sobota, 8 lutego 2014

Akyaka - mój nowy adres

Wczoraj wybrałam się na dłuuugi spacer. Pogoda od kilku dni jest po prostu piękna - tak jak ciepły polski kwiecień. Słońce świeci cały dzień, temperatura 17 stopni. U nas wiosna zaczęła się na całego! W taką pogodę, aż żal siedzieć w domu. Postanowiłam więc odwiedzić męża w pracy i dalej spacerkiem poszliśmy nad morze.

Mieszkam w małej tureckiej miejscowości nad Morzem Egejskim. Jest tu naprawdę pięknie. Z jednej strony morze, z drugiej góry. Przez lata jednak nie chciałam tutaj mieszkać. Jeszcze podczas studiów spędzaliśmy tutaj każde wakacje. Przyjeżdżaliśmy do rodziców męża. Mieszkanie w ich małym mieszkanku przez prawie 2 miesiące było straszną męczarnią. I to nie dlatego, że są jacyś okropni. Nie, wcale nie. To całkiem fajni ludzie, dość nowocześni, otwarci. Ale tak całkowicie ode mnie RÓŻNI, że w końcu każda odmienność zaczynała doprowadzać mnie do pasji. Wszelkie bodźce stawały się jeszcze bardziej intenstywne na małej powierzchni mieszkania teściów o dużym zagęszczeniu ludności ;-) Co więcej, po 6 latach mieszkania w Polsce, mój mąż spolszczył się bardziej niż bym go o to podejrzewała i w pewnym momencie zaczął przejawiać jeszcze większy brak cierpliwości co do swojej rodziny niż ja sama :-) 
Wszystko to sprawiło, że na samą myśl o przeprowadzce do Akyaki, czułam złość i irytację. A propozycja była kusząca - własny biznes, który tylko czekał na przejęcie przez męża. Ku zdziwieniu wszystkich, a chyba najbardziej moim własnym - decyzję podjęłam ja. Gdy tylko mąż wrócił z wojska, oświadczyłam, że zostajemy w Akyace :D W Stambule mieszkaliśmy 2 lata. Miasto przepiękne. Bosfor można widzieć milion razy, a i tak zapiera dech przy każdej okazji. Ale warunki pracy... masakryczne. Średni dojazd do pracy w jedną stronę 2h. Korki, korki i jeszcze raz korki. Pada deszcz? Mega korki. Śnieg? Kompletny paraliż. Do tego dochodzą tureckie warunki pracy. Czytaj pracuj jak koń. Nie ważne co robisz, czy pracujesz, czy czatujesz  czy blogujesz - siedź na stołku. Czas pracy od ok. 8:30 do 17:30/18:00. Do tego dojazd. Kasa? No nieźle, ale miasto jedno z najdroższych na świecie. Żeby żyć tak jak byśmy chcieli, oboje musimy pracować (nie, żebym nie chciała, ale jako cudzoziemce mimo, że żonie Turka, nie mam tu pozowlenia na pracę - tak, wiem, żenada). Widujemy się tylko w weekendy, czasem tylko w niedziele (pracowanie w soboty jest dość częste). Mieszkamy w mieszkaniu z widokiem na inny budynek 10m za oknem. Z jakimś kredytem byłoby nas stać na coś własnego, ale nie w tych fajnych dzielnicach, w których swoje siedziby ma większość firm tylko daleko za miastem. Czyli dojazdy pozostają. Jak się wraca do domu o godz. 20:00 to wątpię w to, czy ma się siły na gotowanie obiadokolacji, sprzątanie czy zainteresowanie dzieckiem. Dziecko w tej sytuacji to już w ogóle wielka pomyłka. Nasi znajomi ze Stambułu albo dzieci nie mieli wcale, albo oddawali je w opiekę swoim rodzinom. My w Stambule byliśmy sami. Zresztą uważam, że nie po to się robi dzieci, żeby potem wychowywał je ktoś inny. A ja już to widzę - moje dziecko, w końcu pół Polak (!) wychowywany przez turecką opiekunkę - o nieee!!! Potem w moim własnym dziecku, ukochanym i wyczekanym, będę odkrywać wszystko to, czego nienawidzę w Turkach. Ze strachu o to wszystko podjęłam decyzję życia - przeprowadzamy się do Akyaki :D Tu nie ma korków, hałasu, spalin. ALE nie ma też centrum handlowego, nie ma kin, teatrów, opery. Nie mam gdzie zrobić zakupów ciuchowych. Nie ma Starbucksa ;-) Mam pod nosem teściów (to dobra i zła strona :D) Jest WSIOWO. ALE mamy tu rodzinny hotel, prowadzony do tej pory nieudolnie przez rodziców męża. MAM męża w roli szefa (mniamm), mam go o każdej porze dnia i nocy kiedy tylko chcę. Kasę mamy na razie trochę gorszą, ale jeśli wszystko pójdzie zgodnie z naszym planem, może być tylko lepiej :D mam własne mieszkanie, małe, ale urządzone tak jak chciałam. A! i MAM widok z balkonu na morze, ot co! i nie muszę znosić tureckich bab, które trzepią obrusy z okruszków chleba piętro nade mną i wszystko leci na mój balkon/pranie (tak, tak - tureckie realia). Do tego możemy sobie pozwolić na wyjazdy do Polski, kiedy tylko chcemy (oprócz sezonu letniego - dla nas okres żniw ;-)), czyli nie muszę drżeć z niepokoju o Boże Narodzenie :-)
Sama nie spodziewałam się, ile może zmienić własne mieszkanie. Jesteśmy blisko teściów, ale jednak oddzielnie. Ja trzymam ich trochę na dystans, tak jak całą resztę familii. Wiem, że uchodzimy trochę za odludków, ale trudno - dla nas to niezbędne środki prewencji, aby nie zwariować ;-) 
Jest nam dobrze.







