poniedziałek, 19 października 2015

Takie tam jesienne smęty

U nas ostatnio naprawdę smętnie. Wpadłam w jakąś okropną melancholię, jest mi smutno, źle, niedobrze i za bardzo nie potrafię tego wytłumaczyć. Chciałabym tą wytłumaczyć pogodą, ale ta ostatnio nie jest nawet taka zła. Mamy mniej więcej 10 stopni i raz po raz słońce, aż prosiłoby się o spacer, a tymczasem zupełnie nie mam do tego głowy :(

Laura znowu się zmienia. 

A właściwie zmienia jej się system spania. Uwierzycie,  że córcia nasza zbojkotowała rodzicielstwo bliskości i spanie w trójkę? :) W normalnych warunkach skakałabym z tego powodu z radości - wreszcie mogę spać w dowolnej pozycji, nie pęka mi z bólu kręgosłup, odzyskałam łóżko i męża w nocy :)))) Tiaaaaaaa.... Już śpieszę wyprowadzić Was z tego błędnego wyobrażenia. Laurencja nasza przebudza się tradycyjnie na cycka, wyciągam ją więc z łóżeczka, zabieram do naszego łóżka, dostawiam licząc na to, że teraz mogę sobie spokojnie zasnąć i pociągniemy kilka godzin, a tymczasem nasz Orzeszek po kilkunastominutowej konsumpcji siada na łóżku (!!!!) czasem nawet na śpiąco, z zamkniętymi oczami. Zbieram więc swoje szanowne cztery litery i siadam do bujania dziecięcia w łóżeczku. Tu, chwała jej za to, po mniej więcej 10 minutach zasypia choć im bliżej ranka tym dłuższe bujanko... No i nie byłoby to w sumie tak złe gdyby nie fakt, że Laurencja przesypia w swoim łóżeczku mniej więcej po dwie godziny, czasem półtora... czyli bywa, że muszę wstać w nocy nawet 6 razy :S Nie pytajcie jak się czuję. Dzisiaj musiałam sobie kilka minut poleżeć, bo zaczęło mi się niebezpiecznie kręcić w głowie. Mamy znowu dramacik.

Ciągnąc temat moich ostatnich nieszczęść przechodzę płynnie do punktu drugiego, przez który przechodzę istne tortury psychiczne. Mianowicie zadrapałam samochód. Shiiiiit!!! Nie wiem jak to się stało, ale wyjeżdżając z naszego (z ręką na sercu - okropnie wąskiego) boksu w garażu zahaczyłam o lewy tylny błotnik... Odczucie było bardzo niewielkie, odgłosu żadnego. Wręcz odetchnęłam z ulgą na myśl o tym, że ściany boksu przy krawędziach są pozabezpieczane gumowymi obiciami. Gdy wyszłam z auta i z ciekawości spojrzałam na bok auta, nogi się pode mną ugięły. No dobra, dramatu nie ma, ale bez lakiernika się nie obędzie :((((((((  Mam okropne wyrzuty sumienia i coś wewnątrz mnie nie ma teraz najmniejszej ochoty zbliżać się do auta choć normalnie bardzo lubię jeździć. Nie mogę sobie wybaczyć tej chwili nieuwagi. Setki razy wjeżdżałam do tego cholernego boksu tyłem (bo przodem można się tylko zaklinować - tak jest wąski) i nic się nie stało, a zadrapałam auto wykonując bodajże najprostszy manewr, czyli  jadąc do przodu! Żal, żal i jeszcze raz żal! H. niby na mnie nie krzyczał :) nawet mi tego nie wypomina, tatuś mój kochany zaraz zaczął pocieszać, że załatwi lakiernika, ba! nawet sfinansuje naprawę, ale to wszystko i tak nie umniejsza moich wyrzutów sumienia. Sprawia chyba, że są jeszcze większe :-]

