czwartek, 27 lutego 2014

Rzecz o higienie

Wczoraj byłam na pierwszych badaniach laboratoryjnych. Ku mojemu zdziwieniu, mój ginekolog nie wypisał mi żadnego skierowania na badania, nie wymienił nawet tych, które powinnam zrobić. Powiedział tylko, że mam iść do jakiejkolwiek przychodni i zrobić wszystkie badania dla ciężarnych, które będą robione w danej placówce. Wydało mi się to dość dziwne i momentalnie wyobraziłam sobie, że nawet nie będę wiedziała jakie badania mi zrobią, więc w domu wolałam sobie sama sporządzić listę takich badań. Wpisałam na nią
1) badanie ogólne krwi, 2) badanie ogólne moczu, 3) TSH, 4) przeciwciała toksoplazmozy, 5) przeciwciała różyczki, 6) przeciwciała cytomegalii, 7) przeciwcała wirusowego zapalenia wątroby typu B, 8) cukier, 9) ewentualnie HIV. Z taką listą wybrałam się do naszego wsiowego ośroda zdrowia. Mąż tego akurat dnia przyjechał z pracy wkurzony, w dodatku niewyspany i przemęczony - po prostu miodzio. Oświadczył mi, że zabieramy też teściową, bo ona zna tutejszą pielęgniarkę. Na moje pytanie WTF, czy trzeba znać pielęgniarkę, żeby zrobić najbardziej podstawowe badania, nie potrafił odpowiedzieć. Ośrodek okazał się faktycznie wsiowy, żeby dostać się na badania musiałam najpierw wejść do gabinetu lekarza po skierowanie. Teściowa rzuciła się z wyjaśnieniem, że chcemy zrobić "testy ciążowe", nie dziwota, że lekarka zrozumiała, że chcemy sprawdzić czy jestem w ciąży :-D po raz kolejny moja przezorność okazała się trafiona - szybko podałam jej listę badań, które chcemy zrobić. Pokiwała aprobująco głową, że wszystkie z nich są ważne, ale u nich mogę zrobić tylko morfologię, TSH i cukier. Dostałam trzy naklejki z kodem kreskowym (nie wiem co to za zwyczaje z tymi naklejkami) i z tak poobklejanymi palcami przeszłam do gabinetu zabiegowego przeszkadzając akurat pielęgniarce w śniadaniu. Pielęgniarka była miła, wdała się z teściową w standardową gadkę pt. "z której wiochy jesteś", a ja uważnie obserwowałam co robi. Najpierw rozejrzałam się za rękawiczkami, bo na ich temat mam lekką schizę. Pudełko z nimi stało tuż obok mnie. Ucieszyłam się, że skoro leżą tak blisko to na pewno z nich skorzysta. Pudło. Pielęgniarka wyjęła nową strzykawkę, igłę, zdezynfekowała mi rękę i szybko wbiła się w żyłę. A ja biłam się z myślami, czy zwrócić jej uwagę czy nie. Nosz kurde, że ja zawsze muszę trafić na takich brudasów, i w Turcji i w Polsce! Zazwyczaj zachowuję się asertywnie i zwracam uwagę, dzięki czemu w Turcji szybko otrzymałam miano "agresywnej" (!!!). Tak, tak, wszelcy urzędnicy uchodzą tutaj za nieomylnych, ich mniemanie o sobie jest pożal się Boże taaakie wysokie, a ich praca pełna podstawowych błędów, których często nie wstydzę się wskazać. Niestety nie są oni przyzwyczajeni do tak "bezczelnych" petentów, potrafią się obrazić i z fochem odmówić załatwienia twojej sprawy. Mąż nie od dziś twierdzi, że do którego urzędu bym nie poszła, kończy się to kłótnią. Ale o tym innym razem. Po tym jak pielęgniarka wbiła się w żyłę, było już po ptakach. Na szczęście pobrała krew na tyle sprawnie, że faktycznie w ogóle nie dotknęła mnie swoją skórą. Pocieszyłam się, że w ten sposób raczej nie ma szans, żeby mnie czymś zaraziła. Kazała mi jeszcze poczekać, bo z racji, że jestem w ciąży, zostanie mi w tym ośrodku przypisana położna, która będzie mnie "uświadamiać" (ciekawa o czym...) i ona sama też ma mi coś do powiedzenia. Czekając przed gabinetem miałam okazję poobserwować innych pacjentów, którym ta sama pielęgniarka pobierała krew. I... krew mnie normalnie zalała. Szlag! Pielęgniarka być może mnie nie dotknęła, ale bez mycia rąk i bez rękawiczek pobiera też krew innym pacjentom - ja widziałam akurat grupę "niezbyt czystych" cyganów. Nie jestem lekarzem, nie wiem na ile jest to niebezpieczne i jak dochodzi do zarażenia, ale cholera jasna, zasady są jasne, czyż nie? Dlaczego w ośrodkach zdrowia jest taki problem z ich przestrzeganiem? Przecież to tylko rękawiczki, czy tak trudno je założyć? Podzieliłam się swoją frustracją z mężem i teściową. Teściowa w swoim nieuświadomieniu nawet nie zrozumiała w czym problem, mąż natomiast podsumował, że wiedział, że będą mieć ZE MNĄ problem. To już starczyło, żeby mój wkurw sięgnął zenitu. Do tego sama byłam na siebie zła, że pozwoliłam na to wszystko. Do teraz męczą mnie wyrzuty sumienia, nie wiem, może przesadzam, ale już wiem, że dla świętego spokoju, po to by nie analizować głupiego pobrania krwi przez kolejny tydzień, więcej już nie pozwolę zbliżać się do mnie ze strzykawką bez rękawiczek. Trudno, jak będzie trzeba się kłócić, to trzeba, w końcu chodzi o moje zdrowie i o zdrowie mojego dziecka. Poza tym warto tutaj tą pigułę ustawić, bo w końcu będę do niej często przychodzić i będzie ona szczepić również moje dziecko... Na jej szczęście, pielęgniarka wyszła z gabientu i powiedziała, że ma dużo pacjentów i żebym nie musiała czekać, to o czym miała mi powiedzieć powie jutro, gdy przyjdę po wyniki.

