Wczoraj przypadała jedna z tych pamiętynych dat pod tytułem "pierwsze ...". Otóż wczoraj byliśmy na pierwszej wizycie u lekarza, do której to z nerwów odliczałam dni. Po powrocie jednak miałam tak mieszane uczucia, że musiałam sobie dać chwilkę, żeby wszystko w głowie poukładać. Dzisiaj stwierdzam, że to niewiele pomogło :-)
Na wizytę umówiliśmy się w szpitalu prywatnym i przypadkowo do "najlepszego" ginekologa w okolicy. Jeszcze przed wizytą porządnie wygooglowałam doktorka Aliego i przyznam, że miło było poczytać opinie kobiet opisujących jaki jest kompetentny, sympatyczny, dokładny, itd. itd. Szłam więc przekonana, że idę do fachowca. Po przyjeździe do szpitala trochę rozczarowałam się jego wyglądem. Lata swojej świetności ma już staruszek za sobą. W toalecie dopatrzyłam się nawet pajęczyny, nosz kurde, w szpitalu!!! Patrząc na ceny wizyt i zabiegów, mogliby trochę zainwestować w mały remont. Swoja drogą chyba podzielę się z nimi tymi spostrzeżeniami korzystając z opcji Uwagi&Skargi :-)
Ale do brzegu. Przed gabinetem doktorka kolejka, że ho ho. Bardzo wygodny system rejestracji internetowej (standart w Turcji, może kiedyś doczekamy sie go w Polandii) okazał się tu jednak jakąś kompletną pomyłką, bo i tak trzeba było przyczaić panią od biureczka (a nie było to łatwe, oj nie) żeby potwierdzić swoją rejestrację, zapłacić (jeszcze przed wizytą!) i otrzymać jakąś taką śmieszną naklejkę z kodem kreskowym i swoim nazwiskiem. Z tym należało się udać do gabinetu, ale od razu. Stanęliśmy więc twarzą w twarz z pierwszym dylematem: wbijać do gabinetu, w którym jest już inna pacjentka czy nie wbijać? Zapewniam, że stopień naszego dyskomfortu był równie wysoki co tej badanej ;-) Zapukaliśmy raz, drugi raz i odważyliśmy się uchylić drzwi na 3cm, gdy do drzwi dopadła jednym susem pielęgniarka machając ręką, żeby nie wchodzić i szybko odebrała od nas naklejkę z kodem. Masakra.
Potem przyszedł czas na czekanie - standardowo godzinka. Podczas tego czekania zdążyłam już przez okno obczaić, że gabinet musi być naprawdę niewielki, a niektóre baby (rodziny) wchodziły do niego w czwórkę! Gdy dane nam było przekroczyć próg gabinetu zobaczyłam: biurko, za którym siedział doktorek, obok niego pielęgniarka. Druga pielęgniarka to ta od wpuszczania i przyjmowania naklejek. Doktorek szybko do rzeczy z czym przychodzimy. My, że chyba z ciążą :-D Po tym nastąpił wywiad, o którym tyyyle się naczytałam w polskim internecie. Że to niby najdłuższa w moim życiu wizyta u ginekologa będzie, bo tyle będzie miał pytań. A tymczasem padły następujące:
1. kiedy miałaś ostatnią miesiączkę
2. czy byłaś wcześniej w ciąży
3. czy poroniłaś
4. czy zażywasz jakieś leki
Wsjo. Dalej z uśmiechem, ale i lekko wyczuwalną ironią powiedział "no to sprawdźmy czy naprawdę jesteś w ciąży". Pielęgniarka zaprowadziła mnie za parawanik, a tam w jeden kąt wciśnięta kozetka, w drugi koziołek. Chwytam się śmiało za spódnicę z zamiarem ściągnięcia, a tu moją rękę chwyta żelazny ucisk pielęgniarki, żeby nie ściągać. Tu byłam nieźle konfjuźnięta, no bo że jak niby? Przez rajstopy???? A ona mi mówi, że nie, że na kozetkę mam się położyć :-) Posmarowała mnie na bogato żelem do usg i obwieściła doktorkowi "Gotowa!". Zza parawanu słyszałam jak doktorek instruuje męża, jakie badania należy zrobić i gdzie. Doktorek ledwo przyłożył sondę do mojego brzucha i mówi: "tak, gratuluję, tak, gratuluję" :-D
