sobota, 15 lutego 2014

Pokaż mi swoją żonę a powiem ci kim jesteś

Marta W przypomniała mi wczoraj w komentarzu ważną kwestię, którą pominęłam w poprzednim poście. Zdrady :-D Temat zdrad łączy się bardzo mocno z tematem Turczynek. I to głównie o nich dzisiaj będzie. 

Już na początku pragnę zaznaczyć, że charakter Turczynki bardzo mocno determinują dwie sprawy: wiek i wykształcenie (mówiłam, że ważne? :-)) Młode Turczynki to przede wszystkim królewny. Od facetów wymagają wielbienia, pamiętania o wszystkich ważnych datach, zaproszeń do modnych kawiarni i najlepiej tatuażu z imieniem ukochanej. Nie bez powodu mój mąż tak się cieszy, że ożenił się z cudzoziemką ;-) Przy tych wszystkich podchodach kierują się jednak ważną zasadą - szukam nie chłopaka, a męża. Dlatego też Turczynka nie będzie traciła czasu na kandydatów, którzy się na takowego nie nadają. Tutaj należy zaznaczyć, że przy wszystkich różnicach między Turczynkami łączy je jedna cecha. Jest nią interesowność. Mąż musi mieć własny dom, samochód i dobrą pensję. Ubezpieczenie też. Bo królewna często nie chce pracować po ślubie. A my naiwni w Europie załamujemy ręce jak ci muzułmanie swoje żony ciemięrzą... Jednym z bardzo popularnych programów telewizyjnych jest tutaj rodzaj Randki w Ciemno. Tylko, żeby obyło się bez grzechu, Turcy nie umawiają się na randkę tylko na małżeństwo. Najczęstszym wymaganiem kobiet jest niezależność finansowa i to nie byle jaka. Kobiety we wspomnianym programie mówią wprost "szukam mężczyzny, który będzie mnie utrzymywał". Niezłe, nie? :-) Bardzo często po ślubie królewna Turczynka zmienia się w ropuchę. Nie wiem skąd to się dzieje, ale przypuszczam, że z ich lenistwa, że skoro już znalazły jelenia to po co mają się starać, i Turczynki zupełnie przestają o siebie dbać. Siedzą w domu tak jak chciały. O makijażu, paznokciach i innych przybytkach szybko zapominają. Po 40-stce zaczynają się ubierać jak Polki po 70-tce. Całymi dniami gotują, plotkują z sąsiadami i oglądają seriale. Z racji, iż praktykowanie tego przez chociażby kilka miesięcy skutkuje lekkim ogłupieniem, facet nie ma w domu partnerki tylko gospodynię domową. Turcy nieczęsto podejmują ważne decyzje z takimi żonami, bo one zwyczajnie nie ogarniają tematu. Mając w domu taką ropuchę, pewnie niepotrzebnie usprawiedliwiam, ale za bardzo się nie dziwię, że facet szuka sobie innej rozrywki poza domem... Z takimi przypadkami mam często kontakt w swojej pracy. Bo chyba nie tylko w Turcji właścicielami firm są często osoby z minimalnym wykształceniem? Taki właśnie ma w domu ropuchę, ale mu szczęście dopisało i dobrze mu się wiedzie. Czyli z pozoru wskakuje w drugą kategorię. Przyjeżdża na targi za granicę. Pokazuje mi (tłumaczowi) zdjęcia żony i dzieci. A potem pyta "masz jakąś fajną koleżankę?".

