Mój humor w tej ciąży zmienia się jak w kalejdoskopie. Jeszcze kilka dni temu tryskałam energią i dobrym humorem, że oto moją ciążę można uznać za donoszoną, a dzisiaj targa mną mnóstwo wątpliwości, pytań, niepewnych.
Ale od początku.
W ostatni dzień 38 tygodnia, który przypadał w niedzielę, zabrałam się aktywnie za przekonywanie Laury do wyjścia na tą stronę brzucha. Dzięki tej mobilizacji wszystkie okna w mieszkaniu błyszczą, firany pachną świeżością, a H. jest (chyba ;)) zaspokojony. Po tym wszystkim poszłam grzecznie spać czekając na rozwój akcji. O naiwności moja! Niestety nic takiego nie nastąpiło. Następnego dnia też nie. W poniedziałek pojechaliśmy na wizytę do doktorka. Najpierw zostaliśmy wysłani do radiologa, który dokładnie obmierzył nasze dziecię, sprawdził rozwój jej żył i stan łożyska. Stwierdził, że wszystko jest w idealnym porządku, a małej jest u mnie wygodnie i raczej nie szykuje się do rychłego wyjścia. Z rozbawieniem też zapowiedział, że na pewno przekroczy wagę 3600.
Dalej przeszliśmy na test niestresowy, który robią tu po prostu zamiast KTG. Niestety maszynka żadnych skurczy nie odnotowała.
Do doktorka znowu przyszło nam chwilę poczekać. Na USG ocenił wagę Laury na 3200g, a długość mojej szyjki.... na bliżej nieokreślone 2,5. Nieokreślone, bo Laura zasłaniała główką jej drugi koniec więc pomiar jest niedokładny. A te 2,5cm to było to, co pozostawało widoczne. Czyli na bliski poród się nie zanosi.
Tymczasem doktorek w najbliższy piątek kończy swoją pracę w naszym szpitalu. Po tym, w następnym tygodniu będzie się starał o uzyskanie pozwolenia na otworzenie prywatnego gabinetu. Jeżeli mój poród nastąpiłby zanim uzyska pozwolenie, przyjedzie do naszego szpitala na starych zasadach, czyli niby nic się nie zmienia. Jedynie na wizyty do niego mielibyśmy jakieś 20km dalej. Jeżeli jednak pozwolenie uzyska, wciąż będzie mógł przyjechać do mojego porodu, ale jako lekarz z zewnątrz, a w związku z tym szpital obciąży nas wyższą opłatą za poród. Wyższą o jakiś 1000zł. Na koniec doktorek zakończył z uśmiechem, że może nas to w ogóle nie będzie dotyczyło - może urodzę do piątku.
Nom, z tak długą szyjką.
Nie muszę chyba pisać, że niezbyt ucieszyłam się na tą nowinę. Nie, żebyśmy tej kasy nie mieli, ale to znowu nieplanowany wydatek, a na chwilę obecną jesteśmy trochę na etapie zamrożenia zawodowego. To znaczy czekamy na narodziny dziecka i tak naprawdę na koniec roku by H. mógł zacząć rozglądać się za jakimiś propozycjami. Jedziemy na moich tłumaczeniach, ale z narodzinami Laury raczej nie będę mogła ich tyle przyjmować.
Poza tym czuję się trochę oszukana. Przez całą ciążę jeździliśmy do tego szpitala, do jednego lekarza, który zostawia nas w kulminacyjnym momencie. I naraża na taki dodatkowy wydatek.
Nie wiem zupełnie co robić. Z jednej strony myślę sobie, że nawet jeśli zafundujemy sobie Aliego, ten weźmie czynny udział w porodzie tak naprawdę na sam jego koniec. W sumie nie robi mi dużej różnicy czy dziecko wyciągnie ze mnie on czy inny lekarz. Z drugiej strony jednak gdybyśmy przeszli do innego lekarza, trzeba by wszystko uzgadniać z nim od nowa - przede wszystkim myślę tutaj o kwestii obecności H. przy porodzie. Nie wiadomo, czy ten nowy lekarz by się zgodził, a z Alim niby wszystko mamy zaklepane.
Wszystkie te rozterki spowodowały, że wpadłam w jednego wielkiego doła. Wczorajszy dzień zaliczam do płaczliwo-krzykliwych.
H. twierdzi, że powinniśmy trzymać się Aliego, bo to za co warto jest zapłacić te dodatkowe 1000zł to nasz komfort psychiczny, że nikt H. z porodówki nie wywali.
Hmm... insallah, bo ja takiej pewności nie mam. Pamiętacie pewnie, jak nas zawsze zwodzili z odpowiedzią na to pytanie.
Wszystko jest niewiadome. Najlepiej byłoby gdybym urodziła do piątku, ale mamy już środę i na razie się nie zanosi. To znaczy czuję się niezbyt dobrze. Brzuch napina mi się co pewien czas, ale ból kręgosłupa jest ciągły. Już sama nie wiem czy to skurcze czy nie. Ale nawet jeśli, to jakieś takie słabe. Poza tym z tak długą szyjką chyba nie mam na co liczyć.
