I kolejny miesiąc za nami... Miesiąc dla mnie pełen zadumy i jesiennej melancholii oraz refleksji jak szybko mi córcia rośnie...
Jednym zdaniem - Laurusia jest coraz bardziej pocieszna. 13. miesiąc jej życia to miesiąc tulenia. Zrobiła się z niej mała przylepka :) Wykorzystuje każdą okazję by się do nas przytulić, chętnie też daje buziaki :) Każdy dzień rozpoczynamy od tulenia :) Rano zresztą Laurencji naszej zawsze dopisuje taki humor, że krótko po przebudzeniu zaczyna poruszać kuperkiem i tańczyć w rytm niesłyszalnej muzyki :)) Mogę być po mega zarwanej nocy, ale na taki widok od razu się uśmiecham :) Przytula się do mnie, do mojej nogi, do ręki spoczywającej na kanapie, do swojego taty :) Jest przesłodka :))
Coraz częściej zadziwia nas też swoją inteligencją. Potrafi bez problemu skierować pilot w stronę telewizora i go włączyć lub zmienić kanał :) potrafi też wyłączyć blokadę w naszych telefonach :) Jej zabawy są coraz mądrzejsze. Uwielbia segregować zabawki, wkładać je do pudełek i wyciągać, przekładać, potem rozrzucać :) Zazwyczaj bierze w łapki dwa małe elementy, z którymi obchodzi cały salon i kładzie je na meblach w różnych kombinacjach. Opanowała też sortery i potrafi włożyć do Garnuszka Klocuszka wszystkie klocki, nawet najtrudniejszą gwiazdkę.
Zjada coraz więcej choć wciąż jest oporna w nowych smakach. Hitem ostatnich dni jest gruszka krótko gotowana na wodzie. Laura wciąż lubi podjadać kaszki choć jakby z mniejszym entuzjazmem. Znalazlam jednak na to patent - gdy córcia zaczyna kręcić na jadło nosem, wymieniam plastikową dziecinną łyżeczkę na zwykłą metalową od herbaty i jedziemy dalej z tym koksem, a zajada aż miło :D Taka już chce być dorosła :) Najbardziej jednak lubi wszystko to co mamy na talerzy my :) Ryżu ze swojego talerzyka nie ruszy, z naszych zjada aż jej się uszy trzęsą.
Zjada coraz więcej choć wciąż jest oporna w nowych smakach. Hitem ostatnich dni jest gruszka krótko gotowana na wodzie. Laura wciąż lubi podjadać kaszki choć jakby z mniejszym entuzjazmem. Znalazlam jednak na to patent - gdy córcia zaczyna kręcić na jadło nosem, wymieniam plastikową dziecinną łyżeczkę na zwykłą metalową od herbaty i jedziemy dalej z tym koksem, a zajada aż miło :D Taka już chce być dorosła :) Najbardziej jednak lubi wszystko to co mamy na talerzy my :) Ryżu ze swojego talerzyka nie ruszy, z naszych zjada aż jej się uszy trzęsą.
Wciąż ćwiczy chodzenie przy meblach. Czasami zapomina się i staje bez trzymanki, ale niezbyt często. Dzisiaj pierwszy raz wspierajac się trochę o pudełko zabawek wstała, popatrzyła na mnie i puściła rączki. A jaka dumna z tego była! Jest niesamowitą śmieszką, uwielbia gilgotki i uciekanie przed nami :) Rośnie też z niej mała baletnica. W ciągu ostatniego miesiąca niesamowicie rozwinęła taneczne ruchy :) Mamy już kręcenie tułowiem prawo-lewo z wyciągniętymi przed siebie rączkami, potrząsanie kuperkiem, rytmiczne potrząsanie głową z śmiertelnie poważną miną :D i swawolne wykopy nóżką :)
Do tych tańców czasami też sobie podśpiewuje. Zdarza jej się też śpiewać do naszych kołysanek :) Hiciorem jednak niezmiennie jest Myszka Mickey i mysi taniec :) Gdy zaczyna się melodia, Laura cokolwiek by nie robiła, podrywa się do tańca.