Dziewczyny z wykształceniem to też królewny. Te jednak, z racji posiadanych kwalifikacji pracują. Pracująca Turczynka jest BARDZO zadbana. Ma zawsze nienaganny makijaż i manicure. Uwielbia buty na wysokich obcasach. Turczynki są bardzo ambitne i waleczne. Według relacji męża nikt w pracy nie podkładał sobie nawzajem kłód pod nogi tak jak kobiety, tylko po to by się wyróżnić. Pracujące Turczynki chodzą do kina, do Starbucksa, na koncerty. Mają rozległe zainteresowania i nie oglądają tureckiej Randki w Ciemno. Mają jednak jedną dużą wadę. Nie potrafią prowadzić domu :-) Tutaj nie chcę być niesprawiedliwa i z pewnością odpowiada za to również turecki system pracy. Do domu wraca się późnym wieczorem, więc trudno jest wszystko ogarnąć. Jednak zaobserwowałam, że moje pracujące koleżanki nie potrafią gotować. Żyją w kompletnym bałaganie. I dlatego dom prowadzi dla nich najczęściej mama :-) Takie kobiety są dla mężczyzn najczęściej atrakcyjne. W końcu to wzrokowcy... ;-) Można z nimi porozmawiać o polityce, gospodarce i najnowszych trendach w modzie. 

Jest też kategoria nr 3, czyli najciemniejsza ciemnota. To właśnie kolebka barmanów i recepcjonistów, o których była wczoraj mowa. I wiem, że mamy XXI wiek, że świat idzie do przodu, ale nie tam. Wśród tej części tureckiego społeczeństwa małżeństwa aranżowane to standart. Mamy-ropuchy poszukują synowej, która spełni kilka warunków: 1) będzie dobrze gotować, 2) będzie zadowalać mężą czyli jej syna, 3) nie będzie zbyt mądra, bo takie to marudzą i mają wymagania, 4) będzie usługiwać teściom. Sama znam wiele takich małżeństw i byłam świadkiem poszukiwania synowej. Przed ślubem młodzi spotykają się kilka razy i po kilku miesiącach już są małżeństwem. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu widzę, że często takie małżeństwa bywają szczęśliwe. Nie wiem jak to się dzieje, ale tak jest :-) Chyba nie bez powodu mówi się "słuchaj starszych" ;-) W takich małżeństwach prawdopodobieństwo popełnienia zdrady jest największe, bo żonie daleko do jakiejkolwiek atrakcyjności. Poza tym w takich społeczeństwach facet widzi góra nagą stopę kobiety, więc gdy przyjeżdża sobie dorobić w turystycznym kurorcie i widzi jasnowłose cudzoziemki opalające się topless po prostu dziczeje. Ci nieokrzesani jednak rzadko kiedy zwracają uwagę turystek. Zanim do tego dojdzie facet musi nabrać trochę ogłady i złapać choć odrobinkę angielskiego. Najczęściej trwa to jeden sezon. Potem hulaj dusza! Znam nawet takich, co prowadzą grafik, bo faktycznie pogubić się można która kiedy przyjeżdża i jak długo zostaje! Nie twierdzę, że wszyscy mężczyźni pracujący w kurortach mają żony, które zdradzają. Jednak ich przytłaczająca większość pochodzi z takich właśnie rodzin i warto zaznaczyć, rzadko kiedy planują ślub z cudzoziemką. Z turystkami można się wyszaleć, nabrać doświadczenia, by na koniec wrócić do rodzinnej wsi i poślubić wybraną przez mamusię dziołchę (skromną, gotującą znane mu potrawy, dziewicę i TURECKĄ). 

Wniosek: doceńmy własne umiejętności. Ja doceniłam je dopiero w Turcji. Polka to kobieta doskonała. Wykształcona, zadbana, elokwentna. Często znająca języki. Najczęściej pracuje, odnosi sukcesy, wychowuje dzieci, gotuje obiady i jeszcze męża w nocy zadowoli. 
Nie dziwię się, że mój zadowolony ;-)




9 komentarzy :

