czwartek, 11 września 2014

Moje El Dorado cz. 1

U niektórych z Was podejrzałam bardzo fajny pomysł na post - mianowicie, o swoistym El Dorado, które łączyłoby w sobie cechy Polski i państwa, w którym żyjemy. Pomysłodawcą jest Klub Polek na Obczyźnie, do którego ja nie należę. Myślałam nad dołączeniem, ale jednak nie taka jest idea mojego bloga. Kiedyś próbowałam pisać blog typowo o Turcji, ale zabrakło mi motywacji. Wolę przeplatać wątki tureckie przy okazji bloga ciążowego. 

Na stronie klubu można przeczytać wiele ciekawych relacji dziewczyn z różnych stron świata, w tym kilka z Turcji. Wytyczną jest ograniczyć się do 5 cech z państwa pochodzenia i tego, w którym się mieszka. Mnie się to jednak nie udało :) 

Ale do rzeczy.

Żeby za bardzo nie przedłużać, dziś będzie część pierwsza - łatwiejsza, czyli co zabrałabym ze sobą z Polski do Turcji, za czym tęsknię i płaczę:

1. Ogólnie pojęte świętowanie
Wielokrotnie już tutaj narzekałam na olewczy stosunek Turków do świętowania. Turcy zadowalają się króciutkimi odwiedzinami w najważniejsze święta, podczas których gości częstuje się cukierkiem i herbatką i zadaje zestaw standardowych pytań typu "jak się masz", "jak twoja siostra/brat/sąsiadka". Wesela trwają tylko do północy i są najczęściej bez jedzenia lub z wiejskim zestawem kilku talerzy, z których goście posilają się zbiorowo :-] Urodziny też obchodzi się tutaj bez rewelacji. Nie ma zwyczaju organizowania domówek, parapetówek, pępkowego, itp. A ja pochodzę z rodziny, która uwielbia świętować. Oczywiście najbardziej brakuje mi Bożego Narodzenia, które w moim polskim domu zawsze są wyjątkowe i niezwykle klimatyczne i oznaczają strojenie domu już od początku grudnia, tydzień sprzątania przed Wigilią i niemalże tyle samo pichcenia świątecznych specjałów. Przede wszystkim jednak ubolewam nad tym, że tureckie święta mają potencjał, niestety zupełnie nie wykorzystany.

2. Dary lasu
Polski las uwielbiam o każdej porze roku, w tym szczególnie jesienią i zimą. Rodzinne spacery z pieskami, zapach liści, promienie słońca wpadające przez korony drzew na zielone polanki, podejrzana gdzieś sarenka czy jelonek. Jesień to też czas grzybobrania, za którym wręcz przepadam. Zawsze dzielimy się na grupy - ja z siostrą i rodzice razem i zbieramy grzyby osobno rywalizując, która para zbierze więcej. Zawsze jest przy tym mnóstwo śmiechu. Uwielbiam też suszenie grzybów w kuchni i widok takich grzybowych girland. W Turcji jest co prawda mnóstwo lasów, ale oprócz tych nad Morzem Czarnym, które przypominają trochę nasze, nie są one zbyt urokliwe. W Turcji jest po prostu za gorąco. Trawa jest wyschnięta, grzyby rosną połowicznie pod ziemią. Zamiast jelonka czy sarenki można spotkać żółwia lub węża. To po prostu nie TO. W Turcji nieosiągalne są też owoce lasu, takie jak poziomki czy jagody, które chyba każdy uwielbia. 

3. Zima i śnieg
Skoro już jestem w temacie przyrody, pociągnę temat dalej. Polska pogoda, na którą często narzekamy, ma tą zaletę, że pory roku są bardzo wyraźne, różne. W Turcji, tutaj gdzie mieszkamy, są tak naprawdę tylko dwie - wiosna i lato. A ja bardzo lubię zimę i śnieg, w szczególności w grudniu :) Pomimo swoich niemal 30 lat, lubię lepić bałwana i wygłupiać się w śniegu. Lubię zmarznąć by potem rozgrzewać się aromatycznym grzańcem. Czuję się jak w bajce, gdy za oknem pada śnieg. Lubię swoje zimowe płaszcze i kozaki. Tutaj w Turcji takie rzeczy są zupełnie zbędne. Zimą pada co najwyżej deszcz, ale przez większość dni i tak świeci słońce. 