Na usg pokazał nam naszego bąbelka, który przyczepił się podobno w bardzo dobrym miejscu i ogólnie wszystko jest ok. Powiedział, że bicia serca nie da nam posłuchać, bo detektory wysyłają do płodu fale dźwiękowe, a ich wpływ na dziecko nie jest jeszcze zbadany, więc on woli nie ryzykować. Powiedział, że takie badanie zrobi mi po 3 m-cu, a na razie pokazał nam puls serca na ekranie usg. Faktycznie był on widoczny dokładnie tak jak nieopisana błogość na twarzy mojego męża :-) Po tym badaniu doktorek wrócił od razu za biurko więc na koziołek tylko rzuciłam tęsknie okiem. Dalej udzielił nam dość sporo informacji o tym co robić, czego nie, co jeść (w skrócie mogę jeść wszystko oprócz surowego mięsa i ryb). Nie widzi też przeciwwskazań, żebym jadła wiejskie sery i jogurty z niepasteryzowanego mleka - w Turcji jest tego cała masa i, cholerka, są przepyszne. Dalej opisał jakie badanie będę miała robione w każdym miesiącu ciąży, wyznaczył termin porodu na 5 października i powiedział coś, co bardzo mi się spodobało - nie ma w zwyczaju przetrzymywać ciężarnej dłużej niż do tygodnia po terminie, czyli do 12 października nasz bąbel powinien się urodzić. Starałam się go słuchać bardzo uważnie, ale doktorek mówił bardzo szybko (następnym razem poproszę go by zwolnił) i jeszcze piguły obok niego bezczelnie gadały. Doktorek poradził by możliwie jak najwięcej badań wykonać w państwowych ośrodkach zdrowia, bo łączny ich koszt w tym szpitalu wyniósłby ok. 1000zł. Resztę wykonamy na miejscu. Termin kolejnej wizyty wyznaczył na 10 marca, czyli za niecałe 3 tygodnie. Wspomniał też coś, że wizyty odbywają się normalnie co 2 tygodnie, ale wydało mi się to jakoś nienaturalnie często, czy się mylę?
A, i trochę mnie zdziwił obliczeniem tygodnia ciąży. Jeszcze przed wizytą sprawdzałam sobie w szeroko dostępnych w internecie kalkulatorach ciąży i wszędzie przy wpisie daty ostatniej miesiaczki jako 28 grudzień wychodzi mi data porodu 4/5 październik i tydzień ciąży 8. Doktorek natomiast wpisał mi w dokumenty tydzień 6 i 5 dni. Rozumiem, że ukończony 6. tydzień i 5. dzień, czyli de facto 7. tydzień, ale to i tak się nie zgadza z moimi obliczeniami. Dzisiaj policzyłam te 6 tygodni i 5 dni od wczorajszej daty do tyłu i wyszedł mi 2 styczeń jako data początkowa. Nie wiem czym się on kieruje, końcem miesiączki? Ale nawet nie zapytał mnie ile moje miesiączki trwają.
I w tym momencie proszę doświadczone mamy o ocenę tej wizyty, bo ja wciąż mam tylko mętlik w głowie. Doktorek wydaje się faktycznie kompetentny i sprawia wrażenie, że wie co robi, ale ten jego wywiad dot. mnie i moich cyklów to był pożal się Boże, no i nie zbadał mnie na koziołku. Nie żebym chciała się pochwalić starannie wykonaną fryzurką, ale kurde, może chociaż jakaś cytologia, helloooł? Wizyta trwała jakieś 15-20 minut, po czym zostałam wysłana na pomiar ciśnienia i wagi. Przed wizytą zastanawiałam się jak będą mnie ważyć - w ubraniu czy bez :-) wiem, że może głupia jestem, ale w końcu samo ubranie potrafi ważyć ponad kilogram i przecież nie będę też za każdym razem przychodzić do lekarza w tym samym. Ja sama w domu ważę się na golasa, ale moja waga chyba nie należy do najdokładniejszych. Tutaj kazali mi wleźć na wagę poza gabinetem, czyli oczywiście w ubraniu. A gdybym miała na sobie dżinsy???? Jak taki wynik może być wiarygodny? :-) Czy tak to się robi?