Dzisiaj po wyniki poszłam sama, spacerkiem. I.. obiłam się o drzwi przychodni. Trafiłam akurat na ich lunch break, który pomimo informacji w drzwiach wcale nie skończył się o 13:00. O 13:30 przyszła sprzątaczka, która uświadomiła mnie, że nie mam po co czekać, bo dzisiaj pracują w terenie :S
ooooooh... i jak się tu nie denerwować w ciąży się pytam???

Edit: a z okazji dzisiejszego tłuściutkiego czwartku, życzę Wam smacznych pączusiów, żeby nie właziły Wam tam gdzie nie trzeba i żeby jutro nie było po nich śladu ;-) Ja dzisiaj o pączkach wcale nie marzę. Obiekt mojej tęsknoty jest hmm.. bardziej treściwy:


O mamo... co ja bym dała za taką porcję pysznego żureczku... Niestety w Turcji jest on dla mnie nieosiągalny :-(

11 komentarzy :

  1. Taki żurek w chlebku sama bym zjadła ;) narobiłaś mi nim smaka.
    Co do badań to porażka, nie dość że dają konkretnych skierowań to jeszcze ta pielęgniarka. Współczuję i masz rację, że następnym razem zwrócisz uwagę, masz prawo dbać o własne zdrowie i dziecka.

    http://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że zawsze trzeba walczyć o to prawo :-(

      Usuń
  2. No rzeczywiście, też by mi się ciśnienie podniosło...
    Masz rację, następnym razem od razu postaw sprawę jasno-pani pewnie zapamięta :) I chociaż miałaby tylko do Ciebie zakładać te cholerne rękawiczki- to po to właśnie one tam są!
    A swoją drogą-nadziwić się nie mogę, przecież pewne standardy obowiązują na całym świecie! Pamiętam, jak urodziłam Lilę i przyszła doradczyni laktacyjna (jeszcze w szpitalu), to do tego, że dziecko przystawić mi do piersi też założyła rękawiczki. A tu? Do pobrania krwi nie? No paranoja!
    Teściowa jak taka niczego nieświadoma to ma pewnie klawe życie. A przynajmniej-mało stresujące.
    Moja bratowa miała identycznie. Nie wiem, czy chodzi gdzieś po ziemi byłą albo obecna ciężarna, która ma tak małe pojęcie o ciąży, jej przebiegu, zagrożeniach itd jak moja bratowa miała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się temu nadziwić nie mogę, że w placówkach, których celem i ideą jest dbanie o zdrowie dopuszcza się do tak podstawowych błędów. Niestety ja mam takie doświadczenie również z Polski :-( Tutaj ze świadomością ciężarnych jest chyba fatalnie, bo widzę jakie informacje udzielają lekarze i położne.