Ten dzień, gdy skrzywdziłam nasz samochód od samego początku był bardzo zły i prawdę powiedziawszy sama się sobie dziwię, że nie pojęłam w czas, że lepiej nie ruszać się z domu. Byłam okropnie niewyspana, Laura marudna, pogoda do dupy - zimno i mokro. Następnego dnia Laura miała mieć szczepienie - ostatnia dawka przeciwko pneumokokom, trzeba było wykupić szczepionkę. Poza tym w pracy H. organizowano składkowy turecki lunch i moim zadaniem było ugotować chałwę - trzeba więc było kupić składniki. Z racji na fatalną pogodę wymyśliłam sobie, że by nie wystawiać Laurę na takie zimno skoczymy tylko do apteki i pojedziemy do Tesco, czyli wjedziemy na podziemny parking. Wyjeżdżając do apteki zarysowałam auto, w Tesco nie było połowy składników do chałwy, czyli i tak musiałam pojechać do innego marketu, a tym samym umęczyłam się ubierając i rozbierając jęczącą Laurencję na tylnym siedzeniu (a dach niski i mało miejsca) w kurtkę, bo w kurtce nie mieści się w foteliku :P, na koniec w deszczu na parkingu kluczyki wpadły mi pod samochód. Cud, że nie spaliłam chałwy :-]

Żeby chociaż zakończyć ten post pozytywną nutą, zapiszę ku pamięci, że mam córcię bohaterkę :) Uwierzycie, że nawet nie zapłakała podczas szczepienia? Pielęgniarka uwierzyć nie chciała :) Podobno szczepienie przeciw pneumokokom to jedno z najboleśniejszych. A moja córcia nic, nawet buźki nie skrzywiła :) Była w świetnym humorze, dokazywała, pozwoliła się bez problemu zważyć (wreszcie 500g do przodu!) i zmierzyć i nawet nie przestraszyła się białych fartuchów :) Prawdziwy dzielny pacjent :)) Tym samym pneumokoki mamy załatwione, a za dwa tygodnie dostałyśmy termin szczepienia MMR. Trochę się tego szczepienia boję, mam bardzo mieszane uczucia. Bąknęłam coś przy lekarce o autyźmie i prawie mnie wyśmiała. A Wy, mamusie, szczepiłyście w terminie? Bo ja się naczytałam, że szczepionka ta najbezpieczniejsza jest, gdy dziecko skończy 1,5 roku. Warto poczekać?


19 komentarzy :

  1. Ojej,współczuje kumulacji.
    Pamiętam gdy pierwszy raz "skrzywdziłam" swoje auto..bolało :-( Obiecałam że nigdy więcej i póki co ftu ftu zeby nie zapeszyć.
    Moja córeczka mmr miała w terminie,dokładnie na bilansie rocznym.W sumie wzieli mnie trochę z zaskoczenia,bo poszłam na bilans a tam wyskoczyli ze szczepieniem,może lepiej nie miałam dylematów.
    Ale wiesz co mnie dziwi?Odległość czasowa miedzy szczepieniami..Nie powinno minąć 4 tygodnie?Bo w mojej przychodni tego przestrzegają,dziwne że u was już po dwóch.Czy żle zrozumiałam?
    Roczi tez się budzi i siada w łożku,no ale na szczęście wciąż jest wielką fanką i zwolenniczką cyca,wiec dostaje i zasypiamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też zdziwił tak szybki termin szczepienia, ale lekarka wytłumaczyła nam, że pneumokoki to szczepionka nieaktywna, czyli wystarczyłby nawet tydzień przerwy. Hmm... tygodnia to bym jednak nie ryzykowała, dlatego zgodziłam się na dwa. Teraz jednak ze względu na naszą domową epidemię grypy MMR idzie na dalszy plan, nie będę ryzykować.

      Usuń
  2. Kaśka! Weź z tym autem wyluzuj :) Wyrzuty sumienia, to byś mogła mieć, gdyby ktoś Was stuknął przez Twoją nieuwagę! A takie coś? No zdarzyło się. A swoją drogą są takie dni, że wszystko od początku idzie źle, nie? Powinno się je móc przespać :)

    Co do MMR obie moje dziewczyny były szczepione mniej więcej tak jak wypadał termin.
    Ostatnio jak był u nas lekarz, rozmawiałam z Nim o szczepieniu na ospę. I tak jakoś zeszło na ten nieszczęsny MMR. Wiesz, że mam do tego lekarza 300% zaufania. I On mi powiedział, że ta szczepionka jest najlepiej przebadaną szczepionką dla dzieci- jst chyba 60prac na jej temat... Co więcej, z tym sławnym autyzmem po szczepieniu- procent dzieci, które mają autyzm jest dokładnie taki sam w grupie szczepionej i nieszczepionej.