Na koniec zostałam wysłana do dietetyczki, która powiedziała mi wszystko to, co już wiem, ale jak zauważył mój mąż, czego inne wiejskie baby na pewno nie wiedzą :-) Pani dietetyczka potwierdziła wersję, że sery i jogurty z niepasteryzowanego mleka mogę spożywać, choć faktycznie się tego nie zaleca z powodu wątpliwej higieny produkcji (???).
Po tej wizycie ogłosiliśmy nowinę tureckiej części rodziny, ale o tym napiszę już jutro, żeby nie przynudzać ;-)
Nie wiem sama co myśleć, o tym wszystkim. Najśmieszniejsze jest to, że mimo tych wszystkich niedociągnięć, doktorek wzbudza moje zaufanie. Proszę o Wasze opinie co zrobić z takim fantem :-)
Na koniec pierwsze zdjęcie naszego bąbelka :-)
Edit: Właśnie skonsultowałam sposób przeprowadzania badania ginekologicznego z pewną ciężarną Polką mieszkającą w Turcji. Dziewczyna jest w 6 miesiącu ciąży i jak dotąd robią jej tylko usg, a była w dwóch różnych szpitalach. Załamka. Toż to metody jak w Chinach ://///
Co do daty porodu się nie wypowiem, bo ja mam bardzo nieregularne cykle, u mnie to był zawsze problem żeby wyliczyć datę porodu, więc tylko na podstawie usg się udawało. Napiszę kiedyś o tym u siebie. Co do wizyt- moje dwie ciąże prowadzili różni lekarze i na początku i u doktorka i u lekarki miałam wizyty co 3tygodnie, a od 35tygodnia co 2tygodnie. Na pierwszych wizytach i z Elizą i z Lilą też nie byłam badana, miałam tylko usg, ale dopochwowe. Z Elizą dostałam skierowanie na badania, ale aż tak dużo ich nie było- podstawowa morfologia, ogólne badanie moczu, toskoplazmoza i cytomegalia oraz grupa krwi, bo ja swoją znałam, ale to trzeba mieć aktualne potwierdzenie z laboratorium. Lekarz, który prowadził moją ciążę z Lilą co 3tygodnie chciał mieć nowe badanie krwi i moczu, dlatego byłam zdziwiona, że z Lilą pani doktor zleciła mi to może ze 3razy...
OdpowiedzUsuńA sama wizyta... No powiem Ci, że ja w poczekalni będąc w ciąży z Elizą to swoje wyczekałam... Chodziłam prywatnie, do gabinetu, nie do szpitala. Lekarz niby zapisywał na konkretną godzinę, ale poślizg zawsze był, co najmniej godzinny. Na początku nie było to takie męczące, ale potem ,im brzuszek większy- masakra. Z Lilą chodząc również prywatnie wycwaniłam się i umawiałam się z wyprzedzeniem, jako pierwsza pacjentka :)
Dieta- w Polsce zdecydowanie nie zaleca się jedzenie niepasteryzowanych przetworów mlecznych. Z jakiego względu? Nie wnikałam :) Po prostu ich nie jadłam :) Nie wskazane jest jedzenie pasztetów (listeria) no i tak jak doktorek Ci powiedział- nic surowego.