Z ciemnej strony mocy mamy natomiast dwa zmartwienia, z którymi walczymy, ale narazie bezskutecznie :S
Pierwsze to, jak się domyślacie, spanie. Laura wciąż chce spać u siebie w łóżeczku. Budzi się co 1,5-2-góra 3 godziny. Chodzę jak zombie. Nie wiem czy to znowu zęby choć wydaje mi się, że chwilowo odpuściły. W ciągu dnia ma najczęściej dwie drzemki, jedną około 10-11 i drugą ok. 15-16. Coraz częściej jednak z tej drugiej wybudza się po 10min. i o spaniu można zapomnieć. Czasem też w ogóle nie zasypia. Od dwóch dni jedziemy na jednej drzemce i jakoś dajemy radę. Przyznam, że nawet mnie to cieszy, bo łatwiej będzie ewentualnej niani opanować Laurencję ;)
Drugie nasze zmartwienie to... paprochy!!! Grrgyrgrgue!!! Laura pożera wszystko co znajdzie na podłodze, a oprócz bliżej niezindyfikowanych syfów są to moje włosy. Zawsze wyciągamy jej je z buzi, ale ostatnio podczas zmieniania pieluszki miałam okazję przekonać się, że nie wszystkim próbom konsumpcji udało nam się zapobiec :] Zasuwam więc z odkurzaczem codziennie, ale włosy niestety lecą mi na potęgę. Zresztą nawet jeśli jakoś powstrzymam ich wypadanie to są jeszcze... nasze zmechacone kanapy i poduchy. W salonie mamy dwie kanapy z dość mocno już zmechaconym obiciem. Laura uwielbia ciągnąć za nitki i zmechacone kuleczki i gdy tylko jakąś urwie natychmiast ładuje sobie do buzi. Kanapy poprzykrywałam kocami, ale zostały jeszcze poduszki. Poza tym Laurencja jest spryciarą i potrafi podnieść róg koca, gdy np. jestem w kuchni. Gdy tylko dziecko moje milknie, wiem już czym się zajmuje :S Nie pomaga żadne tfe! ble! i fuj! Laurencja tylko się zaśmiewa i ucieka z paprochem w ręce :) Staram się odwrócić jej uwagę i zająć czymś innym, ale nie zawsze ją przypilnuję :( Ostatnio kupiłam do naszego wózka zimowy śpiworek. Wybrałam taki z wełną owczą. Byłam przekonana, że to świetny zakup dopóki nie posadziłam w nim Laurencji. Gdy tylko ona zobaczyła śpiworek, a ja zobaczyłam jej minę, już wiedziałam o co chodzi. Laurencja na widok wełny dostała dzikich spazmów, aż trudno znaleźć mi słowa by opisać dziką radość w jej oczach. Musiała czuć się jak w niebie :D Oczywiście zaraz zabrała się za dłubanie w wełnie, a ja za rozważanie zwrotu :-] Ostatecznie śpiwór został, ale muszę wywijać wełniane obszycie przykrycia do środka tak, żeby Malizna nie miała do niego dostępu. Na szczęście nie wpadła jeszcze na to, że wełnę może też skubać z boków, ale przypuszczam, że i ten dzień nadejdzie.
Moje życzenie na kolejny miesiąc jest takie samo jak od trzynastu poprzednich: żeby się spanie nam poprawiło! Jakie życie będzie wtedy cudowne!
Do tych tańców czasami też sobie podśpiewuje. Zdarza jej się też śpiewać do naszych kołysanek :) Hiciorem jednak niezmiennie jest Myszka Mickey i mysi taniec :) Gdy zaczyna się melodia, Laura cokolwiek by nie robiła, podrywa się do tańca.
Z ciemnej strony mocy mamy natomiast dwa zmartwienia, z którymi walczymy, ale narazie bezskutecznie :S
Pierwsze to, jak się domyślacie, spanie. Laura wciąż chce spać u siebie w łóżeczku. Budzi się co 1,5-2-góra 3 godziny. Chodzę jak zombie. Nie wiem czy to znowu zęby choć wydaje mi się, że chwilowo odpuściły. W ciągu dnia ma najczęściej dwie drzemki, jedną około 10-11 i drugą ok. 15-16. Coraz częściej jednak z tej drugiej wybudza się po 10min. i o spaniu można zapomnieć. Czasem też w ogóle nie zasypia. Od dwóch dni jedziemy na jednej drzemce i jakoś dajemy radę. Przyznam, że nawet mnie to cieszy, bo łatwiej będzie ewentualnej niani opanować Laurencję ;)
Drugie nasze zmartwienie to... paprochy!!! Grrgyrgrgue!!! Laura pożera wszystko co znajdzie na podłodze, a oprócz bliżej niezindyfikowanych syfów są to moje włosy. Zawsze wyciągamy jej je z buzi, ale ostatnio podczas zmieniania pieluszki miałam okazję przekonać się, że nie wszystkim próbom konsumpcji udało nam się zapobiec :] Zasuwam więc z odkurzaczem codziennie, ale włosy niestety lecą mi na potęgę. Zresztą nawet jeśli jakoś powstrzymam ich wypadanie to są jeszcze... nasze zmechacone kanapy i poduchy. W salonie mamy dwie kanapy z dość mocno już zmechaconym obiciem. Laura uwielbia ciągnąć za nitki i zmechacone kuleczki i gdy tylko jakąś urwie natychmiast ładuje sobie do buzi. Kanapy poprzykrywałam kocami, ale zostały jeszcze poduszki. Poza tym Laurencja jest spryciarą i potrafi podnieść róg koca, gdy np. jestem w kuchni. Gdy tylko dziecko moje milknie, wiem już czym się zajmuje :S Nie pomaga żadne tfe! ble! i fuj! Laurencja tylko się zaśmiewa i ucieka z paprochem w ręce :) Staram się odwrócić jej uwagę i zająć czymś innym, ale nie zawsze ją przypilnuję :( Ostatnio kupiłam do naszego wózka zimowy śpiworek. Wybrałam taki z wełną owczą. Byłam przekonana, że to świetny zakup dopóki nie posadziłam w nim Laurencji. Gdy tylko ona zobaczyła śpiworek, a ja zobaczyłam jej minę, już wiedziałam o co chodzi. Laurencja na widok wełny dostała dzikich spazmów, aż trudno znaleźć mi słowa by opisać dziką radość w jej oczach. Musiała czuć się jak w niebie :D Oczywiście zaraz zabrała się za dłubanie w wełnie, a ja za rozważanie zwrotu :-] Ostatecznie śpiwór został, ale muszę wywijać wełniane obszycie przykrycia do środka tak, żeby Malizna nie miała do niego dostępu. Na szczęście nie wpadła jeszcze na to, że wełnę może też skubać z boków, ale przypuszczam, że i ten dzień nadejdzie.
Moje życzenie na kolejny miesiąc jest takie samo jak od trzynastu poprzednich: żeby się spanie nam poprawiło! Jakie życie będzie wtedy cudowne!