Jestem zła, bo normalnie mam jeszcze 1,5 tygodnia do terminu, a już teraz stresuję się, że dziecko nie chce wyjść.
W dodatku wszyscy mi się pytają kiedy rodzę. Mam ochotę eksplodować, gdy słyszę to głupie pytanie. Skąd ja, do kurwy nędzy, mam to wiedzieć???????????????????????????????????????????? Wiem, że ludzie nie mają nic złego na myśli, ale mogliby wykazać się większą delikatnością i pomyśleć trochę zanim bezmyślnie pokłapią paszczą. Rozumiem jeszcze, że w Turcji większość kobiet decyduje się na cesarkę na życzenie i pewnie stąd te pytania. Ale wiele osób zadaje je uprzednio dowiadując się, że czekamy na poród siłami natury.
Z tych nudów włóczę się po mieszkaniu, otwieram szafkę Laury, przeglądam ubranka. Sprawdzam po raz enty zawartość szpitalnej walizki. Wczoraj zrobiłam sobie dzień spa. Włosy pofarbowane, brwi zrobione, paznokcie też.
Co robić by to wszystko przyspieszyć? Da się?
Z końcówki 37 tc |
No i co ja mam Ci pocieszajacego powiedziec? Chyba nie potrafie, bo ja to mialam problem odwrotny i moja szyjka nie wiedzec czemu i nie wiedziec kiedy zeszla sama po cichu i dupa...
OdpowiedzUsuńRzeczywiscie nieciekawie wyszlo z tym lekarzem i w 100% rozumiem Twoje rozterki. Moj ginekolog nie pracowal w szpitalu, ale ja to od poczatku wiedzialam, wiec nie bylo u mnie efektu zaskoczenia. Jesli jednak przez 9 miesiecy chodzisz do lekarza, placisz, cos ustalasz a 2 tygodnie przed godzina ''0'' dostajesz takie wiesci to wcale sie nie dziwie, ze humor masz podly...no a hormony nie pomagaja.
Mam nadzieje, ze pojdzie po Waszej mysli. Do piatku jeszcze dwie cale doby a noz Laura sie zdecyduje opouscic wygodne gniazdko :)
Dziękuję, Ewka. Chyba właśnie przez ten efekt zaskoczenia jestem tak zdołowana. Wszystko było ładnie zaplanowane, ustalone, a teraz cały plan się rozsypał. Nie lubię takich niespodzianek.
UsuńPrzede wszystkim nie stresuj się tak, bo to nic nie da- wiem, łatwo mi teraz mówić, ale sama to przeżyłam, tyle tylko, że u mnie to już był 41 tydzień...
OdpowiedzUsuńA długa szyjka wcale nie oznacza, że na poród będziesz musiała długo czekać. Jak już leżałam w szpitalu to po masażu szyjki macicy miałam 2 cm rozwarcia, a szyjka nie była jeszcze zgładzona i jak dobrze pamiętam to miała właśnie coś ok.2,5cm. Nie wiedziałam, że tak może być, że szyjka długa, a rozwarcie już jest i zdziwiona pytałam położnej- coś tam mi tłumaczyła, ale z przejęcia nie pamiętam co;)
Doktorek widzę sobie w kulki leci;/ A Wy musicie płacić ogólnie za cały poród czy tylko w przypadku, gdy doktorek by musiał dojechać?
Mi te sposoby na wywołanie porodu również nie pomogły, pic na wodę, fotomontaż;)
Musisz to jakoś przetrwać, jakoś to będzie, a potem będzie już tylko lepiej! Trzymaj się;)
O, to dobra wiadomość, że szyjka może się skrócić w tak ekspresowym tempie :-]
UsuńZ racji, że jest to szpital prywatny, płacimy za cały poród, ale jeżeli chcemy mieć swojego lekarza z zewnątrz, który w tym szpitalu nie pracuje (czyli status, który otrzyma już za chwilę doktorek Ali) koszt porodu wzrasta właśnie o ten tysiąc. Gdyby jeszcze był on jakimś wybitnym lekarzem, który robi dla mnie jakieś dodatkowe badania itp. to bym to rozważyła. Ale Ali nie zrobił do tej pory dla nas nic specjalnego, no poza tą niejasną umową, że H. będzie mógł być przy porodzie. Dlatego nie jestem pewna czy jest tego warty.
Z tym lekarzem, to lekkie "nie halo". Choć ja nastawiałam się na to, że moja położna będzie przy moim porodzie i co? Nawet nie zajrzała do mnie, kiedy miała dyżur, a ja leżałam. Kiedy rodzisz, to ma to małe znaczenie, jaka twarz Ci towarzyszy, ważne, by była dobra i byś Ty się czuła komfortowo, wierz mi ;) tyle tylko by H był przy Tobie! Tego też nie rozumiem... Albo może być, albo nie.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się dzielnie z wariującymi hormonami :)
Dokładnie, takiego rozwoju wypadku też się obawiam. My sobie zafundujemy doktorka, a on przyjdzie do mnie na samą końcówkę kiedy i tak mi będzie wszystko jedno. Dla mnie najważniejsze właśnie by H. mógł przy mnie być i byśmy nie musieli się stresować, że zaraz ktoś przyjdzie i go wyprosi. Niestety otrzymanie konkretnej odpowiedzi od lekarza okazuje się tutaj niełatwe. Kręcą jak tylko mogą.