Kiedyś u siebie na pewno o tym napiszę, ale właśnie- co to znaczy, że on nie trzyma pacjentki dłużej niż tydzień po terminie? Czasami mam wrażenie, że to lekarze najszybciej i najbardziej odchodzą od naturalnych porodów. Bo nie tylko cesarka tak naprawdę nie jest porodem naturalnym. Takie porody, które szybciej się wywołuje, czasami kilkakrotnym podawaniem oksytocyny, także niewiele mają wspólnego z naturą.
Pamiętam, ile się o tym naczytałam będąc w ciąży z E. Lekarze mnie wyleczyli z czytania jak to pięknie wszystko wygląda w teorii, przynajmniej w Polsce teoria a praktyka to są dwa światy. W Polsce lekarze dają posłuchać serduszka od samego początku. Zaczyna ono bić chyba około 8tygodnia. Co kraj, to obyczaj :)
Czy zmieniać lekarza? No tego Ci nie powiem. Pytanie czy znajdziesz lepszego. Kieruj się tym, czy mu ufasz, czy dobrze się tam czujesz...
Ps. No i teraz już oficjalnie, bardzo serdecznie Wam GRATULUJĘ! Będę z Tobą odliczać kolejne tygodnie!
Ściskam!
Martuś, dziękuję za wyczerpującą odpowiedź i gratulacje :-) Właśnie konsultuję badania z innymi Polkami w Turcji (Boże, dzięki ci za Facebook) i widzę, że tylko bardzo nieliczne miały robione badanie dopochwowe. Ja tam stawiam na szczerość. Zamierzam zapytać o to wprost doktorka, zobaczymy jak się sytuacja rozwinie. Na razie jeszcze go nie skreślam. Załamuję tylko ręce nad "nowoczesnością" tureckiej ginekologii...
UsuńGratulacje! :)
OdpowiedzUsuńJa mialam obie ciaze prowadzone w USA. Przy pierwszej ciazy na pierwszej wizycie w ogole sie zdziwilam, bo umowilam sie na potwierdzenie ciazy, przyjechalam do szpitala, a pielegniarka kazala nasikac mi do kubeczka, zrobila zwykly test z moczu (sama zrobilam w domu dwa, wiec wiedzialam, ze wyjdzie pozytywnie), pogratulowala i kazala umowic sie w rejestracji na za 2-3 tygodnie! Wyszlam stamtad wkurzona jak jasna cholera, bo nie po to zwalnialam sie z pracy! ;) Przy drugiej ciazy juz takich ceregieli nie robili, bo zalapalam, ze cos jest na rzeczy kiedy bylam na poczatku 3 miesiaca (karmilam piersia, wiec cykle nadal mialam nieregularne). :)
Pierwsza wizyta juz z lekarzem wygladala u mnie podobnie. Mialam tylko pytanie o date ostatniej miesiaczki, ewentualne poprzednie ciaze i przebieg pierwszego porodu. Potem USG, ale dopochwowe. Podobno tak wczesnie USG przez powloki brzuszne jest niedokladne. Jak widac na Twoim przykladzie to nieprawda. :) Po wizycie wyslali mnie pietro wyzej na badanie krwi. Nie pamietam dokladnie co sprawdzali, wiem ze bylo chyba z 5 fiolek bo na ich widok zrobilo mi sie slabo i pytalam pielegniarke na co az tyle. Jedna byla na grupe krwi, a inna na HIV, reszty nie pamietam.
