Meldujemy się z powrotem w Krakowie. Miniony tydzień był dla nas bardzo intensywny, ale tak przyjemnie :) U dziadków wciąż coś się działo, Laura była w wyśmienitym humorze i nawet dawała mi się nieźle wyspać. Dopóki... nie dołączył do nas w piątek H. Przyjechał w nocy, gdy Laura już spała. Gdy około 3 nad ranem się przebudziła starałam się zasłonić sobą tatusia, ale Laurencja jak to Laurencja, od razu go wyczaiła. Okropnie śmiać mi się chciało, gdy starała się go zobaczyć z niedowierzaniem pokrzykując "baba! baba!" :))
Impreza urodzinowa udała się w 100%. Babcia poszalała w kuchni i mieliśmy niesamowitą ucztę. Najważniejsze jednak, że Laura nie zawiodła i była aktywna i w dobrym humorze do samego końca spotkania. Byliśmy tylko w rodzinnym gronie. Początkowo zastanawiałam się nad zaproszeniem znajomych, ale ostatecznie stwierdziłam, że nie ma co kombinować na siłę. Moi znajomi to osoby wciąż w dużej mierze bezdzietne, nie byłam więc pewna czy by się wśród nas odnalazły ;-)
Orzeszek nasz kochany zajął się nowymi zabawkami i pozwolił nam nawet na spokojnie posiedzieć przy stole. Ten dzień to było także nasze święto, moje i H., o czym przypominaliśmy sobie znaczącymi spojrzeniami przy stole - teraz już wiem, Agatka, co czułaś, gdy kiedyś o tym pisałaś ;) Za nami najbardziej intensywny rok w naszym życiu. Wspaniały, pełen wrażen, ale też taki, który niesamowicie mocno dał nam w kość. Musieliśmy zmierzyć się z sytuacjami, o których nie śniło nam się nawet w ciągu 10 lat trwania naszego związku :), ze zmęczeniem, znużeniem, bezsennością, brakiem cierpliwości... To, że jesteśmy razem, szczęśliwi, wciąż w sobie zakochani i dumni z naszej pociechy uważam za ogromny osobisty sukces :)
W niedzielę pognaliśmy do Krakowa choć H. nieśmiało namawiał nas na przedłużenie pobytu ;) Cwaniak, chciał wyspać się jeszcze jeden tydzień :)) Choć fajnie było pobyć z rodzicami i podzielić się z nimi obowiązkami opieki nad Laurą to jednak coś ciągnęło mnie do naszego mieszkania. Nie lubię takich niespodziewanych zmian planu. Wolę za jakiś czas przyjechać znowu.
Tu na miejscu zupełnie zaskoczyła nas zima. Tak, zima. Nie wiem o co kaman, ale czuję się jakby jesień w tym roku w ogóle wypadła z kalendarza. Jeszcze niedawno biegłam do sklepu w klapkach, a dzisiaj wyciagam kozaki. Gdy wczoraj rano po obudzeniu zobaczyłam za oknem biały krajobraz, nogi się pode mną ugięły. I to nie był jakiś biały puszek gnieniegdzie na parapetach. To była najprawdziwsza śnieżyca! H. pognał do pracy, a my zostałyśmy uziemnione w mieszkaniu. Po mojej tygodniowej nieobecności lodówka aż prosiła się o porządne zakupy, ale o wyjściu do sklepu nie było mowy - nie zdążyłam jeszcze kupić Laurze zimowej kurtki, a śpiworek do wózka jeszcze nie doszedł! Miałam w planach wyskoczyć do większego ch i pozałatwiać wszystkie zakupy - i kurtkowe i jedzeniowe, ale nie odważyłam się wyjechać w letnich oponach w padający śnieg. Łudziłam się jeszcze, że za chwilę śnieg przestanie padać, a to co napadało szybko stopnieje. Doooopa. Śnieg padał calutki dzień. Dzisiaj co prawda już nie prószy, ale jest mega zimno, około 0 stopni. Coś czuję, że jesienną kurtkę Laura ubierze dopiero wiosną :) Całe szczęście, kupiłam ciut większą :))
Ta zimowa pogoda sprawia, że jestem jakoś wyjątkowo senna. Najchętniej zawinęłabym się w ciepły koc, wzięła w rękę gorącą kawę, przytuliła do H. i włączyła jakiś fajny film. H. nie omieszkał przypomnieć mi z ironią, że te czasy zostały daaaaaawno za nami i już nie wrócą :]]]] Mówiłam Wam, że mój mąż to mistrz czarnowidztwa??? :)
Aklimatyzujemy się więc na nowo, ale trochę opornie nam to idzie. Laura co prawda wszędzie czuje się dobrze. Odkrywa na nowo swoje zabawki i, chwała jej za to, potrafi się przez kilka minut sobą zająć. Ja tylko doglądam ją z kanapy, ale i tak zwlekam się jak słonica gdy muszę kolejny raz odciągnąć ją od gniazdka. W kwestii obiadów jeszcze do jutra jedziemy na babcinej wałówce, zostaje mi tylko ogarnięcie Laury i mieszkania, a i tak ciężko mi się zorganizować. Muszę coś ze sobą zrobić, bo ten marazm mnie wykończy...