4. Stosunek do zwierząt
Jestem osobą, która kocha wszystkie zwierzęta, a w szczególności pieski. W moim rodzinnym domu od zawsze są zwierzęta, a swojego pierwszego pieska dostałam na pierwsze urodziny i długo był on moim najwierniejszym przyjacielem. Psy mnie bardzo rozczulają, uwielbiam je głaskać, przytulać, wpatrywać się w ich oczy. W Turcji stosunek do zwierząt jest zupełnie inny i tutaj w głowie się nie mieści by pies czy inny stworek mógł uchodzić za przyjaciela człowieka. W Turcji liczba bezdomnych psów i kotów jest zatrważająca, a wśród tych pierwszych często zdarzają się też rasowce - husky, dalmatyńczyki czy dogi. Poza tym Turcy bardzo rzadko kiedy decydują się na trzymanie pieska w domu. Najczęściej biedaki spędzają lata uwiązane na łańcuchu, a ich właściciele trwają w przekonaniu, że zapewniając im jedzenie spełniają wszystkie ich potrzeby.  Serce mi się kraja na ich widok. 

5. Karność i przestrzeganie zasad
Tak jak wszędzie na świecie, w Polsce są pewne zasady i w mojej ocenie staramy się je w dużej mierze przestrzegać. Turcy z przestrzeganiem zasad są mocno na bakier. Zupełnie nie dziwi mnie już widok Turków skaczących z mostu do rzeki tuż obok tablicy, która tego zabrania i informuje o niebezpieczeństwie. To samo tyczy się np. kąpania w miejskich fontannach, przestrzegania ciszy nocnej czy jechania pod prąd. W Polsce kierowca wykonujący taki manewr jest od razu zlinczowany wzrokiem innych kierowców, a w Turcji ludzie się z tego śmieją. Trudno jest tu wyegzekwować obowiązki od pracowników czy wywiązania się z podpisanej (jeśli jest!) umowy. To całkiem normalne, że Turek otrzymując lepszą propozycję, zapomina o wszelkich wcześniejszych uzgodnieniach. 

6. Skuteczność przepisów prawnych
Idąc dalej tym tropem tęsknię mocno za jasnym i przejrzystym systemem prawa. Oczywiście nigdzie nie jest idealnie, ale w Polsce mając do czynienia z niedouczonym urzędnikiem, można sięgnąć po kodeks prawa, rozporządzenia, itp., znaleźć interesujący nas przepis i podsunąć go pod nos urzędnikowi. W Turcji prawo oczywiście istnieje, aczkolwiek jest jakieś abstrakcyjne. Nikt nie wie gdzie szukać przepisów, nikt się nimi nie kieruje. Każdy urzędnik ma swój własny kodeks, który rozumie na "chłopski rozum" i należy się do niego podporządkować, bo inaczej się na nas obrazi i naszej sprawy nie załatwi. Jest mnóstwo budynków i innych tworów, które powstały na dziko. Panuje szeroko pojęty administracyjny chaos, w którym okropnie trudno jest się poruszać.

7. Ceny dóbr "luksusowych"
Porównując koszty życia w Polsce i w Turcji wszystko wygląda w miarę podobnie, dopóki nie dojdziemy do tzw. dóbr luksusowych. Ten luksus jednak biorę w cudzysłów, bo według mnie żadnym luksusem nie jest. Ceny samochodów, sprzętu komputerowego, kosmetyków i lekarstw w Turcji przyprawiają mnie o spory ból głowy. Cło na te produkty jest tak wysokie, że standardowo rzeczy te kosztują 2 lub nawet 3 razy tyle, co w Polsce. Niestety nie wszystko da się przywieźć z Polski, więc wielokrotnie musiałam po prostu zacisnąć zęby i wyskoczyć tutaj z pokaźniejszej sumy na zakup, który w Polsce nie byłby dla mnie większym wydatkiem. Chcecie przykładów? A proszę bardzo: cena litra benzyny - przeciętnie 5 tureckich lir, czyli ok. 9zł, diesel - ok, 4,5 TL czyli mniej więcej tyle samo, byle jaki balsam do ciała - ok. 25 TL czyli jakieś 40zł.