Ogolnie badania krwi robi sie tutaj raptem 3 razy podczas ciazy, na poczatku, potem mniej wiecej w srodku i na sam koniec. Cytologie robili mi chyba na drugiej wizycie i potem na jednej z ostatnich. Mocz badaja przed kazda kontrola. A USG standardowo robi sie tylko 3 razy. Na pierwszej wizycie, pozniej okolo 12 tygodnia kiedy badaja przeziernosc karkowa zeby wyeliminowac zespol Downa, Edwardsa i Patau (czy jak mu tam) i potem USG polowkowe. Gdzies w polowie robi sie tez test obciazenia glukoza, ale nie bylo to takie starszne jak to opowiadaja dziewczyny z Polski. :)
Tutaj wizyty sa standardowo co miesiac az do 30 lub 32 tygodnia. Potem co 2 tygodnie, a od 36 tygodnia chodzi sie juz co tydzien. Date porodu wylicza sie na podstawie pierwszego dnia ostatniej miesiaczki. I tak jak u Ciebie, pozwalaja ciaze "przechodzic" tylko o tydzien, potem wywoluja. A w ten ostatni tydzien chodzi sie co okolo 3 dni na ktg. Co lepsze (chociaz ja stanowczo odmowilam), przy drugim porodzie mozna sobie zamowic cesarke na zyczenie. :)
Ogolnie, oprocz pierwszej wizyty, wszystkie inne wygladaja bardzo podobnie: siuski do kubeczka, waga, cisnienie, potem od okolo 10 tygodnia sluchanie serducha maluszka, a od okolo 25 tygodnia mierzenie brzucha (uwaga, uwaga!) miarka krawiecka! Serio!!! ;)
A czekanie to standardzik. Niby umawiaja na okreslona godzine, a potem czeka sie minimum 10 minut w poczekalni. Zanim pomyslisz, ze to luzik, to potem pielegniarka wazy cie i mierzy cisnienie, prowadzi do gabinetu i... znow czekasz. Tym razem znacznie dluzej. Moj rekord to bylo 40 minut! W malutkim pokoiku, moze 2 x 2m! Kota dostawalam! ;)
Tak to wyglada tutaj. Bede sledzic z ciekawoscia jak to przebiega w Turcji. :) Dla mnie najgorsze bylo to oczekiwanie miesiac na kolejne wizyty. Zawsze mialam filmy, ze tyle moze sie zdarzyc w tym czasie. No i tylko 3 USG podczas ciazy... Moja siostra chodzila w Polsce prywatnie do ginekologa i miala USG robione przy kazdej wizycie. Czulam wiec spory niedosyt... ;)
Przepraszam ze ten elaborat, ale obudzilas wspomnienia. ;)
Dziękuję za super długaśną odpowiedź - na taką właśnie liczyłam :) wniosek: co kraj to obyczaj. kto by pomyślał, że w takiej Łameryce będą Ci kazać sikać do kubeczka i przymierzać się do brzucha z miarą krawiecką (swoją drogą muszę jedną kupić ;)) Ja już zdążyłam się zorientować, że w Turcji usg to główna metoda prowadzenia ciąży. Zamierzam na kolejnej wizycie porozmawiać z doktorkiem od serca i wylać swoje żale. Jak się nie poprawi to idziemy szukać dalej ;)
UsuńI ja potwierdzam- glukoza nie taka straszna, jak ją malują. Badanie na hiv- zapomniałam o nim, też miałam. Z Elizą miałam często usg, ale ciąża tego wymagała, z Lilą rzadziej, ale też około 7-8 na pewno, bo my zdecydowaliśmy się na badania genetyczne, a w nich są właśnie 3usg.
UsuńWiesz, myślę, że pewnych rzeczy możesz nie obejść w Turcji, bo pewnie lekarza mają tam swój "styl" prowadzenia ciąży i nie za wiele różni się on u kolejnych lekarzy.
Kochana, przede wszystkim Wam gratuluję :) Pierwsza wizyta za Wami, ale faktycznie brak cytologii, badan krwi to dziwne dla mnie..
OdpowiedzUsuńTe daty od jakiś lekarze wyliczają porody i tygodnie ciąży są dla mnie równocześnie zagadką jak i nieporozumieniem.
Co do wizyt online to ja u siebie rejestruję się online, ale w prywatnej przychodni.
http://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/
Dziękuję, Pirelko :-) Badania krwi robią tu co miesiąc, brak tylko cytologii i wszystkich wymazów. Zobaczę co się da zrobić w tej sprawie. Na następnej wizycie porozmawiam sobie z lekarzem od serca, zobaczymy co powie.
UsuńW Turcji rejestracja online obowiązuje wszędzie, również w szpitalach państwowych i jak się okazuje, działa tam nawet sprawniej niż w prywatnych :-)