A tymczasem...
Pojutrze ogłaszam wiadomość-bombę :D Wiem, że okropnie przeciągnęłam i że jesteście bardzo ciekawe :))) Wiadomość-bomba zasługuje jednak na osobny wpis, dlatego dzisiaj jeszcze się wstrzymam, opiszę wszystko jak Bóg przykazał jutro i puszczę w świat :P
A teraz fotorelacja.
solenizantka przy imprezowym stole |
Fantastycznie. Sto lat dla orzeszka. A losowanie na roczek co jest Laurze pisane zrobiliście ?
OdpowiedzUsuńO kurde, zapomniałam o tym wspomnieć! Tak losowanie było, a raczej u nas wygląda to tak, ze stawia się przed dzieckiem książkę, kieliszek, pieniążek i różaniec (u nas tego ostatniego nie było). Laura chwyciła najpierw za książkę, a potem za kieliszek czyli będzie..... pisarką z polotem? :P
UsuńNajlepszego dla Laurki, beztroskiego życia, zdrowka i full zabawek!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę. ...tego osobistego sukcesu z m, my pod tym względem się nie sprawdziliśmy :(
Dziękujemy!
UsuńWiesz, u nas też bywało naprawdę trudno, ale jakoś zawsze udawało nam się opamiętać...
Pieknie Kochani!!! Gratulacje dla Was!!! I Laurka cudowna i ten trudny rok za Wami- super- kolejny etap zycia, ktory dobrze zamkneliscie.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnoscia obejrzalam zdjecia i wszystkie oczywiscie sa super ale te rodzinne, rozesmiane, zwlaszcza gdy wszyscy sie smieja a Laurka spoglada na Twoja siostre rozbawilo mnie bardzo :))))
Do tak zastawionego stolu chetnie sama bym usiadla :) Swoja droga jak odpowiada H. polska kuchnia???
No wlasnie ta zima... :( snieg na Slasku i zimno... :( gdy dzis to uslyszalam, to juz wiem, ze walizki zapelnie cieplymy ciuchami.
Pozdrawiam serdecznie i czekam..... na.... ;)
Dziękujemy, kochana ciociu :***
UsuńJa też uwielbiam to zdjęcie, właśnie nasze roześmiane twarze i dlatego nie bawiłam się w cenzurowanie. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi ;)
H. bardzo lubi polską kuchnię w wydaniu mojej mamy, czyli wieprzowina ograniczona do minimum i trochę śródziemnomorskich smaków. Ale barszczem i dobrym schabowym nie pogardzi :]
i tort był, super :) Wciąż nie mogę uwierzyć, że to już rok Laura jest wśród nas! Mam nadzieję, że solenizantka była zadowolona z prezentów?
OdpowiedzUsuńCo do zimy, to zaskoczyłaś mnie publikując zdjęcie na fejsie. Co prawda, w tym roku i we Włoszech październik wydaje się nieco chłodniejszy niż w ubigłych latach, ale i tak w niedzielę śmigałam w gołych nogach.
Oj bardzo była zadowolona z prezentów! Całe szczęście, że wśród nich znalazły się zabawki, bo mieliśmy czym zająć solenizantkę :)
UsuńO zimie nic mi nie mów. Uwielbiam ją, ale Kraków zaczyna mnie przerażać...