    Generalnie jestem zwolenniczką szczepień. Może nie na wszystko, hurtowo, ale te podstawy zrobię każdemu dziecku. O ile jeszcze kiedyś będę miała kolejne :)

    Rozumiem natomiast mamy, które się wahają. Co do tego MMR, to wiem, że Dziewczyny skutecznie przesuwają. Zawsze możesz powiedzieć, że wyjechaliście, mała jest przeziębiona...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. H. mówi to samo o moim incydencie z autem, ale... no dlaczego ruszałam tyłek z domu????!

      Dzięki za opnię Waszego lekarza. Byłam nawet skłonna iść na to szczepienie w terminie, ale ze względu na naszą grypę poczekam jeszcze chociaż tydzień lub dwa.

      Usuń
  3. Hej Kasiu!

    Zaglądam do Ciebie od jakiegoś czasu - zazwyczaj anionimowo, ale dzisiaj postanowiłam sie w końcu odezwać ;) Jako że jestem Mamą Łucji, która 8 października skończyła rok Twoje problemy i rozterki są bliskie i mojemu sercu ;) Chicałam Ci napisać o szczepieniu MMR - my już po. Łucyjka zaszczepiona 13 października - 5 dni po urodzinach. Też się strasznie bałam i panikowałam, naczytałam o autyzmie i innych dziwnych powikłaniach, ale poszliśmy...z dusza na ramieniu...i powiem Ci, że było odrobinę płaczu, nastawiałam sie na mega ryk, a tu nie było tak źle. Póki co żadnych gorączek, wysypek i dziwnych zachowań nie odnotowaliśmy. Ja nie chciałam przeciągac tego szczepienia, bo teraz sezon chorobowy - Sąsiadka swojej Córci już od dwóch miesięcy nie może zaszczepić 'bo wiecznie coś'. Oczywiście to Wasza decyzja, ale tak ku pokrzepieniu serca u nas wszystko dobrze. :) Moc buziaków dla Waszego ślicznego Orzeszka! - Mart(k)a

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że się odzywasz :) Łucja.. uwielbiam to imię :))

      Usuń
  4. Jaka świetna czapa :D Laura gotowa na zimę? ;) U nas ze spaniem jest na odwrót. Gabi przesypia max godzinę w swoim łóżeczku, u nas śpi ładnie, budząc się tylko na picie. Tylko że na to picie budzi się takim wrzaskiem jakby ją ze skóry odzierali, całe szczęście po paru minutach śpi dalej. Co do MMR, Gabi była szczepiona jak miała 14,5 miesiąca (wcześniej był problem z dostępnością tej szczepionki i nas w przychodni). Też się obawiałam, naczytałam się o różnych powikłaniach, u nas obyło się bez żadnych takich :) Gabi ją dzielnie zniosła. Nam zostały do zaszczepienia właśnie ostatnie pneumokoki i jeszcze coś, nie pamiętam, no i będziemy miały spokój na dłuższy czas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, musimy jeszcze skompletować rękawiczki i spodnie i tak, będzie gotowa na zimę :) Ja już się dowiadywałam, że mamy teraz tylko MMR a potem roczną przerwę, ufff...

      Usuń
  5. Ja szczepiłam w terminie. Nie rozumiem paniki wobec tej szczepionki, to wszystko straszne bzdury i nie ma się czego bać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i nie ma, ale w inernetach na temat tej szczepionki krążą tak straszne historie, że chcąc nie chcąc zaczynam lekko się martwić. Zaszczepimy jednak w najbliższym czasie, gdy tylko będę pewna, że Laura jest w 100% zdrowa.