      Usuń
  3. mmm narobiłaś mi smaka tym żurkiem :)
    Jeszcze się nie spotkałam z czymś takim by pielęgniarka kuła mnie bez rękawiczek.. Chyba bym ją podpierdzieliła.. Higiena musi być !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja chyba mam pecha, bo podobne doświadczenia przywiozłam z Polski :-( higiena musi być, powinna być, a niestety często jej nie ma.
      Co do żurku, zazdroszę możliwości konsumpcji ;-)

      Usuń
  4. Bleee... Nie wiem czy odwazylabym sie cos powiedziec, ale tez cala bym cierpla z obrzydzenia... :/

    Tutaj wszystko jest jednorazowe, wysterylizowane fabrycznie i wszyscy lekarze i pielegniarki obowiazkowo nakladaja rekawiczki, nawet zeby ci po prostu zmierzyc cisnienie. Jedyna lekarka, ktora rekawiczek nie nosi to nasza pediatra. Nie dziwie sie jej, bo mysle, ze dzieci nie znosza dotyku latexu, ale ona za to myje rece zaraz po wejsciu do gabinetu, zanim jeszcze sie zblizy do malucha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z natury jestem asertywna choć miła ;-) niestety tutaj asertywność przyjmuje się tak jak chamstwo i faktycznie, gdy tylko zwrócę tu komuś uwagę, kończy się to kłótnią, a tych z kolei mam już dosyć... dlatego właśnie nic nie powiedziałam, ale teraz już wiem, że nie warto się poddawać, bo później wciąż o tym myślę i męczy mnie to psychiczne :S zazdraszczam takich standardów ;-)

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedyś zareagowałam na brak rękawiczek, ale uzyskałam odpowiedź, którą później potwierdziły przepisy, że rękawiczki stosuje się w celu ochrony zdrowia i życia nie pacjenta, a właśnie pielęgniarki czy lekarza, bo to oni narażeni są na zarażenie się od pacjentów różnymi chorobami. Strasznie mnie to zdziwiło, bo dotychczas to ja czułam się chroniona :/
    No ale np. w ośrodkach zdrowia gdzie do pobrania krwi jest wielka kolejka i jest jedna pielęgniarka, przecież ona nie zmienia rękawiczek co pobranie. Pediatra myje ręce przed badaniem dzieci ponieważ tego go uczą w szkole i to faktycznie ma w jakiś sposób chronić dziecko. Tylko z drugiej strony na jego fartuchu znajduje się wszystko o czym nie chcemy wiedzieć i co może zagrozić naszym milusińskim. Nie wspominając już o poczekalni dla pacjentów.

    Ciekawa ta Turcja, w życiu się nią nie interesowałam, a Ty narobiłaś mi wielkiej ochoty żeby poznać ten kraj. Zawsze bardziej się jej bałam i wydawała mi się bardzo rygorystyczna i nieufna, ale skąd takie mam wrażenie to nie wiem. :D Kiedy ponad 6 lat temu leżałam w szpitalu na patologii ciąży z pewną dziewczyną miała ona narzeczonego Turka. Byli strasznie w sobie zakochani i on przynosił jej strasznie pachnące kebaby :) Ale miał takie mroźne i niezadowolone oczy i taki nadąsany chodził. Teraz mi się to przypomniało pod wpływem Twoich wpisów.
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo ciekawe co piszesz. Faktycznie, masz rację - co z tego, że zmienią rękawiczki czy umyją ręce skoro na fartuchu jest milion zarazków. Chociaż.. to skóra na dłoniach ma najwięcej kontaktu z naszymi dziećmi. Teraz, gdy pierwsze oszołomienie ciążowo-rodzicielskie już mi minęło ;-) staram się zawsze na trzeźwo ocenić sytuację. Wiem, że nie jestem w stanie uchronić Jej przed wszystkimi zarazkami, bo powinnam trzymać Ją przez cały czas w zamknięciu z dala od ludzi. Oczywiście jest to niewykonalne, w szczególności tu w Turcji, gdzie wszyscy rwą sie do dotykania dziecka i całowania rączek (to akurat wciąż wywołuje u mnie gesią skórkę i zgrzytanie zębów, bo Laura oczywiście zaraz ładuje sobie rączkę do buzi).

      Cieszę się niezmiernie, że zainteresowałam Cię tym krajem. Tutaj na blogu niestety często narzekam i zrzędzę, ale w gruncie rzeczy jest tu całkiem ok, a na wakacje to już w ogóle super i z całego serca polecam Wam tutaj urlop. Naprawdę nie ma się czego bać :) Rozśmieszyłaś mnie historią o tureckim narzeczonym przynoszącym kebaby do szpitala :D I nikogo nie poczęstował??? To jakieś bardzo nietureckie :)

      Usuń