Super, że urodzinki się udały :))) Masz rację, fajnie jest się podzielic opieką nad dzieckiem, ale nie ma to jak we własnym domu :)
OdpowiedzUsuńOtóż to :) Za pewien czas znowu się wybierzemy do dziadków ;)
UsuńFiu, fiu... Wiadomość bomba... No dumam, dumam i jakiś swój typ mam, ale... cicho sza ;)
OdpowiedzUsuńA ja myślę, że fajnie, że zdecydowaliście się na roczek w rodzinnym gronie. Laura i tak by nic nie pamiętała z tej imprezy, a tak- mieliście swój klimat w kameralnym gronie :)
Bardzo się cieszę, że po roku możecie odtrąbić sukces! U mnie z Elizą po roku to kryzysik szalał na dobre. Inna to była sytuacja, bo z Jej chorobą w tle, ale mimo wszystko- pamięta się takie rzeczy. Przy Lilce było już lepiej :)
Ja mam mega zagwozdkę czy Lilę ubierać jeszcze jesiennie, czy już dać Jej kurtkę zimową. No zera stopni może jeszcze nie ma, ale szroni oj szroni...
Tylko co Jej w takim razie ubiorę w grudniu :)
Ps. Siódme zdjęcie coś zdradza, czy nie? :)
Marta, to tez byl moj typ, ale Kasia zdementowala.
UsuńTo niesamowite, jak szybko leci czas- jeszcze niedawno zagladalysmy na Twojego bloga i sprawdzalysmy, czy to aby przypadkiem nie juz...
Widok stolu przyprawia o slinotok, Twoja Mama gotuje jak aniol!
Pozdrawiam
Agnieszka
Eeee, szkoda :) Dzięki Agnieszka za info, bo czekam jak na szpilkach :)
UsuńHahha, Martuś... Siódme zdjęcie, owszem, coś zdradza - to, że się znowu obżarłam i dodatkowo wypinam brzuchol by podeprzeć ważącą już niemal 10kg Laurencję :D
UsuńHihi, no to mam tylko nadzieję, że Cię nie uraziłam :*
UsuńZ tym brzuchem mam podobnie, ale mój "wychodzi" trochę wyżej- gdzie już nikt nie ma wątpliwości, że to nie ciąża, a zwykła oponka.
Buziaki, no i dalej czekam :)
Martuś, co Ty :) wielorybem może nie jestem, ale do 90-60-90 troszkę mi brakuje i to w każdym z tych wymiarów :P
UsuńTo samo miałam z tą kurtką! I też cały dzień się wtedy z domu nie ruszałam :) dziś na szczęście już odpuściło i wróciłam do jesiennych klimatów. Oby, jak najdłużej! Co nie zmienia faktu, ze no zimno jest kurcze. A ja zawsze mam dylemat, jak Kubę ubrać.
OdpowiedzUsuńRok, to rzeczywiście taki uśmiech w przeszłość i nadzieja na przyszłość, co? Teraz mam nadzieję, że będzie już u Was jak z górki. Czekam na wiadomość bombę :* szkoda, że to jednak nie ciąża ;p
Ha! Dzisiaj załatwiłyśmy problem z kurtką, jeszcze teraz śpiworek i ocieplane spodnie i będziemy gotowe na wszelkie mrozy! Od dzisiaj ubieram Laurę w zimową kurtkę, bo sama też taką ubieram. Kurde, aż nie wiem czego spodziewać się zimą skoro październik tak tu wygląda!
UsuńHehhe, no to nie jest ciąża. Z jednej strony coś wewnątrz mnie podpowiada mi, że będę chciała mieć drugie dziecko, z drugiej jednak cieszę się, że to jeszcze nie to ;)
Jeszcze raz sto lat! Widać, że impreza udana, rodzina w wyśmienitym humorze :) a Laurka wygląda pięknie :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy!
UsuńSto lat dla Laurencji! :) I dla Ciebie mamo, że wytrzymałaś :D
OdpowiedzUsuńDziękujemy!
UsuńZdjęcie numer 9, gdzie patrzą na siebie dwie "kropeczki" jest cudne! :)
OdpowiedzUsuńSwietna impreza! A na widok stolu, szczena mi opadla! Twoja mama nagotowala wiecej niz ja zwykle pichce na Wigilie! :D
OdpowiedzUsuńTak, tak, zawsze powtarzam, ze dzien urodzin dzieci to tez swieto rodzicow! :*