UsuńHormony...ehhh...
A ja polecam masaż sutków, najlepiej niech tym się zajmie oczywiscie H:)
OdpowiedzUsuńDzięki! Na pewno spróbujemy ;P
UsuńA ja Cię nie pocieszę- odpuść sobie te wszystkie cudowne metody- przekonanie, że one działają to kwestia przypadku. Maluch naprawdę sam decyduje KIEDY. Przeczytałam mnóstwo materiałów na ten temat i naprawdę te wszystkie sztuczki można sobie w d... wsadzić, jak maluch ma inny plan :)
OdpowiedzUsuńCo do doktorka- znam to uczucie. Mój, dokładnie w dniu kiedy zaczęłam ostatni-9miesiąc oznajmił mi, że wyjeżdża na miesięczny urlop- yupi kurwa! Jak ja się wtedy wściekłam... Potem okazało się, że w sumie dobrze się stało, ale co mi ciśnienie podniósł, to moje. No u Was jest ta specyficzna sytuacja z możliwością wyproszenia H. Bo gdyby nie to, to bym chyba olała tego Aliego.
Kasia trzymam kciuki- bez względu na to kiedy i z kim :)
Buziaki
Ps. Pytanie- kiedy rodzisz jest kultowe, ponad czasowe i najbardziej chujowe jakie można sobie w tym czasie wyobrazić.
Niestety zaczynam dochodzić do tego samego wniosku - cokolwiek bym nie robiła, mała urodzi się dopiero wtedy, gdy sama będzie tego chciała :-S
UsuńDziękuję, Martuś :*
U mnie to migiem było, ale ponoć chodzenie po schodach i seks dają dobre efekty :)
OdpowiedzUsuńSchody mam na codzień, bo mieszkamy na drugim piętrze, nad poprawą częstotliwości tego drugiego pracuję ;)
UsuńJak będziesz się denerwować to tylko możesz wszystko opóźnić ;) mój poród przyśpieszyła msza od teściowej dla mnie :P spróbuj
OdpowiedzUsuńhehhhe, niezłe :D
UsuńA może warto pojechać do szpitala, w którym będziesz rodzić i zapytać się, porozmawiać o porodzie rodzinnym, bo jednak jak by nie było to troszkę kaski to jest, a jak sama napisałaś lekarz przy porodzie nie jest ważnym ogniwem, u mnie tym ważnym ogniwem były położne lekarz przyszedł już po fakcie.
OdpowiedzUsuńW Turcji okazuje się, że poród rodzinny istnieje tylko w filmach. W praktyce same kobiety tutaj tego nie chcą, ba, nie wyobrażają sobie faceta na porodówce, chyba nawet nie są świadome tego, że u nas na Zachodzie to pomału standart.
UsuńJa byłam umówiona w 39 tc na wizytę i lekarz powiedział, że na bank się zobaczymy, bo nic się nie zapowiada, dzień wcześniej trafiłam do szpitala ze skurczami, które niestety się wyciszyły, ale masaż sutków zdziałał cuda i po północy zaczełam rodzić, więc z doświadczenia mogę powiedzieć, że masaż sutków się sprawdza, a poza tym też miałam strasznego stresa żeby urodzić w terminie i nie przenosić, więc wiem, że ta końcówka jest ciężka, ale nie martw się, może zaskoczyć w każdej chwili. Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńHmm, ostatnio natrafiłam na sporo opinii polecających ten masaż. Na pewno wypróbuję. Dzięki!
UsuńJa termin mam na poniedziałek, a też nic! Siedzę jak na szpilkach, tak się już denerwuję... Nie rezerwowaliśmy ani położnej, a ni lekarza. Uznałam, że nie ma takiej potrzeby, ale oczywiście w Polsce trochę inaczej to wszystko wygląda.
OdpowiedzUsuńMnie też do szału doprowadzają te pytania o to kiedy w końcu urodzę, moi rodzice dzwonią CODZIENNIE. Nie dość, że ja się denerwuję to jeszcze oni mi tego wszystkiego nie ułatwiają. Wiadomo przecież, że są pierwsi na liście jak się zacznie coś dziać.
Moja babcia powiedziała, że podobno moczenie nóg w bardzo ciepłej wodzie przyspiesza całą akcję, ale na ile to prawda - nie wiem. Jeszcze nie testowałam ;) 3mam kciuki!
Moi rodzice też się tak dopytują. Każą się stawiać na skypie co 1-2dni by sprawdzić, czy czasem nie rodzę/nie urodziłam. I oczywiście życzą sobie smsa, gdy tylko akcja się rozpocznie. A ja wolałabym poinformować ich już po fakcie, bo sama myśl, że ktoś denerwuje się tym, w czym uczestniczę, sprawia, że stresuję się jeszcze bardziej. Wolałabym nie myśleć o tym, że ktoś na mnie czeka i wiadomo - martwi się.
Usuń