      Usuń
  6. Starszy synek był szczepiony w terminie i wszystko było w porządku :) Córcia ma dopiero 3 miesiące i za tydzień czeka nas szczepienie 5 w 1. Nie ma się czego bać, gdzieś czytałam, że lekarz który zaczął tą panikę został pozbawiony prawa do wykonywania zawodu, a jego badania oparte były na grupie,,,, 12 dzieci.
    A autem się nie przejmuj - ja wyjeżdżając z górnego parkingu Bonarki nie wyrobiłam na wjeździe na "serpentynę" i wgniotłam przedni prawy bok - niestety nie udało się tego wyciągnąć domowymi sposobami i jakoś tak zostało, bo ciągle nie ma czasu na odstawienie auta :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz?! Czyta mnie ktoś z Krakowa, kto dodatkowo robi zakupy w "naszej" Bonarce i ja nic o tym nie wiem???!!! Ujawnij się anonimie! :)
      Hehhe, swoją drogą, za każdym razem gdy wjeżdżam w tą serpentynę skacze mi adrenalina na widok rys i wgniotów w tej metalowej bramie - śladów uderzeń... :) Okropny jest ten wyjazd, nie dość, że wąski to jeszcze wciąż trzeba kręcić :))

      Usuń
  7. Z autem daj spokój ja jak miałam jedną z pierwszych samodzielnych jazd naszym autem, a było to jakieś prawie 3 lata temu albo dalej parkując za blisko podjechałam, nie wyczułam odległości i obułam zderzak tak, że lakier odpadł, ale do dnia dzisiejszego nikomu o tym nie powiedziałam. Brawo dla bohaterskiej Laury u nas podczas ostatnich badań krwi w szpitalu jak Calineczka miała pobieraną krew nic nie zapłakała pielęgniarki nie mogły wyjść z podziwu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Każdy ma chyba takie wspomnienia z autami :) Ja też, jeszcze z czasów studenckich i naszego pierwszego auta. Niestety różnica polega na tym, że wtedy ze względu na jego niewielką wartość zupełnie się takimi przygodami nie przejmowałam. Teraz jednak zaczynam od razu liczyć ile wyniesie mnie naprawa :(
      Jaka dzielna Calineczka! Buziaki dla Niej :***

      Usuń
  8. ooo to był dzień z cyklu "nie wyścibiaj nosa spod kołdry". Dobrze, że już za Toba ;) one zdarzają się raz na milion lat świetlnych, więc teraz już z górki ;)

    co do szczepienia... ja najchętniej MMRem bym nie zaszczepiła, ale nie wiem jak nam to wyjdzie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że zbyt późno to zrozumiałam :(

      MMR zaszczepimy, ale teraz boję się ze względu na nasze choroby..

      Usuń
  9. Świetna czapa :D ja w Polsce również przygotowałam JAkubka pod tym względem i co ciekawe - nawet jej nie ściągał! No i przyzwyczaił się do rękawiczek. Pierwszy raz to było samo zło, a potem chyba zakumał, że bez nich to jednak zimno jest.
    Kurcze, wszędzie czytam o chorujących dzieciakach i aż sama się dziwię, że Kuba taki zdrowy. Jeszcze nie opuściliśmy żadnego szczepienia, za trzy tygodnie kolejne, więc zobaczymy, czy i to nam się powiedzie. Oby! Na auto machnij ręką. Szczególnie, jak tak łagodnie zareagowali w rodzinie :) korzystaj, bo drugiej szansy może nie być ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja szczepiłam, jak dzieci miały 18 miesięcy. Czekałam na maj, żeby okres chorobowy był już za nami i odporność była większa. Pozdrawiam. Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja szczepiłam córeczkę, kiedy posyłałam ją do żłobka. Też mała wszystko zniosła dzielnie, przed szczepieniem szukając informacji natrafiłam na strone kampanii Pneumokokom mówimy szczepimy, więc polecam. A co do jesiennej chandry, też ją mam... Mój mąż się ze mnie śmieje, że najwyższy czas zmienić pracę albo zajść w kolejną ciążę...

    OdpowiedzUsuń