8. System edukacji
Nie, żeby w Polsce było doskonale, ale fakt, iż jesteśmy jednym z najlepiej wykształconych narodów Europy o czymś świadczy. W Turcji jest bardzo dużo osób, które swoją edukację zakończyło na poziomie podstawówki czy liceum i niestety jest to bardzo mocno odczuwalne w społeczeństwie. Turecka edukacja jest przede wszystkim skupiona na samej Turcji. Dzieci uczą się tureckiej historii, geografii i literatury często nie mając najmniejszego pojęcia o chociażby antycznej Grecji - sąsiedzie zza miedzy, który wiele swoich zabytków pozostawił także na tureckiej ziemi. Dzieci wiedzą natomiast jakiego koloru były oczy Atatürka (pierwszego prezydenta) i jakie mądrości wypowiedział w różnych momentach swojego życia. Poziom nauki języków obcych jest w opłakanym stanie. Dzieci zaczynają się uczyć języka obcego dopiero od 4. klasy i niestety rzadko kiedy coś z tych lekcji wynoszą. Nawet na studiach filologii angielskiej brakuje takich zajęć jak fonetyka (!). Największą bolączką tureckiej edukacji są jednak w moim mniemaniu tzw. dershane, czyli prywatne kursy przygotowujące do różnych egzaminów. Zdecydowana większość tureckich uczniów uczęszcza do dershane, w której tak naprawdę odbywają się wszystkie lekcje, takie jak w szkole, tylko że popołudniami i w weekendy. Tureckie dzieci chodzą więc do normalnej szkoły by... odsiedzieć, a potem idą do dershane by się czegoś nauczyć. Strasznie jest mi ich żal, bo biedaki w ogóle nie mają wolnego czasu. Absolutnie nie wyobrażam sobie katować w ten sposób własne dziecko.

9. Otwartość na inne kuchnie
Będąc w Polsce, pośród wszystkich kebabów, chińczyków i pizzerii, czasem brakuje mi fajnych miejsc, gdzie można zjeść typowo polską regionalną kuchnię, choć w ostatnich latach (czyżby za sprawą pani Gessler? ;) pojawiła się na nie, na szczęście, moda. Jednak gdy wracam do Turcji doceniam tą wielokulturowość. W Polsce nawet w mniejszych miejscowościach można często zjeść całkiem porządną pizzę czy chińszczyznę. O kebabach już nawet nie wspomnę, bo są na niemal każdym rogu. W większych miastach kulinarne doznania można też urozmaicić o kuchnię gruzińską, żydowską, koreańską czy japońską. A ja bardzo lubię próbować :) Turcy z kolei są przekonani o cudowności swojej rodzimej kuchni, która faktycznie jest bardzo smaczna, ale czasem człowiek ma ochotę na coś innego i wtedy pojawia się problem. Bo w Turcji takich przybytków można szukać ze świecą, a rezultaty i tak będą marne. 

13 komentarzy :

  1. Bez świat, bez pizzy ja bym.nie mogła :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pizza jest, ale turecka :) też smaczna, ale INNA.

      Usuń
    2. O, jestem bardzo ciekawa tej tureckiej pizzy!

      Usuń
  2. Jeśli chodzi o Klub Polki na Obczyźnie - przynależność do niego do niego absolutnie do niczego nie zobowiązuje. Nie musisz nic pisać na żaden temat klubowego projektu, możesz natomiast jeśli masz ochotę.
    A można i czasem poczytać coś ciekawego, co u kogo, gdzie na świecie i jak się dzieje. Warto :)

    Co do systemu szkolnictwa - jestem w szoku, szczerze mówiąc. Strasnzie to zaściankowe i nie miałam pojęcia, że tak jest. Gdy pracowałam w Holandii, poznałam kilku Turków, którzy byli byli totalnymi głąbami. Umieli tylko robić kasę, ale lepiej, zeby się nie odzywali... Z kolei leżąc w szpitalu w Bułgarii nie raz w szpitalu uniwersyteckim spotykałam grupy tureckich studentów. Studiowali tu na uniwersytecie, mówili perfect po angielsku, wyglądali na fajnych ludzi. Ja w żadnym wypadku nie generalizuję i nie wrzucam wszystkich Turków do jednego worka, ale widzisz... może o czymś to świadczy. W końcu edukacja na takim stopniu, na jakim mówisz, że jest, musi do czegoś prowadzić i mieć jakieś konsekwencje, jak sama to stwierdziłaś , że "jest to bardzo mocno odczuwalne w społeczeństwie".

    A co do stosunku do zwierząt. Przypuszczam, że od wieków pies w Turcji miał niewzykle ważną rolę - pasterską. Wydaje mi się że tureckie owczarki są bardzo dobrymi stróżami i są mądre. Mówię o kangalach, chociażby. No i właśnie tu jest pies pogrzebany :D Pewnie ta rola psa się nie zmieniła i w świadomości tureckiej tkwi takie coś, że pies ma być na zewnątrz i ma "pracować".... Ja kocham psy w każdym wydaniu - i tym pracującym i tym miziającym :D

