weselnych opowieści, chciałabym w tym miejscu życzyć małej Lilce i Marcie z bloga Mama Dwóch Córek dużo, dużo siły! Niech Lilka szybko wraca do zdrowia i cieszy nas dalej opowieściami o swoich dokonaniach :-) Martuś, trzymaj się kochana. Jestem z Wami myślami i... strasznie pusto na blogowisku się zrobiło bez Was...
Wczoraj opisałam Wam tureckie zmówiny i zaręczyny. Samo wesele i tradycje z nim związane są jednak o niebo ciekawsze :-D Tutaj jednak weselne zwyczaje zaczynają się mocno różnić w poszczególnych częściach kraju, a że Turcja pod względem powierzchni to tak pi razy oko trzy razy Polska, to same rozumiecie... Zacznę jednak od tego jak to wyglądało u nas :-)
Na dzień przed weselem robi się mini imprezę (czyli tak na ok. 200-300 osób ;)) z henną w roli głównej. To taki przedsmak przed weselem :-D Wszystko zaczyna się około godziny 20 i podobnie jak w przypadku zaręczyn, para młoda zjawia się na miejscu dopiero gdy uzbiera się przyzwoita liczba gości. Z założenia noc henny to impreza raczej babska, ale mężczyźni również biorą w niej udział. Najczęściej panowie przesiadują na krzesełkach dookoła "parkietu" (no nie mogę się powstrzymać od uśmiechu w tym miejscu - "parkiet" w wiejskich warunkach to po prostu trochę równiejsze klepicho) w swoim męskim towarzystwie, a czasem też pochlewają rakı (anyżowa wódka turecka) w krzakach. Otwarte picie alkoholu na tureckich imprezach nie uchodzi. To taki typowy turecki absurdzik. Nie wypada, ale po późniejszej godzinie wielu naprutych konkretnie facetów bez pardonu wtacza się na parkiet. Muszę tutaj powiedzieć, że Turcy naprawdę nie potrafią pić kulturalnie. Tutaj pije się po to, by się upić. W rezultacie na wiejskich weselach często dochodzi do spektakularnych kłótni, bijatyk i szarpanin i nikt się tym raczej nie przejmuje, bo to normalne przecież :-)) W salonach weselnych jest trochę więcej kultury, bo brakuje krzaczorów więc trudniej o ustronne miejsce do chlania :) Te salony to najczęściej rudery, muszę przyznać. Ich jedyną zaletą jest powierzchnia. Oczywiście, żeby nie generalizować, uczciwie przyznaję, że tureckie wesela bywają też naprawdę wypasione - bardziej zamożni organizują je w pięknych pięciogwiazdkowych hotelach, których w Turcji nie brakuje, w okropnie drogich stambulskich restauracjach, ba, bywają też i w pałacach sułtańskich (oglądałam zdjęcia z takiego wesela w pałacu - po prostu cudo, jak z bajki). Ja do tej pory największe doświadczenia mam z weselami wiejskimi, czyli na boisku/klepichu plus z ostatnim weselem naszych znajomych w mieście - w salonie weselnym, który był owszem duży, miał okropne toalety i nadawał się do generalnego remontu :D
Ale do brzegu.
Impreza normalnie się kręci. Panna młoda tradycyjnie w brokatach. Około godziny 22 panna młoda znika na chwilkę by pojawić się w stroju zwanym bindallı. To taki czerwono-złoty strój rodem z pałacu sułtańskiego hehhe. Są to albo spodnie aladynki z bluzką i bardzo strojnym kaftanem, albo długa suknia. Oczywiście wszystko wyszywane złotą nitką, z brokatem i sztucznymi klejnotami :D Na głowie są często kolejne ozdoby, typu złota plastikowa opaska z rubinami udająca prawdziwe złoto i czerwony welon zasłaniający twarz. Gdy tak odstrzelona panna młoda zostanie dostarczona panu młodemu na środek parkietu, ten odsłania jej twarz i całuje w czoło, a potem tańczą razem ludowy taniec. W ogóle na zaręczynach, nocach henny i weselach króluje turecka muzyka ludowa i o dziwo wszystkie pokolenia super się przy niej bawią :) Na weselu naszych znajomych orkiestra w przerwach puszczała zagraniczne hity - pierwszy raz się z tym tutaj spotkałam i gdy w sali zagrzmiało Gangnam Style aż pożałowałam, że jestem w ciąży ;P
Bindalli - strój wieczorowy :) |
Taca na hennę |
Jest brokat? Są cekiny? |