  1. :D No i jeszcze z poczuciem humoru- zapomniałaś dodać :)
    No widzisz, wychodzi na to, że moja wiedza o Turkach/ Turczynkach to same stereotypy, także mile widziane kolejne posty o podobnej tematyce. No i już standardowo moje pytanie do Autorki Bloga- a jak turecka rodzina zapatruje się na ewentualne małżeństwo z cudzoziemką/cudzoziemcem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tureckie rodziny zapatrują się na małżeństwa z cudzoziemcami jak polskie rodziny - czyli bywa różnie. Te bardziej konserwatywne najczęściej się sprzeciwiają, niewykształcone podchodzą do tematu bardzo różnie, czasem przyjmują jak swojego, czasem zakładają, że taki/taka to zbyt od nich odmienna i w ogóle nie biorą małżeństwa pod uwagę. Są w końcu też rodziny "normalne" i bardziej nowoczesne, dla których nie stanowi to problemu. Znacznie trudniej jednak "oddają" cudzoziemcom swoje córki, znam wiele małżeństw mieszanych, a tylko dwa z nich to małżeństwo Turczynki i Polaka. Spowodowane jest to głównie religią - tutaj ludzie zakładają, że dziecko przyjmuje religię ojca i stąd pojawiają się schody, jeśli nie jest to muzułmanin. Poza tym pozostaje też kwestia obrzezania lub jego braku, jak w przypadku Polaków i innych Europejczyków :-)

      Moi przyjęli mnie jak dawno niewidzianą córkę i tak traktują do dziś.

      Usuń
    2. Kochana, dzięki za cierpliwość do moich pytań i wyczerpujące odpowiedzi :)
      Bo wiesz, zbieram informację, na wypadek, jakby mój mąż doprowadziłby mnie już do szewskiej pasji. Wtedy muszę mieć plan, w którym kierunku się udać :)
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Hhahhaha, a zapraszam w te strony, choćby z mężem ;-)

      Usuń
    4. :)
      A teraz czas na kolejne pytanie- co Twojemu mężowi najbardziej smakuje z naszej kuchni? Pamiętam kolację u mojego dziadka, kiedy jadł z nami pewien Francuz... No i wyjadł cały bigos :) który nota bene ja uwielbiam, a że miałam wtedy niewiele lat, to bardzo bardzo znielubiłam tego "żabojada" jak nazywał go mój "mądry" tatuś.

      Usuń
    5. O rany, bigos.... tak jak wszystko mi teraz śmierdzi tak bigos zjadłabym z apetytem :-> cholerka, chyba nie obejdzie się bez wizyty w Polsce jeszcze wiosną ;-)
      Mój mąż, ku mojej uldze, obecnie lubi wiele dań z polskiej kuchni, ale nie było tak od zawsze. Na przykład uwielbia barszcz (przywiózł sobie nawet instant w paczce, żeby w pracy mógł sobie ulżyć), ale długo się do niego przekonywał. Poza tym bardzo lubi też nasze gołąbki, schaboszczaki, wytrawne pierogi... ojj, dużo rzeczy lubi :-) zajada się też naszymi parówkami, bo tu w Turcji są tylko 100% wołowe i takie czerwone i suche. Musztardę też nauczył się jeść w Polsce. Nie toleruje natomiast chrzanu :-)

      Usuń
    6. W ciąży z Lilą miałam w zasadzie jedną zachciankę- kapusta kiszona w każdej postaci :)
      W tym roku Wielkanoc jest późno, to może być świetna okazja do wizyty :)
      No wie Facet co dobre, gołąbki też uwielbiam :) Parówki wołowe? Kurczę, aż ciężko to sobie wyobrazić. W sumie to byłby dobry patent na odzwyczajenie Elizy od parówek- zaserwować Jej taką wołową :)

      A już jutro wizyta? Dreszczyk emocji jest?!

      Usuń
  2. No to całe szczęście, że w Europie jest inaczej.. :)

    http://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tez w tej mojej "Hameryce" pozbylam sie (nieco) kompleksow. Polki to generalnie dziewczyny bystre, wyksztalcone, a przy tym wysokie, szczuple i ladne. :)
    Tylko potem przyjezdzam do Kraju i okazuje sie, ze sie zamerykanizowalam. Nie zwracam juz tak bardzo uwagi na ubior, wiec w opinii mojej matki nosze "szmaty", no i odzwyczailam sie od robienia pelnego, starannego makijazu zeby skoczyc do warzywniaka pod domem. ;)

    OdpowiedzUsuń