Po takim spacerze, w domu po prostu padłam. Plecy dawały mi spokój tylko w pozycji z poduszką pod krzyżem. Ale jak dobrze się spało! :-)

6 komentarzy :

  1. Z jednej strony morze, z drugiej strony góry... I jeszcze taaaaaakie zdjęcia- Kobieto, czy Ty musisz tak nas szczuć, kiedy u nas za oknem szaro, buro i ponuro :) Zgłaszam sprzeciw!
    Pięknie tam macie, nic tylko spacerować!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Mamo Dwóch Córek w moich skromnych progach! Czytam Cię od zawsze i raz po raz opluwam komputer ;-)
      A do szczucia, to łączę się w bólu z powodu polskiej szarości i przesyłam ciepłe prądy! Na pocieszenie wspomnę, że widoki to największa zaleta mieszkania tutaj ;-)

      Usuń
    2. Aj tam, aj tam ) A prawdziwy turecki kebab to nie zaleta? No właśnie- może przybliżysz nam trochę kuchnię turecką w wolnej chwili?
      Czuję wyrzuty sumienia. Wiesz, mam w domu taki fajny płyt do czyszczenia komputerów... Wysłać? :)
      Ściskam mocno!

      Usuń
    3. O tureckiej kuchni na pewno będzie nie raz :-)
      A płyn do czyszczenia ekranu to było moje must have po tym jak zaczęłam czytać Ciebie i (nie)typową ;)

      Usuń
  2. Piękna okolica i piękne widoki macie, aż miło wyjść na spacer. My z okna też widzimy morze i stosunkowo mamy niedaleko więc w weekend można zafundować sobie długi spacer ;)
    Miło było przeczytać o Waszych realiach i troszkę poznać Wasze życie :)
    Niesamowicie mnie wciągnął ten Twój post ;)

    Pozdrawiam.

    http://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Pirelko. Cieszę się, że nie przynudziłam :) Moja ciąża przebiega na razie tak bezobjawowo, że "o tych sprawach" za bardzo nie wiem co pisać ;-)
      Polecam Ci takie spacerki. Wy jeszcze macie jod - my tylko ładne widoki ;-)

      Usuń