Po akcji z malowaniem młoda para tańczy kolejny tradycyjny taniec przy akompaniamencie orkiestry. W międzyczasie henna rozdawana jest gościom - chętne panie mogą od razu sobie ją zaaplikować, pozostałe otrzymują malutkie czerwone woreczki z henną w proszku. Z racji, że muzyka jest ludowa, orkiestra gra na tradycyjnych instrumentach, z których najważniejsze są bęben i zurna (rodzaj fletu wydającego bardzo przenikliwy dźwięk). Gdy orkiestra gra jakiś szczególnie popularny kawałek lub gdy facet z bębnem daje nieźle czadu, goście podchodzą do nich wywijając drobnym banknotem, a potem rzucają go na ziemię. To taki napiwek dla muzykantów. Jeżeli chce się w ten sposób nagrodzić tańczącego, trzeba mu ten banknot wsadzić gdzieś do kieszeni, bo zasada jest taka, że co się znajdzie na ziemi jest łupem muzykantów. Zdarzają się też showmeni (których bardzo lubię :D), którzy przygotowują sobie wcześniej pliczek banknotów 1-dolarowych (Agatko, możesz się śmiać :))), wychodzą na środek parkietu, unoszą ręce do góry i szybko tasują plik dolców rzucając je na ziemię :D Najśmieszniejsze z tego wszystkiego są te dolce, bo nigdy nie widziałam by tasowali w ten sposób turecką walutę :D
Po tym przedstawieniu impreza toczy się dalej bez dodatkowych atrakcji i kończy się tradycyjnie około północy. Na weselu naszych znajomych pod sam koniec była krótka przerwa i nagle panna młoda pojawiła się w bindalli, w którym została już do samego końca, więc jak widzicie, zwyczaje naprawdę znacznie się różnią. U nas wyglądało to mnie więcej tak jak w opisie powyżej. Oczywiście miałam milion wątpliwości związanych z czerwonym strojem, ale o tym wszystkim napiszę już następnym razem :)
Ja i moja koleżanka w bindalli |
Po tym przedstawieniu impreza toczy się dalej bez dodatkowych atrakcji i kończy się tradycyjnie około północy. Na weselu naszych znajomych pod sam koniec była krótka przerwa i nagle panna młoda pojawiła się w bindalli, w którym została już do samego końca, więc jak widzicie, zwyczaje naprawdę znacznie się różnią. U nas wyglądało to mnie więcej tak jak w opisie powyżej. Oczywiście miałam milion wątpliwości związanych z czerwonym strojem, ale o tym wszystkim napiszę już następnym razem :)
Ja bym się tak nie ubrała. Mają wyobraźnie:)
OdpowiedzUsuńA ty świetnie wyglądasz. Ładny brzuszek :*
Hehhe, ja też miałam mnóstwo obiekcji, ale czego się nie robi z miłości ;)
UsuńHoho, tasowanie 1-dolarowkami, to musi robic wrazenie, hehe! ;)
OdpowiedzUsuńKasia, a Twoja suknia slubna tez byla czerwona???
Fajnie sie czyta o tak odmiennych zwyczajach, to naprawde mi przypomina cos jak z basni Tysiaca i Jednej Nocy. :) A stroj Bindalli bardzo pasuje do calej oprawy. Zreszta wersja z alladynkami i kubraczkiem jest wg. mnie sliczna! Nie mialabym oporow, zeby sie tak ubrac, nawet jesli musialabym zniesc cekiny i brokat. ;)
Pieknie wygladasz, ciaza Ci sluzy!
Dziękuję :) Moja suknia była ecru, ale w bindalli też się ubrałam na noc henny, czyli noc przed weselem, bo tu skąd pochodzi mąż tą imprezę robi się oddzielnie. Mnie też się ten strój tak kojarzy więc ostatecznie dałam się namówić, choć zupełnie nie pasowały mi te plastikowe rubiny i otoczenie szkolnego boiska :) Pewnie gdybyśmy mieli noc henny organizowaną w pałacu, to łatwiej byłoby mi wejść w rolę :)))
UsuńKasiu, dziekuje Ci za tak mile slowa. Mi tez pusto i dziwnie bez normalnego dostepu do blogow.
OdpowiedzUsuńPieknie wygladasz w ciazy! Kurcze- w sumie nie wiem jak wygladasz nie w ciazy :)
To jest naprawde inny swiat! Orientalny i fascynujacy, nawet jesli odrobine kiczowate. Jestem bardzo ciekawa Waszego wesela.
Lubie bardzo czytac Twoje opowiesci.
Hehehe, nie w ciąży wyglądam chyba mniej więcej tak samo tylko brzuch mam zdecydowanie mniejszy :D Dziękuję :)
UsuńWłaśnie kroję ostatnią notkę weselną, będzie też o nas :)
I za ten ostatni komplement dziękuję w szczególności, bo przyznam, że gdy zabierałam się przed chwilą za trzecią część historii, dopadły mnie duże wątpliwości czy czasem nie zanudzam Was na śmierć...
Nie no cos Ty! Nawet podczas wakacji w Turcji czlowiek nie dowie sie tyle o zwyczajach, co od Ciebie!
UsuńDzięki, Martuś! Chyba, że trafi na mnie jako przewodnika ;D Jeszcze kilka lat temu było to możliwe ;)
Usuń