    A co do kuchni tureckiej... Zaspokoisz moją ciekawość? Czy wieprzowina jest w jakiś sposób dostępna w Turcji w sklepach? Czy w ogóle nie można jej kupić? Ja rozumiem że z powodu przekonań religijnych jej się nie jada, ale ciekawi mnie, czy można ją w ogóle dostać tam w jakiejkolwiek postaci, dla nie-muzułmańskich wymagających turystów chociażby...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Turcji edukacja na uniwersytetach jest na bardzo różnym poziomie, są takie przeciętne i takie bardzo dobre, powiedziałoby się prestiżowe. O ile wiem, na medycynie część wykładów jest po angielsku. Ogólnie w Turcji szkolnictwo prywatne jest na o wiele wyższym poziomie i to już od podstawówki. Niestety przeciętną turecką rodzinę nie stać na takie szkoły, bo trzeba się liczyć z wydatkiem kilkunastu tysięcy złotych rocznie. Dla najlepszych uczniów są jednak stypendia, które pokrywają koszty edukacji w takich placówkach.

      A co do zwierząt, to tak jak piszesz, w świadomości Turków pies to nie maskotka tylko zwierzę niemal gospodarcze, którego miejsce jest na zewnątrz. Z kangali Turcy są bardzo dumni, zakazali nawet wywozu tej rasy poza granice kraju.

      Wieprzowina (podobno, bo sama nigdy się za nią tutaj nie rozglądałam) jest dostępna w dużych supermarketach w miejscowościach turystycznych, czyli tam, gdzie dużo obcokrajowców. Podobnie dziczyzna, bo dzików tu cała masa i nie ma co robić z ich mięsem, ale jakby nie patrzeć dzika bo dzika, ale dzik to też świnia ;-] Ja jednak nie odważyłabym się kupić ani wieprzowiny ani dziczyzny, bo biorąc pod uwagę liczbę konsumentów, świeżością na pewno nie grzeszy :-]

      Usuń
    2. My mamy owczarka niemieckiego, bułgarskiego, i 2 środkowo-azjatyckie. Kangal mi się marzy i do tego naszego psiego grona by nam pasował. Może kiedyś :)

      Co do świni - racja. Trzeba mieć to na uwadze, faktycznie.... Na szczęście nie samą świnią człowiek żyje :)

      Usuń
  3. Tego świętowania chyba najbardziej by mi brakowało, do tego chyba nie można się przyzwyczaić;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie mogę, dlatego co roku grudzień spędzam w Polsce :)

      Usuń
  4. Polskie swieta sa niezapomniane i wyjatkowe. Smiem twierdzic, ze nigdzie indziej takich nie ma a ja polskie Boze Narodzenie to ostatni raz mialam w 2010 roku i mam szczera nadzieje, ze w tym roku uda nam sie poleciec w grudniu do Polski. Z tego tez powodu uwaznie sledze ceny biletow.

    Co do klimatu - to wloski mi odpowiada. Czasami narzekam, ze jest za cieplo, ale z racji byla cieplolubna wole to niz polskie mrozy i zimowa chlape. Czasami jednak tesknie za widokiem padajacego sniegu za oknem. Chcaialbym tez moc zabrac syna na sanki :)

    Weze - brrrrr, dreszczy dostalam!!

    Ceny paliwa - czyli jest panstwo, ktore moze konkurowac z Wlochami o najdrozsze paliwo w Europie. W UE zdecydowanie wygrywa Italia, co za kazdym razem wypomina mi moja siostra jak do nas jedzie samochodem;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno tureckie paliwo jest najdroższe w Europie. Jakie u Was są ceny?

      Kochana, trzymam kciuki, żeby Wam się udało z świątecznym wyjazdem. Na pewno znajdziecie jakieś bilety. My swoje zakupiliśmy już w marcu. Może trochę się pospieszyliśmy, bo pewnie będą jeszcze inne promocje, ale przynajmniej mam psychiczny spokój, że bilety są i jeśli z Laurą wszystko będzie ok, to jedziemy :)

      Usuń
    2. Zalezy gdzie (w jakim rejonie) i na autostradzie oczywiscie ceny sa wyzsze. Dochodza nawet do 1,9 euro na litrze. W self service na szczescie jest taniej. W PG mozna znalezc ok. 1,7 euro.

      Usuń
  5. Bardzo ciekawy post. Kiedy człowiek jest tu na miejscu i wie, że tak będzie zawsze, to nie zastanawia się nad tym, co sobie ceni w kraju, gdzie mieszka.
    Święta, śnieg, zima taka prawdziwa- no też byłoby mi ciężko, mimo, że generalnie zimy nie lubię.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystko ma swoje plusy i minusy, swoją drogą ty za zimą tęsknisz, a u nas często mają jej dosyć, ale to chyba naturalne, że zawsze jak czegoś na dłużej brak to tęsknota za tym rośnie.

    OdpowiedzUsuń